Recenzja gry

Pierwszy i ostatni Bastion

Nigdy nie byłem wielkim miłośnikiem gier typu "Indie". Jasne, brałem udział w każdej akcji typu "Humble Indie Bundle". Bo dlaczego by nie wesprzeć początkujących twórców gier i organizacji
Nigdy nie byłem wielkim miłośnikiem gier typu "Indie". Jasne, brałem udział w każdej akcji typu "Humble Indie Bundle". Bo dlaczego by nie wesprzeć początkujących twórców gier i organizacji charytatywnej i przy okazji za te kilka dolarów zdobyć parę interesujących pozycji? "Bastion" jednak zainteresował mnie nie swoją obecnością w jednym z pakietów HIB, a niemal masową rekomendacją moich znajomych. Gdybym miał powiedzieć, co cenię w grach najbardziej, powiedziałbym, że oryginalność oraz muzykę. Tutaj obydwa punkty stoją na takim poziomie, że mógłbym przysiąc, że gra została robiona pod graczy mego pokroju.

Opowieść rozpoczyna niesamowicie klimatyczny głos starszego mężczyzny (Logan Cunningham), który komentuje praktycznie wszystko, co zrobimy (a czasem nie zrobimy) aż do końca gry. Gramy jako The Kid - białowłosy dzieciak, o którym początkowo nic nie wiemy. Budzi się na małej lewitującej platformie, czując że coś jest nie tak. Podnosi swojego jedynego przyjaciela (młot dwuręczny) i cała konstrukcja zaczyna się walić. Na jego drodze do tytułowego Bastionu spotyka tylko posągi z popiołu - eksmieszkańców krainy rodem z miasta po zagładzie nuklearnej. Po zastaniu tam ów Starca, dostaje nowe zadanie - znaleźć innych pozostałych przy życiu, a także napełnione magią kawałki "Byłego Świata" umożliwiające zregenerowanie lewitującej twierdzy...

Gra samym klimatem wciąga na długie godziny. Każda z postaci zachwyca złożonością - nie ma "głównego złego", który zawinił, a zabicie go przywróciłoby radość i dobro na świecie. Wybory moralne nie są jednolite. Jeden moment pod koniec przygody na prawdę wzrusza - głównie przez niego myślałem o produkcji Supergiant Games przez dobre kilka dni po ukończeniu.

Kolejnym atrybutem jest ręcznie rysowana grafika. Śliczne, (zróżnicowane!) lokacje, przedmioty, wrogowie i bohaterowie sprawiali, że momentami po prostu się zatrzymywałem i gapiłem na otoczenie, kiwając głową do rytmu doskonałej muzyki. A skoro już o tym mowa... Muszę przyznać, że soundtrack "Bastionu" to jedna z niewielu płyt, które nabyłem online w całości legalnie. Jest ona naprawdę genialna, stanowi nawet nie wisienkę, a całą warstwę miodu na tym growym "torcie".
Żeby nie było, iż piszę w samych superlatywach, powiem także o mniej udanych aspektach. Mianowicie, główną wadą tej produkcji jest wtórność rozgrywki. Choć do samego końca gry twórcy dopieszczają gracza kolejnymi gadżetami, ja w pewnym momencie zostałem przy duecie Miotacz Płomieni plus Pika - nie widziałem sensu zamieniania ich na inne bronie. Rodzajów przeciwników jest niewiele, NPC'ów też mogłoby być więcej. Multiplayer ogranicza się do niejasno punktowanego trybu "Score Attack", gdzie możemy zobaczyć, czy nasz styl walki jest efektywniejszy od stylu naszych znajomych.

Przejście gry na "stówkę" zajmuje tylko ok. 5-6 godzin, a już w trybie "New Game+" (nasz poziom doświadczenia i zabawki zostają tak, jakimi je zostawiliśmy pod koniec gry) da się przebiec przez dwie godzinki (głównie dla zobaczenia drugiego zakończenia bez korzystania z YouTube). Przez ten czas nie nudziłem się, wsiąkając coraz bardziej w rozgrywaną przed moimi oczami historię. Szczerze mówiąc, największą wadą "Bastionu" jest to, iż twórcy spytani o losy kontynuacji odpowiedzieli "raczej nigdy". Dawno żadna produkcja mnie tak nie wciągnęła - jeśli jeszcze nie grałeś, to przygotuj sobie wolny wieczór, miskę popcornu i dobre słuchawki. Nie pożałujesz.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones