Z kulturą w dżungli

Filmowcy raczej rzadko zajmowali się tematyką homoseksualizmu w warunkach wojennych. Jak tu się skupiać na emocjach i przeżyciach złaknionych męskich ciał żołnierzy, kiedy obok świszczą
Filmowcy raczej rzadko zajmowali się tematyką homoseksualizmu w warunkach wojennych. Jak tu się skupiać na emocjach i przeżyciach złaknionych męskich ciał żołnierzy, kiedy obok świszczą kule, a każdy krok w niewinnie wyglądającej dolinie czy lesie może okazać się śmiertelny. Skoro trudno jest pogodzić obie te namiętności, należałoby zapewne odstawić na bok wojenną zawieruchę i wstąpić na plan od kuchni, podglądając żołnierskie rozterki w sytuacjach, kiedy gorące uczucia mogą w końcu spokojnie zakwitnąć. Reżyser Nagisa Ôshima, twórca głośnego i swego czasu bardzo kontrowersyjnego "Imperium zmysłów" doskonale potrafił wczuć się w klimat homoseksualizmu wojaków i przenieść akcję filmu w czasy konfliktu japońsko-brytyjskiego drugiej wojny światowej.

Powstało już kilka pozycji o podobnej i opartej zresztą na faktach historii brytyjskich jeńców wojennych, którzy w azjatyckiej dżungli stanowili wojenny łup Japończyków i wykorzystywani byli do konstrukcyjnych oraz imperialistycznych planów Kraju Kwitnącej Wiśni. Mowa oczywiście o słynnym "Moście na rzece Kwai" (reż. David Lean), a także trochę mniej znanym filmie, ale opartym na tym samym skrawku historii "Droga do wolności" (reż. David L. Cunningham). Relacje pomiędzy brytyjskimi więźniami i japońskimi wojakami bywały napięte, ale zdarzały się również chwile, kiedy obie nacje potrafiły dojść do porozumienia i w pewnym sensie zawrzeć swego rodzaju koleżeński układ. Film Ôshimy "Wesołych świąt, pułkowniku Lawrence" jest opowieścią o lekkim zabarwieniu homoseksualnym, ale to również historia o dosyć trudnej przyjaźni (choć może to zbyt mocne słowo) pomiędzy brytyjskim więźniem Lawrence'em (Tom Conti), a japońskim Sierżantem Harą (Takeshi Kitano).

W 1942 roku do obozu jenieckiego na Jawie zostaje wysłany więzień, Major Jack "Strafer" Celliers (w tej roli David Bowie), który zostając skazanym przez japoński sąd na karę śmierci, cudem jej unika. Wszystko za sprawą Kapitana Yonoi (Ryûichi Sakamoto), który od pierwszego wejrzenia upodobał sobie Majora i sprowadził go do obozu pracy. Jego przybycie wprowadza nie mały zamęt w szeregach Japończyków, zaś buńczuczna postawa i dosyć nietypowa uroda sprawiają, że Kapitan Yonoi zaczyna reorganizować struktury personalne w obozie. Relacje pomiędzy obiema nacjami zaczynają się zaostrzać.Wszystkiemu zaś przyglądają się Lawrence i Hara, którzy prowadząc między sobą długie dysputy, poznają na wzajem swoje kultury, zachowania i znaczenia słów "honor", "godność" czy "sumienie". Popełnienie Harakiri przez japońskiego żołnierza za sodomię, której się dopuścił, dla jednych jest oznaką honorowej postawy i obrony dobrego imienia, dla drugich zaś tchórzostwem i niezrozumiałą praktyką rytualną. Przenikanie się kultur i wzajemne relacje międzykulturowe zostały tu przedstawione zatem dosyć wnikliwie.

Ciekawostką jest, iż "Wesołych świąt, pułkowniku Lawrence" został opisany jako jedyny film wojenny w historii, w którym nie pojawia się ani na chwilę motyw ucieczki czy też dezercji. Reżyser umiejętnie skupił uwagę widza nie tylko na międzykulturowych relacjach i przyjaźni pomiędzy zwaśnionymi nacjami, ale podniósł również tematykę homoseksualizmu wśród żołnierzy do zupełnie nowego poziomu. David Bowie staje się tu nie tylko symbolem rewolty i oporu, ale przykuwa również uwagę widza (oraz Kapitana Yonoi) jako zupełnie odmienny, wojenny byt, z którym nikt wcześniej nie miał do czynienia (ot scena zjadania kwiatów jako buntu przeciwko złemu dożywianiu więźniów). Pomiędzy scenami odbywającymi się jawajskim obozie wplecione zostały retrospektywy z życia Majora Strafera (Bowie). Stanowią wyraz genezy wyrzutów sumienia trawiących Majora, który uczęszczając niegdyś z młodszym bratem do szkoły dopuścił się na nim zdrady. Od tamtej pory poczucie zażenowania własną osobą towarzyszą mu nieustannie. Pod dosyć podobnym naciskiem znajduje się również Kapitan Yonoi, który nie chcąc dopuszczać się zdrady na swoich przełożonych, zmuszany jest do wykonywania rozkazów/egzekucji, które dość widocznie stoją w opozycji do jego wewnętrznej postawy. Owe uczucie będzie stanowić spoiwo zespalające Kapitana Yonoi i Majora Strafera na dziwnym metapoziomie, które przybrałoby zapewne inny obraz, gdyby nie wojna i kulturowe podziały.

Język warsztatu filmowego sprawia wrażenie autentycznego i równomiernie wyważonego, dlatego nie odnosi się wrażenia (przynajmniej ja nie odniosłem), że któregoś z elementów jest za dużo lub został zbyt gęsto sfilmowany. Nie ma nachalnego i dla wielu osób obrazoburczego homoseksualizmu w postaci scen kopulacji. Nie wyczuwa się też zbędnej sztuczności w budowaniu obopólnych relacji. Wszystko przedstawione w sposób subtelny, wysublimowany i na poziomie bezsłownego porozumienia (Yonoi i Strafer) oraz relacji ponad podziałami (Lawrence i Hara).
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones