Recenzja wyd. DVD filmu

Wojownicy (1979)
Walter Hill
Michael Beck
James Remar

All night long

Tytułowi "Wojownicy" to gang z Coney Island. Tak jak i inne ważniejsze grupy młodzieżowe, zostają oni zaproszeni na zebranie zorganizowane przez przywódcę największego gangu w mieście,
Tytułowi "Wojownicy" to gang z Coney Island. Tak jak i inne ważniejsze grupy młodzieżowe, zostają oni zaproszeni na zebranie zorganizowane przez przywódcę największego gangu w mieście, charyzmatycznego Cyrusa. Na ten czas zarządzone zostaje ogólne zawieszenie broni, tak aby wrogowie z poszczególnych ugrupowań nie pozabijali się nawzajem. Jednak podczas wiecu Cyrus zostaje zamordowany, a wina zrzucona na tytułowych bohaterów. Muszą oni ratować się ucieczką przez kolejne dzielnice Nowego Jorku, podczas gdy za ich głowy została wyznaczona nagroda. Teraz każdy gang z wielkiej metropolii czyha na ich życie. To będzie najdłuższa noc w życiu "Wojowników". Po ponad ćwierćwieczu skromny obraz Waltera Hilla o młodzieżowych gangach jest już szacownym klasykiem. Nisko budżetowa produkcja bez wielkich nazwisk i ogromnej reklamy, jaka zazwyczaj towarzyszy pozycjom z wielkich studiów filmowych okazała się być ogromnym sukcesem i wielokrotnie zwróciła koszta produkcji. W czym rzecz? Złożyło się na to zapewne kilka czynników: zarówno sprawny warsztat realizatorski przyszłego twórcy "Czerwonej gorączki", jak i dobrze skonstruowany scenariusz oraz sama chwytliwa tematyka. "Wojownicy" byli bowiem jednym z pierwszych filmów na poważnie podchodzących do kwestii młodocianej przestępczości i stawiających ją na pierwszym planie. Jednocześnie obraz Hilla przez cały czas zachowuje walory kina całkowicie rozrywkowego. Akcja nie ustaje tu ani na moment i też ani przez chwilę nie nuży. Sama historia nie jest tu zbyt skomplikowana, ale jednocześnie genialna w swej prostocie: grupka zabijaków i łobuzów musi radzić sobie na cudzym, nieprzyjaznym terytorium, a stawka idzie o życie. Mi osobiście podczas seansu przypominała się gra komputerowa "Manhunt" i nie wątpię, że jej autorzy ze studia Rockstar w dużej mierze czerpali z omawianego filmu, zarówno z jego fabuły, jak i klimatu. Zresztą nie oni jedni inspirowali się tą pozycją. Minęło już tyle czasu, a "Wojowników" wciąż ogląda się wyśmienicie, bo to po prostu precyzyjnie, niemalże bezbłędnie zrealizowany film przygodowy. Od siebie dodam, że jest tu pewna scena, która mnie wprost urzeka. Mam na myśli sekwencję, gdy zmaltretowani, poobijani i umorusani "Wojownicy" jadą już nad ranem metrem do swego domu - wspomnianej Coney Island. Przywódcy grupy, Swanowi, towarzyszy spotkana po drodze nieco zadziorna dziewczyna. Naprzeciwko nich - wyglądających jak ostatnie obdartusy - siadają w pewnym momencie dwie pary. Ci najwyraźniej wracają właśnie z jakiegoś bankietu: odziane w białe garnitury, roześmiane japiszony i ich partnerki. Ich ożywiona rozmowa urywa się w momencie, gdy spostrzegają swych sąsiadów. I następuje długa, rozegrana w ciszy scena, w której obie strony mierzą się wzrokiem. Rozegrana zadziwiająco subtelnie, pełna niedopowiedzeń, a jednocześnie niemalże od razu czytelna. W pewnym momencie towarzyszka Swana podnosi powoli rękę, aby odgarnąć kosmyk włosów z czoła i zostaje przez niego powstrzymana. Istna perełka! A zaraz potem niezbyt już weseli imprezowicze opuszczają w pośpiechu wagon. Niby nic wielkiego, ale chyba ten moment najmocniej zapadł mi w pamięć z całego filmu. No i jeszcze ostateczna rozgrywka nad brzegiem morza z budzącym się dniem w tle. To się wręcz smakuje, choć to przecież tylko - wydawałoby się - kino akcji.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones