Recenzja serialu

Jean-Claude Van Johnson (2016)
Peter Atencio
Jean-Claude Van Damme
Kat Foster

Świat wciąż potrzebuje Jeana-Claude'a Van Damme'a

"Jean-Claude Van Johnson" to najlepsza od baaaaardzo dawna produkcja z udziałem JCVD skierowana od fanów dla fanów. Jeśli macie sentyment do Belga, a "Kickboxer" czy "Krwawy sport" to dla Was
UWAGA - recenzja zawiera drobne spoilery z filmu "JCVD" z 2008 roku!

Co, gdybym powiedział wam, że Jean-Claude Van Damme – tak, TEN Jean-Claude Van Damme – jest w rzeczywistości tajnym agentem? Że cała jego kariera filmowa to wyłącznie przykrywka dla operacji specjalnych? Uwierzylibyście? Nie? Peszek, bo o tym właśnie opowiada ten serial – tak brzmi oficjalny opis serialu na platformie Amazon Prime Video. I jeśli po jego przeczytaniu pierwszym co przychodzi Wam do głowy jest film "JCVD" z 2008 roku to tak jakby idziecie w dobrym kierunku. Tak jakby, bo tutaj na subtelności nikt się nie będzie silił. Zapnijcie pasy, bo będzie się działo!


Skojarzenia ze wspomnianym we wstępie filmem są naturalne. Otóż tak w dziele Mabrouka El Mechriego, jak i tutaj Jean-Claude Van Damme wciela się w samego siebie, znów z przymrużeniem oka patrzy na swoją karierę i znów jest bohaterem ogromnego zamieszania. Jest jednak jedna, ale znacząca różnica – "JCVD" był oczywiście filmem autoironicznym, zrobionym z ogromnym dystansem, ale jednak w pełni świadomie utrzymanym w poważnej i dość ponurej konwencji. W serialu "Jean-Claude Van Johnson" natomiast... No cóż, proszę wybaczyć sformułowanie, ale popularny Belg najzwyczajniej w świecie robi sobie jaja. Z Hollywood, współczesnej kinematografii, młodych reżyserów, filmowych klisz, popularnych serii-tasiemców, ale także (a może przede wszystkim?) ze swojej kariery i samego siebie. Tam jednym z najzabawniejszych momentów była "wizja" Van Damme’a pod koniec filmu, gdy swoim legendarnym kopniakiem nokautował bandziora trzymającego go na muszce i w akompaniamencie rozentuzjazmowanego tłumu przybijał piątki z antyterrorystami. Tutaj zaś scena taka scena byłaby jedynie kropelką w morzu gagów. Bardzo udanych gagów, warto dodać.

Ale po kolei. Fabuła jest niemalże typowa dla tego typu produkcji, a podobne historie widzieliście dziesiątki razy: główny bohater chce odzyskać swoją ukochaną Vanessę (w tej roli Kat Foster) i w tym celu postanawia w przenośni i dosłownie wrócić do gry, ale nie jako aktor, a jako szpieg, bo właśnie tym tak naprawdę przez lata się zajmował. W rezultacie trafia więc na plan filmowy w Bułgarii (poczekajcie aż zobaczycie, co i jak kręci!), gdzie pod przykrywką ma rozpracować gang brutalnych handlarzy narkotykami. Brzmi nudnawo? Nic z tych rzeczy. Zaufajcie mi – pozornie nieciekawa historia rozkręca się błyskawicznie i zaskoczy Was nie raz i nie dwa, tym bardziej że dość szybko odpływa w… Hm, raczej niespodziewane i mocno absurdalne rejony. Tylko ostrzegam: nie spodziewajcie się niczego robionego na serio!

Sama konstrukcja serialu jest zaś prosta – w sześciu odcinkach (każdy trwa około trzydziestu minut) zawarte jest wszystko to, co powinno znaleźć się w produkcji ze słynnym Belgiem. Bijatyki i strzelaniny? Są. "Niespodziewane" zdrady sojuszników i zwroty akcji? Są. One-linery godne najbardziej suchych żartów o Chucku Norrisie? Są. Epicka walka z głównym czarnym charakterem? Jest. Legendarny szpagat? Też jest (i to jaki!).


Wspomniałem wcześniej, że w przeciwieństwie do "JCVD" tutaj Van Damme i spółka od początku do końca w pełni świadomie tworzą stuprocentową komedię. I właśnie to jest największą zaletą serialu – już na pierwszy rzut oka widać, że gwiazdor i ekipa po prostu dobrze się bawili. Nie chodzi tylko o liczne odwołania do jego filmografii, ale przede wszystkim sposób ich przedstawienia w serialu. Van Damme nie tylko bardzo bezpośrednio nabija się z Hollywood czy mody na rimejki i zmienianie tego, co już znamy, ale też nie ma najmniejszego problemu ze śmianiem się z samego siebie czy niskiego poziomu produkcji, w których grywał. Doskonałym tego przykładem jest tocząca się gdzieś w tle historia o poszukiwaniu przez Belga samego siebie i swojego prawdziwego "ja". To prawdziwy hit, ale nie będę pisał nic więcej, żeby nie zepsuć Wam zabawy. Kapitalne są również odwołania do współczesnych filmowych tasiemców, a sekwencja inspirowana serią "Szybcy i wściekli" to jedna z najlepszych chwil w serialu. Co najważniejsze, jako że mamy do czynienia z komedią, jest naprawdę zabawnie. Żarty są udane, gagi mają sens, a niektóre dialogi są po prostu świetne i zdarzało mi się śmiać w głos.

Wspomniane wcześniej sekwencje walk też są naprawdę fajne. Van Damme nie jest już młodzieniaszkiem, więc ich choreografia (tak jak i wspomniana wcześniej fabuła) jest robiona z dużym dystansem i w komediowym stylu. Daje to naprawdę niezły efekt, bo nikt nie udaje że prawie sześćdziesięcioletni JC wciąż jest w stanie walczyć jak dwudziestolatek, a i on sam zdaje sobie z tego sprawę i jasno to w serialu komunikuje. Braki fizyczne rekompensuje nam więc humor i puszczanie oka do fanów nie tylko samego tytułowego bohatera, ale również całego "kopanego" kina z lat .80 i .90. Zaufajcie mi – naprawdę można się uśmiechnąć.


Na oddzielny akapit zasługują wspomniane odwołania do filmografii Van Damme’a. Czego tu nie ma! "Podwójne uderzenie", "Strażnik czasu", wspomniany przed momentem "Kickboxer" i wiele, wiele więcej. Co ważne, nie są one robione na siłę, tylko umieszczone bardzo sensownie – pasują do danej sytuacji i naprawdę bawią. Paradoks polega na tym, że odwołania te są jednocześnie największą siłą, ale i największą słabością serialu, bo o ile ktoś obeznany z filmografią Belga nie będzie miał żadnego problemu z ich wyłapaniem, tak dla osoby nieznającej tych filmów wiele scen będzie po prostu głupich. W efekcie to, co dla fana Van Damme’a będzie zabawnym odniesieniem do przeszłości, dla kogoś innego będzie nie tylko nieśmiesznym, ale też niemającym żadnego sensu gagiem. To z kolei powoduje jeszcze jeden problem – bez znajomości filmografii JCVD fabuła traci jakikolwiek sens. Zdaję sobie sprawę, że pisanie o fabule w przypadku komediowego akcyjniaka może brzmieć idiotycznie, ale fakty są takie, że w przypadku przedstawionej w serialu historii odwołania do filmów Belga są kluczowe i bez ich znajomości wiele zwrotów akcji będzie po prostu absurdalnych i bezsensownych.


Jeżeli chodzi o aktorstwo, to na pierwszym planie zdecydowanie jest Belg, który kolejny już raz pokazał, że potrafi grać również twarzą i stać go na więcej niż na dwa grymasy między kolejnymi kopnięciami. Żebyśmy mieli jasność – nie twierdzę, że Van Damme godnie wcieliłby się w Michaela Corleone w "Ojcu chrzestnym". Nic z tych rzeczy – po prostu pokazujący się w wielu różnych wcieleniach JC jest naprawdę dobry. Tylko tyle i aż tyle. Nieźle wypada także drugi plan, czyli Kat Foster jako Vanessa i Moises Arias jako skrywający pewną tajemnicę Luis, fajną kreację tworzy także Tim Peper jako młody, pełen entuzjazmu i absurdalnych pomysłów reżyser Gunnar. Problem pojawia się niestety przy bohaterach dalszego planu, którzy nieraz wypadają bardzo sztucznie, ale koniec końców nie psują frajdy z oglądania.

Podsumowując: "Jean-Claude Van Johnson" to najlepsza od baaaaardzo dawna produkcja z udziałem JCVD skierowana od fanów dla fanów. Jeśli macie sentyment do Belga, a "Kickboxer" czy "Krwawy sport" to dla Was klasyki, to serial jest pozycją absolutnie obowiązkową i jestem pewien, że będziecie się świetnie bawić. Jeśli jednak jesteście do niego nastawieni zupełnie neutralnie albo po prostu nie znacie jego filmografii, to istnieje duże prawdopodobieństwo że po prostu odbijecie się od produkcji Amazona, bo fabuła i żarty będą idiotyczne. Moja ocena to 6 gwiazdek, ale jeśli uważacie, że "Looper" jest lepszym filmem niż "Strażnik czasu" śmiało możecie odjąć dwa oczka, bo i tak macie kiepski gust*.

*Tylko proszę nie brać tego osobiście i się nie obrażać! To oczywiście nawiązanie do serialu i jednej z kwestii wypowiadanych przez znanego i lubianego Belga.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones