Recenzja wyd. DVD filmu

The Graveyard (2006)
Michael Feifer
Trish Coren
Natalie Denise Sperl

Cmentarzysko szarych komórek

Gdyby z bardzo kalorycznej chałwy usunąć „w”, powstałaby chała. Chała. Dokładnie tak można określić „Cmentarzysko”. Jedna wielka chała. Osobie, która dała radę dotrwać do końca tego badziewia,
Gdyby z bardzo kalorycznej chałwy usunąć „w”, powstałaby chała. Chała. Dokładnie tak można określić „Cmentarzysko”. Jedna wielka chała. Osobie, która dała radę dotrwać do końca tego badziewia, powinno się przyznać nagrodę za dzielność i w razie potrzeby dać skierowanie do lekarza specjalisty, jeśli ten film się jej z jakiegokolwiek powodu spodobał. Podczas oglądania tego czegoś trudno się oprzeć wrażeniu, że robiło go kilku nastolatków, a scenariusz napisała chodząca do przedszkola siostra jednego z nich. Fabuła jest banalna, gra aktorska drętwa jak w „W 11”, krew farbiasto czerwona, a bohaterowie tępi bardziej niż nóż pląsającego po cmentarzu zabójcy w zielonym uniformie i uroczej masce. Kicha, chała, żenada, ogółem dno.   Szkoda czasu na ten film, zapewniam. O grupie nastolatków mordowanych po kolei przez zamaskowanego człowieka powstało już wiele dużo lepszych produkcji, więc seans z tym można – a wręcz się zaleca – sobie darować. Mnie osobiście żyłka na czole pulsowała już od samego początku, kiedy obserwowałam igraszki na cmentarzu. Kiedy Eric, jeden z nastolatków, ginie podczas tej zabawy, ten, który go gonił, idzie do więzienia za nieumyślne popełnienie zabójstwa na pięć lat, a reszta, przepełniona wyrzutami sumienia, rozjeżdża się po całym kraju. Po upływie tych pięciu lat cała grupka zbiera się w tragicznym miejscu, aby wyjaśnić wszystkie sprawy, uporać się z przeszłością i móc spojrzeć w oczy Boba, który za wszystkich odsiedział karę. Na miejscu zaczyna się jatka. Hmm, brzmi chyba nieźle jak na dzieła z tego gatunku – szkoda tylko, że mamy to zaserwowane w tak kiepskim filmie. Sploty akcji są nielogiczne, jakby scenariusz pisało parę osób, które nie miały ze sobą żadnego kontaktu. Zamaskowany zabójca biega sobie, gdzie mu się tylko podoba, wymachując dziarsko nożem. Zraniona w nogę dziewczyna ucieka niepewnie, oglądając się za siebie, zupełnie jakby miała zamiar dostosować tempo do goniącego ją mężczyzny (żeby przypadkiem nie biegła zbyt szybko!). Inna, z podciętym gardłem, umiera tak, jakby w trakcie umierania zastanawiała się, w jaki sposób to zrobić, żeby efektownie wyglądało. Policjant musi być oczywiście skończonym kretynem, który nie obejrzy się za siebie nawet, kiedy krzyczy się do niego, że ma za plecami mordercę. Była dziewczyna faceta, który wygrałby milion dolarów w konkursie na idiotę roku, obserwuje z niesmakiem scenę miłosną w jego wykonaniu, ale pakuje mu się do łóżka, kiedy tylko ma okazję, a jego nowa dziewczyna znika. Czy tam ktoś ją zabija, co za różnica. Pomijam już milczeniem szukanie znajomych po ciemnych zakątkach i wystraszone pytania typu „Czy to ty się tam chowasz?” i „Twoje głupie żarty nie są wcale zabawne. Wyjdź już, bo się boję!” Ech, szkoda gadać…   Tragedia. I to przez duże T. Zastanawiam się, dla kogo produkuje się takie filmy. I kto je właściwie produkuje. Boję się nawet pytać dlaczego. Uprzejmie proszę ustawić na półce razem z „Krokodylem zabójcą” i innymi chałami. W skali od 1 do 10 stawiam 1. Choć szczerze mówiąc, wahałam się nad zerem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones