Recenzja filmu

Z nami nie ma żartów (1974)
Marcello Fondato
Manuel de Blas
Patty Shepard

No i się wkurzyli

Nie będę ukrywał, że to jeden z najzabawniejszych filmów, jakie kiedykolwiek oglądałem, dawno, dawno temu, kiedy na Polonii 1 emitowano jeszcze coś ciekawego, i do dziś trzymam nagrany na VHS.
Nie będę ukrywał, że to jeden z najzabawniejszych filmów, jakie kiedykolwiek oglądałem, dawno, dawno temu, kiedy na Polonii 1 emitowano jeszcze coś ciekawego, i do dziś trzymam nagrany na VHS. Fabuła jest dość prosta: dwóch przyjaciół, mechaników, bierze udział w wyścigach samochodowych i ex-aequo wygrywa wymarzony, niezwykle sympatyczny samochodzik - Buggy. Jednak kiedy to świętują, miejscowi bandyci niszczą im ich piękną zdobycz. Ben i Kid żądają zwrotu samochodziku, bo jak nie... Problem jednak w tym, że szef opryszków nic nie zamierza oddawać i tu zaczyna się najlepsze: żeby uciszyć kłopotliwą parkę, Szef wysyła na nich coraz to nowych zbirów. Właśnie potyczki z nimi, polegające, jak to w filmach Hilla i Spencera, na okładaniu dziesiątek przeciwników, dostarczają największej dozy humoru. A mamy tu pełny repertuar bójek: w klubie gimnastycznym, na przyjęciu, w wesołym miasteczku, a także, parodiujący chyba wszystko, pojedynek na motorach - podkreślony genialną muzyką panów De Angelis. Oprócz tego jest jeszcze parę powodów do śmiechu: kłótnie dwójki przyjaciół, docinki ich starszego kolegi, zaloty Kida do niejakiej Lizy, a nawet sceny z gabinetu Szefa, gdzie jego asystent, Doktor, nieustannie wymyśla jak pozbyć się naszych bohaterów, ale zawsze kończy umykając przed gniewem zwierzchnika i jego morderczym widelcem. A bohaterowie zawsze wychodzą cało. Na najprostszym poziomie jest to po prostu opowieść o tym, że można przeciwstawić się zagrożeniu i należy bronić tego, co swoje, ale autentycznie lubimy Kida i Bena, ponieważ są zwykłymi, prostymi ludźmi, zapalonymi fanami motoryzacji i, mimo częstych kłótni, szczerymi przyjaciółmi. No i ten Buggy... Pomysł na fabułę jest dość prosty, ale film ma naprawdę znakomity scenariusz. Nie ma niepotrzebnych scen, a wyczuwalny od pierwszych minut klimat sprawia, że nawet najbardziej kosmiczne sytuacje nie rażą ani trochę. Jest to też zasługą znakomitych, dalekich (dzięki Bogu) od banału i patosu dialogów, w których jest miejsce i na ironię i na zuchwalstwo. Niewątpliwą zaletą filmu jest też znakomite aktorstwo. Potencjał komediowy pary Hill - Spencer, który zna każdy kto oglądał ich jakikolwiek film został wykorzystany do maksimum. Wyglądają jakby tam po prostu byli, mają kapitalne sceny, a ich tekst "Oj, bo się wkurzymy" musi powalić każdego. Obok nich jest jeszcze parę znakomicie zagranych postaci. Tutaj na pierwszy plan wysuwa się, kojarzony raczej z innym gatunkiem filmowym Donald Pleasence, którego Doktor także potrafi rozbawić do łez, wystarczy tylko popatrzyć jak knuje genialne spiski i jak po każdej porażce kuli się przed Szefem (także zresztą świetnie zagranym). No i jest jeszcze Paganini (Manuel de Blas), zimnokrwisty, nieczuły, nigdy nie pudłujący morderca, który jednak nijak nie jest w stanie przeciwstawić się głównym bohaterom. Klimat filmu znakomicie podkreśla, jak już wspomniałem, rewelacyjna muzyka panów De Angelis z kilkoma piosenkami które naprawdę potrafią utkwić na lata, zwłaszcza podkład pod pojedynek na motorach. Na sprawy takie jak scenografia czy kostiumy zazwyczaj nie zwracam uwagi, ale także nijak nie można się przyczepić. Kończąc, "Z nami nie ma żartów" nie jest wiekopomnym dziełem kinematografii, ale i tak trzeba go zobaczyć. Zawiera gagi tak genialne, że nie sposób ich zapomnieć, a każdy, kto zdecyduje się ten film obejrzeć, ma zapewnione nieco ponad półtorej godziny pierwszorzędnej zabawy. Osobiście polecam ten film każdemu, bo jak nie...
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones