Recenzja gry

Thief: The Dark Project (1998)
Daniel Thron
Stephen Russell

Mistrz złodziejskiego fachu

Niedługo czeka nas kolejny reboot kultowej serii - ledwo co zdążyliśmy zapoznać się z odmłodzoną Larą Croft ("Tomb Raider"), a już do naszych drzwi puka "nowy" Garrett. Jest to więc idealna
Niedługo czeka nas kolejny reboot kultowej serii - ledwo co zdążyliśmy zapoznać się z odmłodzoną Larą Croft ("Tomb Raider"), a już do naszych drzwi puka "nowy" Garrett. Jest to więc idealna okazja do przypomnienia sobie oryginalnych gier z serii "Thief", gdyż były to tytuły w swoim czasie rewolucyjne, a jej twórcy w późniejszym czasie przyczynili się do powstania takich perełek jak "System Shock 2", "BioShock" (tak, tak - zbieżność tytułów nie jest dziełem przypadku!) czy "Deus Ex". Nawet dziś wielu developerów uważa pierwszą przygodę mistrza złodziei za jeden z najlepszych tytułów w historii PC - czy słusznie?

Aby się o tym przekonać, najpierw trzeba się wykazać odrobiną cierpliwości. Jedynym pudełkowym wydaniem "The Dark Project" dostępnym obecnie w kraju nad Wisłą jest zestaw od Cenegi ("Antologia" lub "Collection"), zawierający wszystkie trzy części przygód Garretta na jedym krążku DVD. "Thief" oraz "Thief II" nie są jednak upatchowane, tak więc na komputerach nowej generacji nie będą działać tak jak powinny. O ile jeszcze brak panoramicznych rozdzielczości można przełknąć (w końcu rok 1998...), to już brak wyświetlania filmików będzie dużym problemem, gdyż bez nich po prostu nie da się śledzić fabuły. Dlatego też pierwszą rzeczą jaką należy zrobić po instalacji programu jest ściągnięcie fanowskiego patcha usuwającego ten problem (można go pobrać z różnych stron poświęconym serii). Szkoda, że dystrybutor sam nie wykazał się inicjatywą i nie zawarł jakiegoś rozwiązania na płycie - nawet słowem nie wspomniał, że mogą wystąpić jakieś problemy natury technicznej, przez co sami musimy zmierzyć się z zaistniałą sytuacją. Sam patch, przeznaczony do angielskiej wersji, potrafi niestety troszkę namieszać w plikach gry: w sporej części tekstów w kampanii poznikały mi typowo polskie znaki, co znacznie utrudniało czytanie. No ale albo się z tym pogodzimy, albo nie pogramy w ogóle...

Gdy już wygramy walkę z konfiguracją sprzętową i włączymy grę, trafimy do potężnej metropolii, pod względem architektonicznym przypominającej miasta ze średniowiecza. Nie mamy tutaj jednak do czynienia z czasami historycznymi, gdyż "Thief: The Dark Project" rozgrywa się w świecie dark fantasy. Cóż to oznacza? Jeśli spodziewacie się przepięknych zamków, walecznych rycerzy czy pięknych niewiast - zapomnijcie: Miasto (The City) jest miejscem brudnym i ponurym, pełnym złodziei, morderców czy pijaków. W ryzach trzyma je, pełniąca rolę policji, frakcja Młotodzierżców, która za cel obrała sobie również nieustanny postęp technologiczny i cywilizacyjny. Nie dajcie się jednak zwieźć: wyznawcy Wielkiego Budowniczego to fanatycy ślepo podążający za wiarą, nie wahający się użyć przemocy w celu ukarania nie tylko tych łamiących prawo ale również "niewiernych", czyli w zasadzie każdego kto im podpadnie. Jednocześnie w świecie "Thiefa" funkcjonuje magia: na ulicach spotka się urządzenia działające wbrew znanym nam prawom fizyki, trafić można na władających tajemnymi mocami magów czy też na różnego rodzaju potwory. Coraz częściej słyszy się również plotki o pojawiających się tu i ówdzie nieumarłych, a Poganie opowiadają legendy o rychłym nadejściu Szachraja - boga chaosu.

To właśnie w takim mało romantycznym miejscu przyszło żyć Garrettowi. Za młodu był on drobnym kieszonkowcem, podkradającym sakiewki przechodniom, ale pech (czy też przeznaczenie?) sprawiło, iż trafił on na jednego ze Strażników - członka tajemniczej frakcji stojącej na straży równowagi pomiędzy dobrem a złem. Artemus, będąc pod wrażeniem zwinności Garretta, zamiast wydać głównego bohatera Młotodzierżcom postanowił zaprosić go na szkolenie. Nasz protagonista przyjął propozycję ale nie dostąpił zaszczytu stania się członkiem organizacji - po naukach w skradaniu, otwieraniu zamków czy władaniu rozmaitym orężem, postanowił wykorzystać nowo zdobyte umiejętności w celu szybkiego wzbogacenia się. Kosztem innych oczywiście. Kilka lat później był już najlepszym złodziejem w historii, dla którego nie było rzeczy niemożliwych do zdobycia. Po jednej z typowych "robót", otrzymuje on niezwykłe zlecenie: kobieta imieniem Wiktoria na wniosek tajemniczego mężczyzny, prosi go o włamanie się do rezydencji Konstantyna - odludka i kolekcjonera - w celu zdobycia antycznego miecza. Po udanej kradzieży okazuje się, że zleceniodawcą był sam Konstantyn, a włamanie miało być swego rodzaju testem umiejętności naszego protagonisty. Para składa Garrettowi propozycję nie odrzucenia: jeśli złodziejowi uda się ukraść artefakt zwany "Okiem", otrzyma on kwotę pieniędzy pozwalającą na dostatnie życie. Jest "tylko" kilka haczyków...

Fabuła to jeden z największych plusów omawianego tytułu: jest ciekawa i pełna zwrotów akcji, dosłownie wbijających gracza w fotel. Historia rozwija się głównie przy pomocy genialnych animowanych filmików, porażających wręcz swoim klimatem (dlatego tak ważnie jest, aby pliki video nam działały!) i do dziś uważam, że są to jedne z najlepszych filmów w grach komputerowych. Sporą część informacji odnośnie obecnych wydarzeń, przeszłości bohaterów lub ich planach na przyszłość, zdobywamy jednak również ze znajdywanych w etapach dziennikach, listach lub też podsłuchując rozmowy strażników i mieszkańców. Nie wystarczy więc tylko biernie oglądać animacje, aby wiedzieć wszystko o świecie "Thiefa" - trzeba szukać, węszyć i słuchać. Według mnie jest to pomysł rewelacyjny, bowiem nawet podczas kolejnego przechodzenia gry możemy natrafić na nowe fakty, rzucające nieco więcej światła na znane już nam wydarzenia. Warto także pochwalić programistów LookingGlass za stworzenie jednego z najbardziej oryginalnych bohaterów w grach komputerowych. Do tej pory w tytułach FPP wcielaliśmy się w rolę postaci pozytywnych - Garrett jest natomiast cynikiem i oportunistą (no i pamiętajmy też o tym jaki wykonuje "zawód"). Jeśli już komuś pomaga, to robi to głównie dlatego, że widzi w tym jakieś korzyści dla siebie.

Ciekawy świat, bohater czy świetna fabuła nie wystarczy do tego, aby osiągnąć sukces - liczy się również gameplay. "Thief" i pod tym względem nie może mieć żadnych kompleksów, bowiem była to gra swego czasu rewolucyjna pod względem mechaniki rozgrywki. Dzieło LookingGlass Studios było bowiem skradanką z perspektywy pierwszoosobowej, a czegoś takiego wówczas nie było. Jasne, w serii "Metal Gear" czy też w pierwszym "Tenchu" również mieliśmy akcję nastawioną na cichą eliminację wrogów, ale to właśnie "Thief" stał się definicją nowego gatunku. Rozwiązania stosowane w grze były kopiowane przez konkurencję i wykorzystywane w innych tytułach (takich jak chociażby "Splinter Cell") i nawet najnowsze gry w których możemy po cichu pozbywać się przeciwników nie mogą uniknąć porównań z "The Dark Project" (jak chociażby wydany kilka miesięcy temu "Dishonored"), co tylko pokazuje z jak ważną grą mamy tutaj do czynienia. Przygody Garretta obecnie występują w dwóch wersjach: oryginalnej i "Gold". Grałem w obydwa wydania i raczej zachęcałbym do kupna złotej wersji, z uwagi na liczne poprawki oraz dodanie kilku misji, dzięki czemu kampania dla pojedynczego gracza jest jeszcze dłuższa.

W wersji "Gold" do przejścia mamy łącznie 16 misji, podczas których będziemy kraść, łupić oraz ogłuszać (zabijanie jest dla amatorów!) winnych i niewinnych mieszkańców miasta. Naszym przyjacielem jest przede wszystkim mrok: aby wrogowie nas nie zauważyli, musimy cały czas pozostawać w cieniu, przekradając się za ich plecami. Należy przy tym brać pod uwagę podłoże po którym stąpamy: inne odgłosy wydajemy poruszając się po dywanie czy trawie, a inaczej brzmimy przechadzając się po np. kafelkach. Jest to o tyle ważne, że strażnicy słysząc podejrzany hałas na pewno będą chcieli poznać jego przyczynę - a wtedy mogą pojawić się problemy. Pozostawanie w ukryciu jest jedyną receptą na sukces, ponieważ nawet na niższych poziomach trudności wystarczą dwaj strażnicy, abyśmy byli w sporych tarapatach. Większa grupka wrogów, to już niemal zawsze gwarancja śmierci gracza. Dlatego też musimy być niczym duch: niepostrzeżenie "zwędzać" wartościowe przedmioty, otwierać zamknięte drzwi, bezszelestnie przekradać się po korytarzach, i tylko w razie konieczności używać siły. Trzeba również pamiętać o tym, że po wygranej walce ciało wroga należy ukryć - najlepiej w takim miejscu, w którym będzie bardzo słabo widoczne. AI stoi bowiem na wysokim poziomie: w przypadku odnalezienia martwego towarzysza (czy też usłyszenia czegoś podejrzanego), przeciwnicy zaczynają przeszukiwać dany teren, wszczynają alarm i wzywają posiłki. Stają się przy tym bardziej czujni i bardzo trudno wówczas się do nich podkraść.

Podczas całej kampanii dla pojedynczego gracza na swojej drodze spotkamy nie tylko młotodzierżców, magów, strażników czy zwykłych, szarych mieszkańców, ale także rozmaite kreatury z piekła rodem, które nawet dziś są pewna kością niezgody pomiędzy fanami dzieła Looking Studios. Niekiedy trafimy do opuszczonych ruin czy też zapomnianych grobowców, gdzie czyhać na nas będą rozmaite stwory, zjawy czy nieumarli. Część krytyków zwracała uwagę na niezwykły klimat tych map, inni natomiast uważali, że twórcy powinni bardziej skupić się na kradzieżach zamiast przetrwania wśród różnych dziwactw. Osobiście uważam, że gra Looking Glass dużo by straciła, gdyby wyeliminowano fragmenty rodem z survival horroru - na niektórych mapach aż ciarki przechodzą po plecach, gdy przekradamy się pomiędzy zrujnowanymi domostwami, słysząc w oddali zawodzenia dawnych mieszkańców tych miejsc, teraz zamienionych w żywe trupy. Etap "The Haunted Cathedral" do dziś uważany jest za jeden z najbardziej klimatycznych etapów w historii gier komputerowych - a to pokazuje, że droga obrana przez twórców była słuszna. Również sam świat wiele zyskał z dodania kreatur, bowiem dzięki temu nie jest kalką średniowiecza tylko czymś nowym i niespotykanym.

"Nawiedzone" miejsca to jednak tylko dodatek - terenem naszych działań będzie przede wszystkim Miasto i jego okolice. Podczas całej przygody w kampanii odwiedzimy m.in. ogromne, pełne rozmaitych bogactw posiadłości, więzienie, świątynię Młotodzierżców, operę czy wieżę magów. Etapy dostępne w grze są ogromne, dopracowane i nieliniowe - to od nas zależy, którą drogą podążymy i w jaki sposób wypełnimy założone cele. Często w jedno miejsce prowadzi wiele dróg a zmiana poziomu trudności może sprawić, że zarówno wrogowie jak i wartościowe przedmioty zmienią swoją lokalizację. Zobaczenie wszystkiego w obrębie jednej mapy może być sporym wyzwaniem, gdyż przejście takiej "Gildii złodziei" zabrało mi niemal... dwie godziny! A takich misji jest przecież dużo więcej! Bardzo ciekawe jest też podejście twórców do kwestii map lokacji: Garrett informacje odnośnie miejscówek uzyskuje albo od swoich informatorów albo z dostępnych dokumentów i nie zawsze są one dokładne. Nie zdziwcie się jeśli w jakimś zapomnianym grobowcu włączycie mapę i zobaczycie wielki znak zapytania - jeśli dana lokacja od setek lat pozostawała w ukryciu, to nikt nie będzie posiadał dokładnego jej szkicu. Często więc sami musimy uczyć się rozkładu pomieszczeń na pamięć i, moim zdaniem, jest to kolejny świetny pomysł, jakże wpływający na realizm rozgrywki.

W celu ułatwienia sobie pracy, Garrett korzysta z kilku broni oraz przedmiotów. Również i w tym aspekcie mamy do czynienia z pewną innowacją, gdyż nasz bohater nie jest herosem mogącym nieść kilkanaście rodzajów broni - jest człowiekiem z krwi i kości i w całej grze wykorzystuje tylko trzy bronie. Tak, dobrze przeczytaliście. Całą kampanię przejdziemy korzystając z miecza, pałki i łuku, co jest rozwiązaniem bardzo realistycznym. Miecz to podstawowa broń, służąca zarówno do ataku, jak i obrony (możliwość parowania ciosów), pałka to z kolei coś dla tych, którzy chcą przejść grę nie zabijając nikogo - dzięki niej możemy ogłuszyć niczego nie podejrzewającą istotę. O łuku można napisać trochę więcej, ponieważ tutaj nasz złodziej może wykorzystać kilka rodzajów strzał. Mamy m.in. strzały z woreczkiem wypełnionym wodą, dzięki którym możemy gasić pochodnie, pogrążając dane pomieszczenie w ciemnościach, strzały z mchem, które pokrywają posadzkę miękkim puchem, idealnym do cichego skradania czy też strzały linowe, dzięki którym możemy dostać się do wcześniej niedostępnych miejsc. Oprócz tego Garrett wykorzystuje różnego rodzaju przedmioty, w tym m.in. miny, bomby oślepiające, czy nawet wazony czy talerze, którymi może rzucić, odwracając tym samym uwagę przeciwnika.

"Thief: The Dark Project" pod względem zastosowanych rozwiązań był więc grą iście rewolucyjną. Wespół z niezwykłą jak na owe czasy rozgrywką, szła również bardzo dobra oprawa audiowizualna. Gra śmigała na autorskim silniku Dark Engine, oferującym niezwykle klimatyczną oprawę graficzną, opartą głównie na grze światłocieni. Mieliśmy również wsparcie dla akceleratorów graficznych, dzięki czemu posiadacze mocniejszych sprzętów nie musieli być skazani na widok pikseli. Warto również wspomnieć o bardzo dobrej animacji postaci, wykorzystującą technikę motion capture - pozwoliła ona na bardzo realistyczne oddanie ruchów przeciwników. Absolutnie fantastyczna była warstwa dźwiękowa: voiceacting był (i ciągle jest!) świetny a elektroniczna ścieżka dźwiękowa - genialna. Nie można również nie wspomnieć o wpływie samych odgłosów na rozgrywkę: wreszcie mogliśmy usłyszeć, czy wróg jest blisko nas. Nie sposób zliczyć tych wszystkich chwil, kiedy siedziałem schowany w kącie, patrząc się na ścianę i słuchając czy kroki poszukującego mnie strażnika nikną w oddali czy się przybliżają - żadna inna gra nie dostarczała wówczas takich emocji.

Z tekstu wynika, że pierwszy "Thief" to gra niemal idealna. Czy tak jest w istocie? Tak. "The Dark Project" to tytuł kultowy: rewolucyjna rozgrywka, cała masa innowacyjnych rozwiązań, świetna oprawa (zwłaszcza audio!), ciekawy bohater i misje, które zapamiętamy na długie lata - czego można chcieć więcej? Nawet dziś, po 15 (!) latach od premiery ta gra potrafi pochłonąć do reszty i ciągle wydaje się świeża i innowacyjna. W dobie tytułów, które w zasadzie same się przechodzą wizyta w Mieście może okazać się czymś orzeźwiającym, gdyż takich gier po prostu już się nie robi (co jest smutne ale prawdziwe). Jeśli szukacie rozrywki na najwyższym poziomie, to gorąco zachęcam do poznania pierwszej wielkiej przygody Garretta - jest to coś, co zapamiętacie na długo. Jeśli boicie się oprawy, to możecie spać spokojnie, gdyż bez problemu można ściągnąć moda dodającego efekty graficzne rodem z najnowszych produkcji. Ja, jako gracz który nie boi się starszych tytułów, wolę oczywiście oprawę oryginalną - tak wyglądał "Thief", gdy zobaczyłem go po raz pierwszy i była to miłość od pierwszego... cóż, zagrania. Czy reboot serii będzie choć w połowie tak dobry? Wiele wskazuje na to, że nie. Obym się jednak mylił.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones