Recenzja gry PS5

Wanted: Dead (2023)
Hiroaki Matsui

Śmierć nadejdzie wczoraj

Mamy "Ninja Gaiden" w domu. Najpierw zwiastun za zwiastunem, każdy jaskrawszy i głośniejszy od poprzedniego. Potem stylizowany na telewizję lat 50. program kulinarny z pieszczoszką
Mamy "Ninja Gaiden" w domu? Recenzujemy "Wanted:Dead"
Mamy "Ninja Gaiden" w domu. Najpierw zwiastun za zwiastunem, każdy jaskrawszy i głośniejszy od poprzedniego. Potem stylizowany na telewizję lat 50. program kulinarny z pieszczoszką graczy Stefanie Joosten w roli prowadzącej. Wreszcie – synth-popowy cover Donny Summer oraz animowany wideoklip o matce, kelnerce, gejszy i krupierce, która ledwo wiąże koniec z końcem. Marketing w służbie sentymentu, ale też coś fajnego: siódma generacja konsol pokryta laminatem nostalgii; powrót do czasów, w których dobra gra akcji, niczym dobry film według Godarda, musiała mieć przede wszystkim dziewczynę i pistolet. W "Wanted: Dead" jest i dziewczyna, i pistolet. Są też samurajskie miecze i śpiewające automatony. Niestety, gra nie jest dobra. I na nic zdadzą się najgrubsze pingle z czasów młodości. 



Akcja rozgrywa się w Hongkongu niedalekiej przyszłości. Cyberpunkowa metropolia tonie w deszczu, ludzie przemykają po ulicach jak cienie, a sprywatyzowane siły policyjne stają na kursie kolizyjnym z korporacyjnym establishmentem. Albo z tanią siłą roboczą w postaci zbuntowanych androidów. Albo z kryminalnym podziemiem miasta. Albo z dmuchanym słoniem na patyku. Trudno w zasadzie powiedzieć, gdyż jedynym środkiem stylistycznym w przyborniku twórców jest elipsa – najczęściej nie wiadomo po prostu nic. Może jedynie tyle, że Hannah Stone – szwajcarska amazonka o twarzy pooranej bliznami i głosie nowoczesnej lodówki – rusza na kolejne misje wraz z drużyną ponurych sterydziarzy. Jeden nosi nazwisko po Wernerze Herzogu. Drugi porozumiewa się językiem migowym. Trzeci jest zboczeńcem. Charyzmy mają tyle co worek z cementem, a wszystkich glanuje Wściekły Czarny Kapitan, wyglądający jak młody Danny Glover i odsyłający do wiadomej poetyki. Od stylizowanej na akcyjniaki z lat 90. fabuły nie wymagam ani drugiego dna, ani finezyjnej zabawy konwencją. Doceniam również, że rejestrowaną przez kamery i obserwowaną przez przełożonych rozmowę z podejrzanym Hannah rozpoczyna pytaniem: "Czy mam cię, kurwa, zabić?". Przydałby się jednak jakiś punkt zaczepienia, zrąb logiki przyczynowo-skutkowej. Albo chociaż odpowiedź na pytanie, w imię której ze światłych idei zamieniamy wrogów w marmoladę. 



Ponieważ scenariusz sprawia wrażenie pisanego na bieżąco, a żaden z gatunkowych klocków nie trafia w odpowiednie miejsce, trudno czerpać frajdę z kąpieli w tym popkulturowym bajorku. Jasne, możemy tu śpiewać "99 Luft Balloons" podczas groteskowego karaoke show. Fajnie też usłyszeć nową wersję utworu "Maniac" Michaela Sembello ilustrujący cut-scenkę w konwencji anime. Natomiast jedzenie ramenu na czas czy polowanie na zabawki z automatu na pewno trafia do przegródki z kampowymi szaleństwami. Odnoszę jednak wrażenie, że za dużo tych atrakcji orbituje w próżni albo na fabularnych opłotkach. Zwłaszcza że wszystko to kontrapunkty dla ogłuszającej akcji, w której siekamy setki anonimowych najemników, biegamy od jednego kill roomu do drugiego i przeklinamy, na czym świat stoi, odkrywając kolejne felery systemu walki.  



Odpowiedzialne za produkcję studio Soleil ma na koncie kilka gier, perłą w koronie będzie zapewne "Valkyrie Elysium" – niezbyt udana odsłona kultowej serii japońskich erpegów. Pracują w nim jednak twórcy oryginalnego "Ninja Gaiden", co na etapie marketingowego blitzkriegu było jakąś obietnicą. "Wanted: Dead" w pewnym sensie tę obietnicę spełnia – obrany do bielutkich kości system sprawdza się jako fundament zabawy. Hannah ma na podorędziu katanę, którą tnie przeciwników na plasterki, pistolet, którym przerywa i kontruje ich ataki, a także broń długą, którą może spuścić w klozecie – prowadzenie ostrzału z perspektywy trzeciej osoby jest mozolne, nieprecyzyjne i w zasadzie nieprzydatne, byle statysta potrafi zeżreć kilogram ołowiu. W teorii zatem wszystko jest proste: zmiękczamy nieszczęśników bronią białą, parujemy i blokujemy ich ciosy, nabijamy pasek specjalnego ataku, a następnie wciskamy dwa przyciski naraz i zamieniamy Hannę w budżetowego Johna Wicka



W praktyce jednak "zabawa" przypomina szorowanie zębów wiertarką udarową. Po pierwsze, ilość mięsa armatniego oraz skandaliczne rozmieszczenie punktów kontrolnych zamieniają bezpretensjonalną młóckę w grę o zarządzaniu zapasami. Po drugie, fizyka, praca kamery oraz marna detekcja kolizji prowadzą do istnej komedii pomyłek: przeciwnicy strzelają do nas przez ściany, cysterna eksplodująca w sąsiednim województwie rozrywa nas na kawałki, a próba precyzyjnego wycelowania w coś mniejszego niż szafa typu komandor jest zwiastunem rychłego zgonu. Wreszcie – sygnalizacja ataków działa w kratkę, przez co generalny pomysł na rozgrywkę jest nieustannie weryfikowany przez rzeczywistość. Na normalnym poziomie trudności przejście gry zajęło mi około ośmiu godzin, z czego przynajmniej połowę poświęciłem na bieganie po własnych śladach. Na "hardzie" czas poświęcony na tę wątpliwą przyjemność można pomnożyć przez dwa.



Systemowi brakuje precyzji i elastyczności, dubbing woła o pomstę do nieba (usłyszeć znaczy uwierzyć), a jeśli idzie o walory estetyczne, mamy pełne decorum – także pod tym względem gra jest hołdem dla siódmej generacji konsol (albo i szóstej). I nie miałbym z tym żadnego problemu, gdyby nie fakt, że przy całej tej "trashowej" otoczce trudno postawić "Wanted: Dead" obok wycyzelowanych ekstrawagancji w rodzaju "Planet Terror" Roberta Rodrigueza czy pamiętnego "Wet" studia Artificial Mind and Movement. Za mało tu luzu, za dużo cynicznej kalkulacji. Niewiele miejsca na oddech, za to sporo walki o haust powietrza pod ciężkim buciorem nostalgii. Pożyczyć, przejść i zapomnieć? To też jakiś pomysł na grę wideo. Tyle że tych obietnic bez pokrycia prędko nie zapomnimy.
1 10
Moja ocena:
5
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones