Wędrówka po wspomnieniach

Gry z serii "One Piece" przyzwyczaiły graczy do niekończącego się mielenia tych samych rozdziałów ze stron mangi. Nie pomnę już, ile razy mierzyłam się z Klaunem Buggym, brałam się za bary ze
Czy "One Piece Odyssey" to najlepsza gra z serii? Recenzja
Czas pędzi jak szalony. Cztery lata temu w swojej recenzji "One Piece: World Seeker" ubolewałam nad stanem otwartego świata w tym tytule. Spoglądałam również w przyszłość z nadzieją, że być może kiedyś dane będzie nam zagrać w idealną grę osadzoną w uniwersum Słomkowych Kapeluszy. Po średnio udanym eksperymencie przeprowadzonym przez studio Ganbarion, swoich sił w gatunku postanowiło spróbować ILCA, znane przede wszystkim z remaków "Pokemon Diamond/Pearl".



Gry z serii "One Piece" przyzwyczaiły graczy do niekończącego się mielenia tych samych rozdziałów ze stron mangi. Nie pomnę już, ile razy mierzyłam się z Klaunem Buggym, brałam się za bary ze Smokeyem czy unikałam świetlistych ataków Kizaru. "One Piece Odyssey" ponownie każe nam zmagać się z flagowymi pirackimi złoczyńcami, dodając do fabuły szczypty tajemniczości. Jak możecie się domyślać, Luffy nadal nie został Królem Piratów. Poszukiwanie legendarnego One Piece również nie do końca idzie tak, jak to sobie zaplanowała załoga. Eichiiro Oda zaś ponownie bawi się ze swoimi bohaterami i rzuca ich na, będącą jedną wielką anomalią, wyspę Waford. Żywioły działają tam wbrew prawom natury, potwory osiągają nadnaturalne rozmiary a wszystkiemu z daleka przygląda się wycofana dziewczyna, Lim.



Żadne z tych zagrożeń nie stanowi dla wesołej zgrai większego problemu. Przez pewien moment cieszyłam się nawet, że choć raz gra nie każe bohaterom zaczynać od zera i wreszcie pokierujemy bohaterami dopakowanymi i znającymi swój potencjał. Nic bardziej mylnego. Pałająca niechęcią do piratów Lim, odbiera Załodze moc. Oczywiście, nawet po wyjaśnieniu nieporozumienia, nie jest w stanie jej zwrócić. Remedium znajduje się w Memorii, onirycznej rzeczywistości odgrywającej wydarzenia z przeszłości Luffy’ego. Poszukiwanie tajemniczych kostek w Alabastii, Water Seven oraz innych miejscówkach znanych z twórczości Ody będzie kluczem nie tylko do odzyskania mocy ekipy, ale i wydostania się z Waford. A że każdy z bohaterów inaczej zapamiętał wydarzenia dziejące się chociażby w krainie uciskanej przez Crocodile’a, to nie do końca możemy być pewni tego, co przytrafi się naszym wojownikom.



Remiksowanie znanych motywów jest intrygującym pomysłem. Dzięki niemu nawet ponowne spotkanie z księżniczką Vivi, czy żyrafim Kaku nie kojarzy się z odgrzewanym kotletem z poniedziałkowego obiadu. Fani marki nie powinni narzekać na wtórność, nowicjusze zaś nie stracą czasu na mierzenie się z historią kompletnie oderwaną od mangowego wątku głównego.



Twórcy zapowiadali "One Piece Odyssey" jako grę z otwartym światem. Odrobinę na wyrost, bo faktyczny rezultat jest najwyraźniej zgoła inny od ich zamiarów. Open worldy przyzwyczaiły nas do wyraźnej swobody eksploracji oraz kształtowania w pewien sposób własnej historii. Tymczasem zarówno Waford, jak i światy Memorii mają tendencję do brzydkiego hamowania naszego rumakowania, chociażby przez dzielenie plansz i przeplatanie ich ekranami ładowania. Logiczne jest to, że do pewnych miejsc dostaniemy się dopiero wtedy, gdy gra uzna to za stosowne. Nadmierne ograniczanie ruchów drużyny prowadzi jednak do sytuacji, w których nie możemy sobie pozwolić na większe odstępstwa fabularne a jesteśmy prowadzeni do celu jak po sznurku. Niejednokrotnie będziemy też cofani, gdy postawimy stopy nie tam, gdzie trzeba. "Odyseja" miota nami z jednego końca mapy na drugi, zmuszając w nieskończoność do backtrackingu. Owszem, szybka podróż działa, ale tylko w sytuacjach wygodnych w danym momencie dla deweloperów.



W trakcie eksploracji warto będzie zaglądać w każdy róg planszy. Omawiany tytuł unika zaganiania gracza do zbierania nieprzydatnych, czysto kolekcjonerskich świecidełek. Swoją uwagę skupimy natomiast na malutkich kostkach zwiększających moc bohaterów oraz licznych pierdółkach służących do tworzenia jedzonka przydatnego w walkach. Ciekawym zabiegiem jest też uwzględnienie indywidualnych uwarunkowań poszczególnych członków załogi. Możemy się między nimi swobodnie przełączać i odkrywać drobne sekrety poukrywane na planszy. Sanji wyłapie składniki niezbędne do gotowania a Nami wyniucha każdy, najlepiej ukryty worek z beli. Gumowe kończyny Luffiego , bądź mikry wzrost Choppera pomogą dostać się w trudno dostępne miejsca i rozwiązać nieskomplikowane zagadki środowiskowe.



Czymże byłby rpg bez walki z przeciwnikami? Adwersarze w "One Piece Odyssey" nie będą zwykłymi chłopcami do bicia i utrudnią nam życie do granic możliwości. Starcia może nie należą do wybitnie wymagających, ale do osiągnięcia sukcesu nie wystarczy bezmyślne naparzanie w pada. Turowy system walki oparty jest o schemat "papier-kamień-nożyce". Co więcej, samo pole walki podzielone jest na mniejsze segmenty, po których przesuwamy załogę Słomkowych Kapeluszy. Przesunięcie postaci bez wcześniejszego wykończenia przeciwników znajdujących się na danym obszarze nie jest co prawda niemożliwe, ale gra będzie dążyć do tego, żebyśmy skupili się przede wszystkim na nich.



Wachlarz dostępnych ataków poszerza się wraz z postępami fabularnymi a nie rozwojem postaci, więc ewentualny grind przekłada się jedynie na statystyki bohaterów a nie ich umiejętności. Trzeba mieć natomiast na uwadze, że zaniedbanie i niewykorzystywanie w walce wszystkich bohaterów może obrodzić przykrymi konsekwencjami w przyszłości, gdy zmuszeni będziemy do poprowadzenia osłabionej, niskopoziomowej drużyny. Same starcia wyglądają efektownie i cieszą oko. Niestety, wyprowadzanie raz po raz tych samych ataków może męczyć. Tytuł oferuje co prawda opcję przyspieszenia starć, jednak w mojej opinii tempo wciąż pozostaje za wolne. Prowadzi to do sytuacji, w których walki będące formalnością potrafią snuć się w ślimaczym tempie.



Dłużą się również dialogi. O automatycznym przewijaniu możemy zapomnieć a nie każdą dyskusję możemy pominąć. Zaskakującą decyzją pozostaje polska lokalizacja tytułu przy jednoczesnym postawieniu tylko na japońską ścieżkę dźwiękową. "One Piece Odyssey" stoi dialogami i choć zdarzają się drobne wpadki z nieprzetłumaczonymi frazami, to całość uznałabym za zrealizowaną całkiem przyzwoicie, z poszanowaniem polskiego tłumaczenia mangi.



Najnowsza produkcja studia ILCA jest wybitnie nierówna. Wciągająca walka rekompensuje dłużyzny fabularne i brzydki backtracking. Historia rozkręca się powoli i zdaje się ruszać z kopyta dopiero po przebrnięciu przez drugi rozdział. Wszelkie niedogodności zdaje się wynagradzać wylewający się z ekranu humorek, idealnie oddający ducha Ody. Nadal nie jest to tytuł idealny, ale wciąż stojący wyżej od wydanego kilka lat temu "One Piece: World Seeker".
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones