Recenzja filmu

To nie jest kraj dla starych ludzi (2007)
Joel Coen
Ethan Coen
Tommy Lee Jones
Javier Bardem

Nowy świat

Bywają takie "spokojne" filmy, które nie nudzą podczas oglądania, nawet jeśli przez pierwsze pół godziny nie dzieje się prawie nic. Z jakiegoś powodu dajemy im szansę i czekamy na to, co będzie
Bywają takie "spokojne" filmy, które nie nudzą podczas oglądania, nawet jeśli przez pierwsze pół godziny nie dzieje się prawie nic. Z jakiegoś powodu dajemy im szansę i czekamy na to, co będzie dalej. Z tym filmem było inaczej. Od samego początku był nasycony dziwnym klimatem wielkich, pustych przestrzeni i pozbawionych energii ludzi, którym już nic się specjalnie nie chce. Wiem, że to efekt zamierzony, ale właśnie ten spokój i znużenie zmęczyły mnie podczas seansu. Ta powolnie ciągnąca się historia łączy ze sobą wątki paru ludzi, a dokładniej paru mężczyzn: przypadkowego bohatera, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie, podążającego za nim – a właściwie za walizką z dwoma milionami dolarów, które tamtemu tak jakoś przylepiły się do ręki – zabójcy, który ma wyjątkowo mało wdzięku jak na psychopatę oraz  szeryfa, zmęczonego życiem i czującego, że przegrywa. Jeden ucieka, a kiedy stwierdza, że nie będzie już uciekał, tylko sam zacznie ścigać, nie dotrzymuje słowa. Drugi idzie przed siebie jak burza, właściwie to mam wrażenie, że nikt tak naprawdę go nie ściga. I nikt nie staje mu na drodze, zupełnie jakby nagle wszystkim, za przeproszeniem, zabrakło jaj. A trzeci? Trzeci ma poszarzałą twarz człowieka, który gdzieś się po drodze zagubił. To film, w którym nie ma bohatera. Są tylko przeciętni ludzie – i może to właśnie smuci widza, smuci mnie, osobę nastawioną na zadowalające rozwiązanie i zakończenie całej historii. Czuję się prawie, jakbym obrażała jakąś świętość, bo wiem, że ta produkcja zdobyła uznanie krytyków i widzów, ale mimo to muszę powiedzieć, że nie czuję się specjalnie zachwycona i oczarowana. Mnie osobiście całość wydała się dziwną mieszanką akcji i filmu psychologicznego. Niezbyt spójne połączenie czegoś, co ma mnie porazić i przykuć uwagę, przyspieszyć bicie serca oraz czegoś, co ma mnie wyciszyć i skłonić do kontemplacji. W efekcie byłam czasem lekko przynudzona, a nagle podrywał mnie z miejsca jakiś nagły wystrzał albo (najczęściej po takim przebudzeniu) czekałam i czekałam na coś, co nie chciało nastąpić. Odbierano mi bohaterów, do których zdążyłam się przyzwyczaić i narobić sobie z nimi nadziei. Podstawiono mi Tommy'ego Lee Jonesa , oszukano mnie, że nareszcie wkroczył bohater, który złapie drania za mordę i zrobi porządek, a na koniec pokazano figę. Dano mi tego "złego", który miał być psychopatycznym mordercą, ciekawą osobowością i złożoną postacią, a jedyne, co we mnie wywołał, to rozdrażnienie i poczucie, że w "kraju, gdzie nie ma miejsca dla starych ludzi", można bezkarnie wymordować trochę obywateli, bo ani cię nie znajdą, ani nie złapią, a w ogóle to nie wierzą, że mogliby cię złapać. No i to zakończenie… Którego właściwie nie ma. Może nie zrozumiałam tego filmu. Może nie dotarło do mnie jego złożone przesłanie. Nie twierdzę, że jest kiepski. To całkiem dobry produkt z innej półki niż ta, po którą zwykliśmy sięgać. Obejrzałam, oceniłam i nie żałuję, że poświęciłam temu trochę czasu. Ale czy coś więcej? Nic nie przychodzi mi do głowy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ekranizacja powieści Cormaca McCarthy’ego – amerykańskiego pisarza, nazywanego następcą Williama... czytaj więcej
Właściwie, w drodze do kina na najnowsze, obsypane złotymi statuetkami dzieło braci Coen, wiedziałam już... czytaj więcej
Bracia Coen (Ethan i Joel ) wracają do gry w najwyższej formie. 4 Oscary (i drugie tyle nominacji),... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones