Recenzja wyd. DVD filmu

Black Lagoon (2006)
Sunao Katabuchi
Daisuke Namikawa
Megumi Toyoguchi

"Boga nie ma, wyjechał pograć w Las Vegas"

Tymi słowami częstuje nas w jednym z odcinków zakonnica z Church of Violence (Kościół Przemocy) osadzonego gdzieś w zapomnianym przez władze mieście Roanapura. Miasto to bowiem jest całkowicie
Tymi słowami częstuje nas w jednym z odcinków zakonnica z Church of Violence (Kościół Przemocy) osadzonego gdzieś w zapomnianym przez władze mieście Roanapura. Miasto to bowiem jest całkowicie zdemoralizowane, strzelaniny są tu na porządku dziennym, jest to western we współczesnym wydaniu. Bohaterami zaś jest załoga statku Black Lagoon (Czarna Laguna), który jest jednostką piracką, przyjmującą zadania od tego, kto zapłaci najwięcej. Ryzyko to drugie imię bohaterów, więc podejmą się każdego zadania, musisz jedynie odpowiednio ich opłacić. Film jest naładowany akcją już od pierwszych minut. Twórcy zadbali także o elementy komediowe, robią sobie także niezłe jaja z tytułów typu "Rambo", "Terminator" i wielu innych kasowych produkcji kina akcji. Niektóre elementy typu łódź zestrzeliwująca helikopter przy użyciu torpedy może zrazić, chyba, że jest to właśnie aspekt autoironii twórców (a raczej jest). Jeśli przywykniemy do tego specyficznego stylu możemy sobie zafundować kilkaset minut czystej i lekkiej rozrywki w nieprzeciętnym wydaniu. Sceny walki, mimo, że daleko im do realizmu są dobrze rysowane i efekciarskie. Do w/w aspektów dochodzą bardzo wyraziści bohaterowie, nawet postacie drugoplanowe na długo zapadają w pamięć (zwłaszcza szefostwo różnorakich gangów). Ścieżka dźwiękowa serii sprawuje się wyśmienicie, wpasowuje się w akcję jak należy i tyle w zupełności wystarcza. Świetny jest także opening - "Red Fraction" wykonany prze japońską piosenkarkę Mell. Seria ta jest dla ludzi szukających akcji, po której następują najczęściej zabawne rozmowy bohaterów. Co prawda daleko tym tekstom do rozmów z filmów Quentina Tarantino, ale mimo wszystko są dobre. Przekleństwa są tam na porządku dziennym, kilka gagów zachodzi w pamięć i może swobodnie przejść nawet do użytku dziennego. Serialowi nie brakuje także klimatu, klimatu westernowego odrywającego od szarej rzeczywistości, jeśli ktoś oglądał "Cowboya Bebopa", może swobodnie sięgać po serię, może nie jest to dokładnie to samo, ale mniej więcej w ten deseń (przynajmniej ja miałem podobne odczucia – pod względem klimatu).
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones