Diabelska masakra

Gdzieś wśród najczarniejszej otchłani przekleństwa zrodziła się idea złowieszcza aż do szpiku kości. W swej perfidii trafiła prosto do głowy Alana Spencera, a ten miał tyle odwagi lub po prostu
Gdzieś wśród najczarniejszej otchłani przekleństwa zrodziła się idea złowieszcza aż do szpiku kości. W swej perfidii trafiła prosto do głowy Alana Spencera, a ten miał tyle odwagi lub po prostu był szalony, że przerobił ją na niniejszy serial telewizyjny.

"Bullet in the Face" to produkcja zła, być może najgorsza, jaką kiedykolwiek widziałem, bynajmniej jednak nie pod względem jakości fabuły czy kwestii technicznych. Ona po prostu promuje wszystko, co z piekła rodem wzięte, gloryfikuje przemoc i niczym nieograniczoną masakrę, oddaje hołd każdemu pojedynczemu sadyście, jednocześnie nie udając nawet, że istnieje sens, by ich rozgrzeszać. W dodatku całość polano mocnym i niegłupawym humorem, który wielokrotnie ociera się o absurd.

Do tej pełnokrwistej filmowej uczty nie dodano natomiast za wiele realizmu. Już pierwszy odcinek rozpoczyna się od postrzelenia głównego bohatera w twarz, co skutkuje podmianą facjaty na oblicze niedawno zmarłego policjanta. W ten sposób najgorszy bandzior w mieście staje się stróżem prawa, ale to absolutnie nie znaczy, że od tej pory będzie dobrym człowiekiem. Wraz ze swoim do bólu praworządnym partnerem bada różne kryminalne sprawy i w mniej lub bardziej dokładny sposób wypełnia polecenia seksualnie niezaspokojonej pani komisarz, lecz nie rezygnuje ze swojego wisielczego poczucia humoru i psychopatycznego stylu bycia.

I tak mniej więcej zaczyna się popaprana jazda po bandzie, jeśli ktoś nie lubi stosu trupów i niczym nieuzasadnionej przemocy, może się nie wkręcić, dla reszty taka zwariowana komedia to długo oczekiwanym orzeźwieniem. Choć ten cały sytuacyjny i słowny humor byłby niczym, gdyby nie kapitalne kreacje praktycznie wszystkich istotnych postaci w tym serialu, których notabene jest dokładnie sześć.

Główny bohater, Gunter Vogler, grany przez Maxa Williamsa, prezentuje się niczym brutalniejsza wersja Jokera w wydaniu Nicholsona, doprawiona o złowieszczy niemiecki akcent przywołujący na myśl najbardziej stereotypowych Nazistów. Z drugiej strony ten sam sposób wymowy w ustach niezwykle ponętnej femme fatale, czyli Kate Kelton, przyprawia już o dreszcz ekscytacji. Dla urozmaicenia tego europejskiego stylu Eddie Izzard kradnie każdą scenę swoim brytyjskim stylem bycia i zapewne najśmieszniejszymi tekstami w całym serialu. I gdyby tego było mało, nawet tak oklepaną, pozytywną postać detektywa Karla Hagermana narysowano bardzo grubą kreską, dzięki czemu jego pełen troski głos i wiecznie zmartwiona twarz są idealnym kontrastem dla niemożliwego do zresocjalizowania Guntera Voglera.

Kto mógł się spodziewać, że taki mały, skromny serialik okaże się tak odważny i porządnie wykonany. Bezczelność i zuchwałość tej produkcji jest wręcz godna podziwu. Widać co prawda, że w budżecie zabrakło pieniędzy na statystów, wybuchy i sceny akcji, ale twórcom starczyło pomysłowości na paskudnie złowieszcze żarty i absolutny brak szacunku dla życia ludzkiego. "Bullet in the Face" może nie jest rozrywką dla całej rodziny, ale... właściwie nie ma żadnego "ale". Jeśli będzie trzeba, przypnijcie pasami do fotela kogo tylko się da, by serial odniósł oszałamiający sukces, a twórcy mieli setki milionów dolarów na zrealizowanie kolejnego sezonu, do którego niestety pozostawili furtkę bezwstydnie otwartą na oścież.
1 10
Moja ocena serialu:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones