Recenzja filmu

Zdarzenie (2008)
M. Night Shyamalan
Mark Wahlberg
Zooey Deschanel

Letnie "Zdarzenie" pana S.

M. Night Shyamalan średnio co dwa lata kręci nowy filmy. Jego najnowsze dzieło nosi tytuł „The Happening” i, moim zdaniem, wpisuje się w nurt thrillerów ekologicznych z elementami sci-fi.
M. Night Shyamalan średnio co dwa lata kręci nowy filmy. Jego najnowsze dzieło nosi tytuł „The Happening” i, moim zdaniem, wpisuje się w nurt thrillerów ekologicznych z elementami sci-fi. Niestety, reżyser nie pomyślał, że wszelkie filmy o tej tematyce zawierają z góry oczywisty manifest - Ziemia jest w tarapatach, ludzie przyczyniają się do jej niszczenia, przyroda bierze krwawy odwet. Istnieje cała masa filmów w stylu KAMP, w których środowisko naturalne przyjmuje formę istoty rozumnej, tworzy plan, wobec którego ludzie pozostają bez szans na przetrwanie. Night Shyamalan przedstawił to tak: specjalny czynnik, generowany przez florę i rozsiewany przez wiatr atakuje ludzi. „Najpierw występują zaburzenia mowy, potem stajesz w miejscu, potem idziesz do tyłu, a na koniec odbierasz sobie życie”. Tak oto w skrócie można zinterpretować intencje reżysera. Niestety im dalej, tym jest już gorzej. Film nie ma żadnej głębi, Shyamalan dodaje ją zatem na siłę. Aby film miał wątek dramatyczny wystarczy wprowadzić element podróży/ucieczki, wspólnie z ocalonymi, lecz przerażonymi ludźmi. U Shyamalana są to Elliot - naukowiec, jego żona i dziewczynka, którą obiecali się zaopiekować. Oczywiście z początku grupa uciekinierów jest liczniejsza, z czasem jednak przerzedza się. Podobnie jak Tom Cruise z „Wojny światów” główny bohater stara się chronić swoich bliskich przed tym czymś, a że jest naukowcem, dlatego w momencie największego stresu doznaje objawienia. Otóż owe toksyny atakują tylko grupy liczne. Ekipa rozdziela się i dzięki temu nasz "zefirek" nie robi im krzywdy. Podobieństwa do „Wojny światów” się nie kończą. Akcja spowalnia się i przenosimy się na trakty i bezdroża USA. O ile pierwsze minuty filmu pokazują, że Day Shyamalan potrafi prawidłowo zainwestować w scenografię, o tyle potem już to wyraźnie kuleje. Film przypomina wizualnie prowincjonalną, niskobudżetową produkcję. Jednak największy minus tego filmu to gra aktorów. „Klan”, „Emmerdale Farm”, nawet „Moda na sukces” - taki jest poziom gry aktorskiej. Może reżyser „Zdarzenia” myślał o TV? Może widział „Zdarzenie” jako mini-serial? Zaraz po kiczowatym scenariuszu otrzymujemy sztucznie i nieprzekonywującego głównego bohatera, jego żonę, której gra jest jeszcze bardziej żenująca, i małą dziewczynkę, która nie wypowiada żadnej konkretnej kwestii. Tradycyjnie budowane jest tu napięcie za pomocą muzyki a’la „Psychoza”  Hitchcocka, co jest, delikatnie mówiąc, tandetne i oklepane. Pompatyczność ścieżki dźwiękowej stawia ten film na równi z filmami typu „Iron Man”, tylko, że tam chodziło wyłącznie o zabawę. Jak pisałem powyżej "Zdarzenie" jest filmem płaskim, papierowym, a Shyamalan na siłę wciska nam pseudogłębię, bo jak inaczej nazwać podteksty filozoficzne, które mam ochotę przytoczyć. Scena w plastikowym domku zapewne symbolizuje tutaj sztuczność, którą skażamy środowisko naturalne. Poznajemy rzeczy empirycznie, dlatego każdy jest jak nasz bohater, który zaczyna rozmawiać z kwiatkiem z plastiku. Dalej scena, w której młodzi chłopcy proszą o jedzenie i kończą tak, jak kończą. Jest to wyraźna alegoria, konfliktu pokoleń starszego z młodszym. Widzimy tutaj freudowską walkę o trofeum przywódcy stada, kłania się też darwinizm. Zapewne małoletni przywódca (oczywiście gdyby przeżył) obrałby sobie za cel samego naukowca, aby posiąść jego kobietę. Uwielbiam wielowymiarowy epizod z udziałem szydełkujących babć w maskach gazowych, rodzinę w wannie oraz grupę mężczyzn ładujących broń do walki z terrorystami. To nic innego, jak psychologiczne stadium strachu spowodowanego paranoją, która przechodzi kolejno w rezygnację i depresję maniakalną. Nie mogę tylko rozszyfrować pewnej starszej kobiety, która żyje niczym Amisz, a całą Amerykę, przyrodę i w ogóle wszystkich ma w głębokim poważaniu. Podobnie jak nie rozumiem co reżyser chciał osiągnąć sceną, w której nasi bohaterowie porozumiewają się pomiędzy sobą za pomocą jakiejś rury w ścianie w oddalonych o dobrych sto metrów budynkach. Zapewne Shyamalan chciał podkreślić syndrom rozdzielenia rodziny atomowej. Podsumowując, film jest typowym przedstawicielem kiczu jako gatunku. Szkoda tylko, że reżyser wierzy, iż tworzy coś naprawdę wartościowego. Kiczem jest nie to, co tandetne lecz to, co udaje sztukę. W moim mniemaniu filmy tego reżysera takie właśnie są. Oglądając tego rodzaju dzieł bardzo często na siłę dobieramy ideologię, bronimy się stwierdzeniem, że "po prostu trzeba film zrozumieć". Reżyser wmawia nam, że chodzi mu o coś więcej. Takie robienie idiotów z ludzi, jak w przypadku kontynuacji „Matrixa”, "Memento" i innych potworków zawsze można obronić stwierdzeniem, że gust to sprawa indywidualna. To wszystko prawda, czasami trzeba jednak odgraniczyć grubą kreską, co jest zabawą, a co nie. Co jest sztuką, a co tylko pastiszem. Można wysławiać pod niebiosa każdy film, ale trzeba znać ten dystans, a filmy tego pana po prostu go nie mają. Albo robimy dobre kino albo dobrze płatne kino. „Zdarzenie” jest letnie, dlatego jak mówi Pismo, z pewnością zostanie wyplute.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Co by tu jeszcze sprzedać milionom Amerykanów i przy okazji reszcie wielbicieli twórczości Shyamalana... czytaj więcej
M. Night Shyamalan przedobrzył… Reżyser uznawany przez wielu za mistrza horroru nastrojowego, straszącego... czytaj więcej
Ile to już razy napadali na nas kosmici, bombardowali nieznani terroryści, klimat ocieplał się w... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones