Recenzja filmu

Tarzan. Król dżungli (2013)
Reinhard Klooss
Elżbieta Kopocińska
Kellan Lutz
Spencer Locke

Upadek legendy

Ostatecznie "Tarzan" kończy jako poprawna politycznie, nudna opowiastka ze sztampowym proekologicznym przesłaniem rodem z "Avatara" Jamesa Camerona.
Stworzona przez Edgara Rice Burroughsa postać Tarzana znajduje się w czołówce najczęściej przenoszonych na duży ekran bohaterów literackich. Czy zatem świat rzeczywiście potrzebuje nowego króla dżungli? Zdania na ten temat pewnie są podzielone, co nie zmienia faktu, że jedno wydaje się dość oczywiste - na pewno nie takiego, jakiego proponuje Reinhard Klooss. Mimo że jego "Tarzan" jest dopasowany (aż za bardzo) do współczesnego pokolenia, daleko mu do poziomu słynnej animacji Disneya z 1999 roku. Stwierdzenie, że wspomnianą wersję widziałem niezliczoną ilość razy, a na samą myśl o powtórnym obejrzeniu niemieckiej adaptacji przechodzą mnie dreszcze, w zasadzie wystarczyłoby za całą recenzję.



Na samym początku cofamy się 70 milionów lat, kiedy to - jak zostajemy skrupulatnie poinformowani - "potężne dinozaury rządziły Ziemią". Okazuje się, że przyczyną wyginięcia prehistorycznych gadów był wybuch tajemniczej asteroidy, niosącej ze sobą nieograniczone źródło energii. Skok do czasów współczesnych. Rodzina Greystoke'ów przybywa do dżungli w celu odnalezienia pozostałości mistycznej skały. Poszukiwania kończą się dość niefortunnie. Rodzice czteroletniego Tarzana giną w katastrofie lotniczej, podczas gdy on sam wychodzi z wypadku praktycznie bez szwanku. Osieroconego chłopca przygarnia sympatyczna małpa Kala i pod okiem goryli uczy praw obowiązujących w środowisku dzikich zwierząt.

Chociaż początkowo wydaje się, że wprowadzone elementy science fiction są bezsensowne i niepotrzebnie obciążają fabułę, nie one stanowią największą wadę "Tarzana". Dziwaczne interpretacje klasycznych opowieści są ostatnimi czasy w kinie mile widziane. Główny problem tkwi w tym, że motyw magicznego głazu nie zostaje w pełni rozwinięty, a reżyser porzuca go na rzecz powrotu do znanej wszystkim konwencji. Kluczowe wątki pozostają bez zmian - wychowanie przez małpy, romans Tarzana i Jane, starcie z chciwym agresorem. Niestety historia jest uproszczona w tak dużym stopniu, że można odnieść wrażenie, jakby półgodzinna animacja została rozciągnięta do pełnometrażowego filmu. Tempo narracji jest strasznie nierówne. Rozwlekłe wprowadzenie nie sprzyja wzbudzeniu zainteresowania widzów, a przeskoki pomiędzy przedstawianymi równolegle losami Tarzana i pracujących w korporacji intelektualistów nie budują fabularnego napięcia. Natomiast w momencie, gdy akcja przyspiesza, wydarzenia rozgrywają się miejscami zbyt szybko i chaotycznie, by wynagrodzić poprzedzające je dłużyzny.



Niewiele lepiej prezentuje się strona techniczna. O ile bogate w szczegóły animowane tło (dżungla, wodospady) prezentuje się całkiem nieźle, o tyle woskowy design postaci ludzkich pozostawia wiele do życzenia. Oczekiwanych rezultatów nie przyniosło więc zastosowanie techniki polegającej na przechwytywaniu trójwymiarowych ruchów aktorów. Tarzan i jego towarzysze sprawiają wrażenie, jakby uciekli z zakurzonych gier wideo. Najbardziej irytuje ich ociężały sposób poruszania się, który w połączeniu z obumarłymi oczami pozwala przypuszczać, że każde z nich lepiej odnalazłoby się w popularnym "The Walking Dead", postawione obok krwiożerczych zombie. Do podobnego wniosku można zresztą dojść, analizując powierzchowny portret psychologiczny postaci. Łotr Clyaton jest zbyt podły, poczciwy Porter nadmiernie szczęśliwy, a Jane nie wychodzi poza stereotyp damy, która jest ciągle w niebezpieczeństwie i potrzebuje kogoś, kto ją uratuje. A Tarzan? Po prostu jest. Nie odznacza się niczym na tyle, by jego los kogokolwiek obchodził. Jak łatwo sobie wyobrazić, wątek romansu tej ostatniej dwójki raczej nie rozbudzi wyobraźni widzów, a obowiązkowe "Ja Tarzan, Ty Jane" prędzej wywoła uśmiech politowania aniżeli łzy wzruszenia. Twórcy nie potrafią nawet w pełni wykorzystać tandetnej, ale dodającej filmowi energii sceny ukazującej rodzące się między nimi uczucie - pobrzmiewające w tle "Paradise" zespołu Coldplay trwa zbyt krótko.

Pomimo tego że "Tarzan" posiada przebłyski rodzinnej rozrywki, tak naprawdę nie wiadomo, do jakiej grupy odbiorców Reinhard Klooss kieruje swój film. Młodsi widzowie będą zapewne rozczarowani brakiem mówiących ludzkim głosem zwierząt i dynamicznych utworów muzycznych, a dorosłym nie spodoba się ledwo zauważalny dowcip sytuacyjny oraz uciążliwy narrator. Ten ostatni zresztą w dużym stopniu przesądza o porażce animacji. Jego wszechobecność i komentarze dotyczące nie tylko fabuły, ale i rozterek emocjonalnych bohaterów uwłaczają inteligencji widzów, jakoby ci nie potrafili wyciągać właściwych wniosków z obrazów wyświetlanych na ekranie. Co prawda reżyser nie ma oporów przed pokazywaniem śmierci czy przemocy, ale służy to jednak wyraźnie bardziej celom edukacyjnym niż jakimkolwiek innym. Ostatecznie "Tarzan" kończy jako poprawna politycznie, nudna opowiastka ze sztampowym proekologicznym przesłaniem rodem z "Avatara" Jamesa Camerona. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejna - tym razem aktorska - adaptacja przygód władcy małp, której premierę zaplanowano na 2016 rok, nie okaże się podobną klapą.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Założenie, że film dla dzieci to najprostszy – ze względu na niewielkie wymagania widza – sposób na... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones