Recenzja filmu

Więcej niż myślisz (2020)
Alice Wu
Zbigniew Suszyński
Leah Lewis
Daniel Diemer

Komedia romantyczna, ale czy na pewno…?

Okazuje się, że można zrobić zabawny i wrażliwy film będący bardziej historią o niespodziewanej przyjaźni niż wielkiej, epickiej miłości.
Amerykańska reżyserka i scenarzystka Alice Wu powraca po 16 latach. Z historią będącą mieszanką motywu rodem z Cyrano de Bergera i opowieści o dorastaniu osnutej wokół platońskiego mitu dwóch połówek.

Choć w większości serwisów film opisywany jest jako komedia romantyczna, to klasyfikacja ta nieco się z nami droczy. Charakter historii lepiej oddają kategorie Netflixa: dziwaczny i uczuciowy. Bo jeśli "Więcej niż myślisz" faktycznie jest komedią romantyczną… to zdecydowanie nietypową.

Ellie Chu (Leah Lewis) nie jest na szczycie drabinki społecznej. W szkole przezywają ją chu chu ciuchcia, jako że jej ojciec sprawuje pieczę nad dworcem kolejowym. Licealistka jest jednak zdolną dziewczyną – pisze wypracowania za połowę klasy, a w wolnym czasie gra w kościelnym chórze, gdzie przypatruje się ładnej i powszechnie lubianej Aster (Alexxis Lemire). Pewnego dnia bohaterka zamiast dostać kolejne zlecenie na piątkowy esej o Platonie, spotyka się z nietypową prośbą. Członek drużyny futbolowej – Paul Munsky (Daniel Diemer), zakochany bez pamięci w Aster pragnie napisać do niej list miłosny. Ponieważ nie radzi sobie dobrze ze słowami, prosi Chu o pomoc.

Te niecodzienne okoliczności sprawiają, ze bohaterowie nawiązują ze sobą kontakt. I chociaż są niczym z dwóch zupełnie różnych bajek (kiedy Paul uważa, że emotikona gąsienicy "wygląda mądrze", Chu zaczytuje się klasykach literatury i podziwia sztukę abstrakcyjną), to między nimi nawiązuje się nieoczekiwana przyjaźń. Jednocześnie w tle zarysowane jest spectrum problemów społecznych. Małe chrześcijańskie miasteczko Squahamish (lub "Hellquamish" – piekło na ziemi, jak nazywają je niektórzy) nie jest miejscem, w którym łatwo pomyśleć inaczej. Film zachęca do odwagi i pokazuje, że uczucia mogą być nieraz bardzo chaotyczne i skomplikowane. "Myślę, że wszyscy cofamy się do bycia nastolatkami, jeśli chodzi o miłość" – tłumaczy reżyserka.

W słownikowej definicji termin "endgame" jest wyrażeniem, które odnosi się do fikcyjnych postaci, które zdaniem fanów powinny być ze sobą. Nieoficjalnie to najważniejszy motyw w wielu współczesnych produkcjach młodzieżowych (i nie tylko), który (jeśli wszystkie inne środki zawiodą) utrzyma fanów przy ekranie do końca sezonu, a najlepiej także w niecierpliwym oczekiwaniu na następny. W tej opowieści trend się odwraca. Okazuje się, że można zrobić zabawny i wrażliwy film będący bardziej historią o niespodziewanej przyjaźni niż wielkiej, epickiej miłości. 

Nie należy przy tym sądzić, że Ellie Chu zabije "Romea i Julię". Jest to jednak, jak na film dla nastolatków, całkiem poetycka opowieść, pokazująca nam, że bratnia dusza to nie zawsze druga połówka. Kto wie, może gdyby pieśni pochwalnych ku przyjaźni było dziś równie dużo co ballad miłosnych, to świat coś by na tym zyskał…?
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones