W krainie borostworów

Podobno jeśli fakty nie pasują do opowieści, to tym gorzej dla nich. A jako że z mitologii słowiańskiej nie ostały się prawie żadne źródła bezpośrednie – jedynie relacje krzewiących magią
Czy "Blacktail" to kolejny polski hit? Recenzja gry
Podobno jeśli fakty nie pasują do opowieści, to tym gorzej dla nich. A jako że z mitologii słowiańskiej nie ostały się prawie żadne źródła bezpośrednie – jedynie relacje krzewiących magią (rzadziej) i mieczem (częściej) chrześcijaństwo – to, czego nie wiemy, można sobie dopowiedzieć. O ile mowa o artystach. Dlatego pewnie ten quasi-dziecięcy, wymalowany kolorowymi farbkami i trochę jakby ulepiony z plasteliny świat ludowego folkloru rodem ze starodawnych ziem nie tylko polskich, przypomina bardziej ten zza drugiej strony lustra, zachodni, z gadającymi grzybkami i kotami mrugającymi do nas ni to chytrze, ni zalotnie. Takie prawidła rynku, aby te wszystkie cokolwiek surrealistyczne obrazki wytłumaczyć według dobrze znanego klucza, co nie ujmuje jednak oryginalności temu, co zaserwowała ekipa z krakowskiego studia The Parasight. I jest to na tyle istotne, że w tym przypadku lista rzeczy świeżych i świeżutkich nie byłaby zbyt długa.



Bo choć "Blacktail" potrafi zassać, to jest to zwykle zasługa konstrukcji świata przedstawionego i na poły onirycznej narracji, nie gameplayu. Nasza zdezorientowana bohaterka albo, jeśli tak zadecydujemy, antybohaterka, młoda kobieta imieniem Yaga, błąka się przez lasy i polany, rozglądając się za siostrą. Wygnane za czary dziewczyny szukają swojego miejsca. Już na początku można zdecydować, czy będziemy podążać ścieżką światła czy mroku, ale to nasze często pomniejsze wybory zadecydują ostatecznie o charakterze Yagi. Niektóre z nich są całkiem zmyślne – czy zabijemy ptaka, żeby pozyskać pióra konieczne do konstrukcji strzał, czy poszukamy ich na ziemii – inne: kompletnie niejasne. Dla samej rozgrywki posunięcia te mają tak naprawdę znaczenie kosmetyczne (różnią się bodaj tylko zaklęcia, jakimi dysponujemy), lecz są kluczowe dla snutej opowieści. Yaga, eksplorując baśniowe krainy, napotyka duchy osób, które niegdyś znała i zmuszona będzie przewartościować posiadane przez siebie, magiczne moce.



Innymi słowy, to kolejna metaforyczna opowieść o wejrzeniu w głąb siebie, z tym, że tutaj za towarzysza mamy głos wybrzmiewający nieustannie w głowie Yagi, na poły grecki chór, na poły aniołka i diabełka siedzących na ramionach dziewczyny. Kolejne kawałki z początku dość enigmatycznej fabuły przetykane są ładnymi animowanymi sekwencjami oraz dwuwymiarowymi etapami platformowymi, które odkrywają przed nami elementy układanki. Teoretycznie da się tutaj gonić i odhaczać jedynie główne misje fabularne, ale zboczyć od czasu do czasu z ubitej ścieżki to raczej mus, jako że "Blacktail" łatwe nie jest i koniecznie trzeba to i owo odkryć i odblokować, zanim ruszy się dalej. Bossowie potrafią bowiem przyprawić o siwe włosy, chociaż nie aż tak, jak dziwaczny system zapisu gry, albo polegający na checkpointach, przez które stracicie i dwadzieścia minut rozgrywki, albo uparcie materializujący Yagę tuż przed mocnym przeciwnikiem, bez zbytniej możliwości dopakowania się i uleczenia. Dyskusyjne decyzje designerskie i zwyczajne niedopracowanie to chyba największe bolączki omawianej gry, od takiego drobiazgu jak nonsensowna minigra towarzysząca pieczeniu mięsiwa nad ogniskiem, do sztucznej inteligencji atakujących nas stworzeń, które zwykle biegną na nas hurmem, całą zgrają.



Prócz zaklęć, rozprawiamy się z nimi przede wszystkim łukiem i tu leży czort pogrzebany, bo mechanika posługiwania się nim, mimo że prosta, jest boleśnie toporna i mozolne strzelanie należy do męczarni. Próżno tu szukać gracji i lekkości, to zwyczajna mordęga. Upierdliwy bywa też crafting, bo jest on uproszczony do tego stopnia, że równie dobrze moglibyśmy mieć magiczny kołczan z niekończącymi się strzałami. Razem z monotonią game loopu i niemalże labiryntową konstrukcją na poły otwartego świata tworzy to mieszankę niepozwalającą na swobodne cieszenie są grą. Aczkolwiek ekipa z The Parasight ma fajne pomysły, to na pewno.



Tyle że grzęzną one gdzieś między ograniczeniami niskiego budżetu, niezrozumiałymi decyzjami projektowymi i ogólnym bałaganem. Jak na debiut nie jest źle, ale jeśli odjąć okoliczności łagodzące, zostajemy z tytułem zaledwie solidnym. Może na styczniową posuchę to wystarczy.
1 10
Moja ocena:
6
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones