Na ból głowy weź kłopoty

Ostatnimi czasy mało które anime potrafi nas czymś zaskoczyć. Co drugie to ecchi (gatunek cechujący się lekkim zabarwieniem erotycznych) z nastawieniem na rewię bielizny, albo sztampowa
Ostatnimi czasy mało które anime potrafi nas czymś zaskoczyć. Co drugie to ecchi (gatunek cechujący się lekkim zabarwieniem erotycznych) z nastawieniem na rewię bielizny, albo sztampowa przygodówka, która korzysta z utartych przed laty schematów. Co dziwne, seriale te szybko zyskują popularność i uznanie niezbyt wymagających widzów, a mnóstwo serii z pomysłem zostaje po prostu zignorowanych. "Ore no Nōnai Sentakushi ga (...)" to komedia, która nie próbuje na siłę być oryginalna. Twórcy postanowili wywołać uśmiech na twarzy widza bez zbędnych ceregieli. Seria nawiązuje do wielu wydarzeń, które miały miejsce na świecie całkiem niedawno, jednocześnie je parodiując. Ale zanim przejdziemy do konkretów, wypadało by przedstawić, o czym tak właściwie jest ta historia.

Fabuła obraca się wokół Kanade Amakusy, który, choć niczym się nie wyróżnia, jest przeklęty. Co chwilę w jego głowie pojawia się quiz wielokrotnego wyboru, w którym musi wybrać jakąś z dostępnych odpowiedzi, bo inaczej narazi się na nieustające bóle głowy. Żeby było jeszcze zabawniej, pytania są po prostu niedorzeczne - raz nasz bohater musi zdecydować, czy rozebrać się od pasa w górę, czy od pasa w dół, a innego dnia siła wyższa rozkazuje mu tarzać się po klasie. Pewnego wieczoru wracając do domu, zmuszony jest wybierać pomiędzy zrzuceniem z dachu, a spadnięciem pięknej dziewczyny wprost na niego. Nie zastanawiając się długo, wybiera drugą opcję. W wyniku tej jakże racjonalnej decyzji, ląduje na nim blondwłosa Chocolat, która ma za zadanie pomóc Kanade w uporaniu się z przekleństwem.

"OreCome" nie sili się na bycie czymś więcej niż przygłupią komedią. Coraz to śmielsze wybory wprawiają Amakusę i jego znajomych w zakłopotanie, dostarczając przy tym widzowi masę pozytywnych emocji. Do bohatera wydzwania nawet sam Bóg, którego zdjęciem kontaktowym jest zniszczony hiszpański fresk z Jezusem Chrystusem, o którym głośno było jeszcze rok temu. Protagonistę otacza także, a jakby inaczej, wianuszek dziewczyn, zaczynający się od roześmianej kumpeli, a kończący na przewodniczącej szkoły. To właśnie z nimi związane są najkomiczniejsze sytuacje, gdzie żadna ze stron nie wie, jak się w ogóle zachować. 

Przyznam szczerze, że z początku nie miałem w planach oglądania tej serii. Motyw z wyborami wykorzystywało niedawno "Date A Live", które, mimo że należy do zupełnie innego gatunku, nie potrafiło nawet zaskoczyć widza. Zresztą nawet sam plakat i opis "Ore no Nōnai" nie zwiastowały nic dobrego. Jednakże szczęśliwym trafem obejrzałem pierwszy odcinek, przy którym naprawdę można było zrywać boki. Sceny, które pojawiały się już w różnych serialach, w tym wydaniu wyszły kompletnie inaczej - zabawniej. Nie mam tu na myśli ecchi, pod który gatunek anime to również podchodzi, a komizm sytuacyjny i postaci, z którego korzysta po równo. Co dziwne, nikt z bohaterów nie irytuje, a mimo wielkich różnic w charakterze, cała paczka świetnie się uzupełnia. Nieszczególnie przepadam za komediami, jeśli chodzi o japońską animację, ale tym razem przeżyłem miłe zaskoczenie, nie mogąc oderwać wzroku od ekranu i z niecierpliwością oczekując na następne odcinki. Szkoda jedynie, że seria liczy tylko dziesięć odcinków, a o drugim sezonie nic na razie nie wiadomo.

Grafika jest typowa dla większości anime ostatnich lat. Postacie wyglądają na strasznie przesłodzone, w niektórych przypadkach nawet jak dzieci, mimo że podstawówkę ukończyły już dawno temu. Dla przykładu można podać dwudziestoparoletnią nauczycielką z różowymi włosami, która przypomina wyglądem ośmiolatkę. Producenci oszczędzili pieniędzy również na do bólu statycznych tłach, więc na ładne widoki nie mamy co liczyć. W sumie nic więcej nie można o niej powiedzieć, bo kompletnie nie wyróżnia się na tle innych seriali. 

Muzyka jest całkiem niezła, jeśli chodzi o piosenki początkowe i końcowe, które stanowią mieszankę rocka i popu. O utworach przygrywających w tle podczas odcinka nie można za to powiedzieć nic, gdyż żaden nie zapada w pamięć. Co więcej, czasem muzyka jest tak głośna, że ledwo słychać, co mówią bohaterowie. Błąd ten nagminnie występuje w dwóch pierwszych odcinkach, ale potem zostało to znormalizowane. O aktorach głosowych mogę rzec jedynie, że wykonali kawał świetnej roboty. Postacie wyglądają słodko, zachowują się tak i mają odpowiednio dobrane głosy, czyste "moe". Warto wspomnieć tutaj o Yui Kondou – to dopiero jej druga tego typu rola, a już pokazała, że ma talent, wcielając się w Yukihirę Furano. Jej bohaterka wyrażała mnóstwo emocji, zmieniając przy tym ton swojego głosu, co dało Kondou pole do popisu. Reszta obsady miała od niej dużo większe doświadczenie, ale ostatecznie zostali przez nią przyćmieni.

Podsumowując, "Ore no Nōnai Sentakushi ga (...)" to dobra komedia na odprężenie po ciężkim dniu. Niby nie jest to nic tak oryginalnego jak "Panty & Stocking with Garterbelt", ale najważniejsze, że śmieszy. Podchodziłem do tego serialu sceptycznie, a dostałem więcej, niż oczekiwałem. I tak samo będzie w przypadku wielu z was. Polecam i wierzę, iż będziecie śmiać się do rozpuku, tak jak ja.
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones