Recenzja wyd. DVD filmu

Wojna polsko-ruska (2009)
Xawery Żuławski
Borys Szyc

Nie taki dres straszny, jak go malują

Książka Doroty Masłowskiej "Wojna polsko – ruska pod flagą biało – czerwoną" była najbardziej nudną i wykańczającą mój umysł lekturą, jaka mi się w życiu przydarzyła. A przeczytałam w życiu
Książka Doroty Masłowskiej "Wojna polsko – ruska pod flagą biało – czerwoną" była najbardziej nudną i wykańczającą mój umysł lekturą, jaka mi się w życiu przydarzyła. A przeczytałam w życiu całkiem sporo. Przebrnęłam przez te dwieście stron jej dzieła tylko po to, aby zrozumieć zachwyt krytyków nad "cudownym dzieckiem literatury". Dziwne się może więc wydać, dlaczego tak bardzo zależało mi na obejrzeniu ekranizacji tej książki i w zasadzie sama do końca nie znam odpowiedzi. Ale było warto.

Gdybym miała ocenić ten film, używając języka, którym się on posługuje, musiałabym napisać, że jest "zajebisty". Ale ponieważ nie cierpię tego słowa, spróbuję go opisać inaczej. Pasowałoby do niego określenie hiper przesadny. Przerysowani bohaterowie: "prawdziwy" wiecznie naćpany dresiarz, "prawdziwa" puszczalska laska, "prawdziwa" gotycka dziewczyna, "prawdziwa" cnotliwa kujonka - można tak wyliczać tych bohaterów, których odpowiedniki z łatwością znajdziemy w naszym własnym otoczeniu. Są dokładnie tacy, jak ich sobie wyobrażamy. Postaci barwne i wyraziste, głównie dlatego że ich konstrukcja oparta jest na stereotypach, a co za tym idzie - ich prawdziwość wcale nie jest taka oczywista. Nic to jednak, bo widz przynajmniej może się pośmiać z dziewczyny, która wciąga nosem barszcz czerwony, z niewyżytego seksualnie dresiarza, który rozmawia ze swoim penisem, albo z pseudo-gotyckiej panny, która ciągle mówi o śmierci.

Konstrukcja filmu jest prosta: narratorka, czyli Masłoska (w tej roli sama Dorota Masłowska), pisze książkę. W różnych momentach życia przychodzą jej na myśl konkretne sceny i dialogi, a my widzimy je na ekranie jakbyśmy oglądali projekcję w jej głowie. Ten zabieg uważam za szczególnie udany. W dodatku widzimy też sceny żywcem wyrwane z biografii Masłowskiej jak np. dzień jej matury, kiedy ta zamiast pisać na temat, wymyśla w głowie dalsze losy Silnego. To on i jego spotkania z kolejnymi kobietami są wątkiem przewodnim filmu. Jego historia nie ma w zasadzie ani początku ani końca, nie wiemy czy to, co widzimy na ekranie w danym momencie, dzieje się naprawdę czy jest tylko jedną z narkotycznych wizji Silnego. Ten film nie jest możliwy do zrozumienia w sensie całości tzn. jest jakaś historia i po półtorej godziny zobaczymy jak się ona skończy. To raczej kilkanaście powiązanych z sobą scenek, z których każda jest zabawnym, choć bolesnym świadectwem naszych czasów. Bo świat, w którym żyją bohaterowie jest zdegenerowany. Słowa na k… są dla nich jak przecinki, język całego filmu jest w zasadzie jednym wielkim bełkotem, ale nie przeszkadza to, bo jest to właśnie odzwierciedlenie rzeczywistości, która nas otacza. A zabawne dialogi mogą wejść na stałe do słownika młodzieży.

W warstwie wizualnej to odjazd, którego nie powstydziłby się sam Tarantino. Xawery Żuławski też ma bujną wyobraźnię. Ściany z dykty, płytki spadające ludziom na głowy i rozkrawające je na połowę, dziewczyna wymiotująca kamieniami to tylko niektóre jego dziwaczne pomysły, dzięki którym na ekranie ani przez chwilę nie jest nudno.

Film jest genialnie zagrany. Nasze młode pokolenie aktorów jest naprawdę zdolne. Choć wszystkim należą się brawa, Borysa Szyca trzeba wyróżnić przede wszystkim. Trzeba mieć spory dystans do siebie, dużo autoironii, zaparcia i poświęcenia, o talencie nie wspominając, żeby stworzyć taką postać jak dresiarz Silny. W dodatku w wykonaniu Szyca nie jest on wcale głupim mięśniakiem, obok którego balibyśmy się przejść na ulicy, ale jest dresiarzem wrażliwym, całkiem rozsądnie myślącym i mimo wszystko wzbudzającym naszą sympatię. To naprawdę wiele. Moją ulubienicą jest też Andżela, wspomniana pseudo – gotycka dziewczyna, zagrana przez Marię Strzelecką. Jest niezwykle zabawna i przeurocza w swojej głupocie. Jak zwykle nie zawiodły też Sonia Bohosiewicz i Roma Gąsiorowska.

Podsumowując, "Wojna polsko – ruska" to film, który na pewno podzieli publiczność: albo się go pokocha, albo znienawidzi. Z pewnością jednak warto go znać, bo jest swego rodzaju przełomem w polskim kinie. Nikt do tej pory nie nakręcił tak odważnego i prowokacyjnego filmu, bezwzględnie obnażającego mentalność pewnego pokolenia. Poza tym ekranizacja prozy Masłowskiej była ogromnym wyzwaniem. Moim zdaniem "Wojna..." jest jednym z nielicznych wyjątków, kiedy film jest lepszy od literackiego pierwowzoru.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Maksymalnie zaskoczył mniefakt, iż ten genialny, psychodeliczny, chory, komiksowy, ohydny,... czytaj więcej
Najpierw to miałem w ręku książkę, nie wiem, dawno to było dosyć, bo chyba z 5 lat temu. I dobra i zła... czytaj więcej
Myślę, że Wojna polsko-ruskato jeden z ciekawszych polskich filmów jakie pojawiły się na ekranach kin w... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones