Recenzja serialu

Pan wzywał, Milordzie? (1988)
David Croft
Roy Gould
Jeffrey Holland
Paul Shane

W służbie u lordostwa

Serial zyskuje dzięki świetnej fabule, doskonałym gagom sytuacyjnym, błyskotliwym dialogom i wreszcie dzięki bardzo dobrej grze aktorskiej.
Problemy w relacjach na linii Jaśniepaństwo – służba od zawsze stanowiły źródło animozji i z jednej strony otwartej, a z drugiej ukrytej i tłumionej wrogości i pogardy. Kwestia urodzenia do dziś w większości wypadków determinuje późniejsze losy ludzi, choć od drugiej połowy XX wieku już w znacznie mniejszym stopniu. Jednak w okresie międzywojennym, kiedy klasa arystokracji wciąż jeszcze była mocna, można było zaobserwować poważny ruch klasy robotniczej. Służba i robotnicy zaczynali rozumieć, że można żyć inaczej, a przy odrobinie chęci, sprytu i szczęścia można zmienić status życia. Natomiast życie możnych tego świata coraz bardziej zaczynało przypominać gnijący od środka owoc o ciągle jeszcze pięknej skórce. Akcja serialu "Pan wzywał, Milordzie?" dzieje się w czasie, kiedy podział klasowy był bardzo jaskrawy, jednak z jednej strony zaczynało się bratanie klas, a z drugiej można było zaobserwować zalążki rodzącego się przewrotu.

James Twelvetrees (Jeffrey Holland) i Alf Stokes (Paul Shane) to niegdysiejsi kompani z okresu I wojny światowej. Obaj ratują pewnego kapitana, który okazuje się lordem Teddym Meldrumem (Michael Knowles). Po prawdzie to Teddy’ego ratuje James, ponieważ Alf zainteresowany jest tylko kosztownościami lorda. Na wyniesienie kapitana na tyły decyduje się dopiero wtedy, gdy nie może mu zdjąć pierścienia z palca. Wkrótce po tym zdarzeniu kompani rozdzielają się, ponieważ James nie może znieść dwulicowości Alfa. Ich losy stykają się ze sobą ponownie w 10 lat po tamtym wydarzeniu. Alf dzięki krętactwu zdobywa wymarzoną przez Jamesa pracę kamerdynera u Meldrumów. Wkręca także do domostwa lordów potajemnie Ivy Teasdale (własną córkę, pod nazwiskiem panieńskim matki) jako obcą sobie osobę, a zarazem doskonałą pokojówkę. Ivy (Su Pollard) dostaje swą pracę dzięki fałszywym referencjom sfabrykowanym przez ojca i swemu pospolitemu wyglądowi (co ma jej pomóc przed uwiedzeniem przez Teddy’ego). Alf musi starannie ukrywać fakt pokrewieństwa oraz tego, że pokojówka ma o swojej pracy mniej niż mgliste pojęcie.

Twórcami tego serialu była para David Croft i Jimmy Perry znana Brytyjczykom ze swych świetnych komediowych produkcji. "Pan wzywał, Milordzie?" w Wielkiej Brytanii jest jednak najmniej znaną ich produkcją, a u nas najbardziej. Samego Crofta znam bardzo dobrze ze świetnego "'Allo 'Allo!". Dwie sprawy wyróżniaj ten serial spośród innych. Pierwsza to czas trwania: ok. 50 minut na każdy odcinek. To właśnie przez to stacje TV nie decydują się zbyt często na powtórne emisje, wolą produkcje 20-30 minutowe. Ale wierzcie mi, każdy odcinek podczas oglądania i tak wydaje się odrobinę za krótki. W końcu jeśli się dobrze na czymś bawimy, to czas zawsze płynie zbyt szybko. Drugą sprawą wyróżniającą go na tle innych jest dość szeroki wachlarz głównych bohaterów. Są to postacie wyraźnie zarysowane i w pewien sposób uzupełniające się nawzajem, a czasem tworzące niezapomniane kontrasty społeczne, płciowe, obyczajowe i klasowe.

Oprócz wymiennych wcześniej bohaterów na uwagę zasługują także postacie Cissy Meldrum (Catherine Rabett) – pierwsza w historii brytyjskich seriali epatująca swą homoseksualnością bohaterka, Henry’ego Livingstone’a (Perry Benson) – najmłodszy ze służby, ale jednocześnie najbardziej wnikliwy w ocenie sytuacji oraz znanej ze swej herbaty gospodyni Blanche Lipton (Brenda Cowling). Jeśli chodzi o całą służbę, to wbrew swemu niskiemu statusowi potrafi ona często zadbać o siebie lepiej (kosztem lordowskiej rodzinki) niż sami właściciele dóbr mogliby zadbać o siebie. Ciągłe tarcia pomiędzy klasami są czasem niczym wobec konfliktów pośród samego lordostwa czy tylko wśród służby. To samo jest z uczuciami. Z jednej strony groźba mezaliansu, z drugiej niechęć do własnej klasy powodują, że obie warstwy ciągle rozmijają się ze szczęściem. A wszystko to doskonałej oprawie „bryckiego” humoru, który sprawia, że podczas oglądania serialu śmiejemy się, ale nie idiotycznie, a z pewną dozą zrozumienia. Ale to typowe dla ichnich produkcji.

26 odcinków podzielonych na 4 sezony mimo swej znacznej długości nie sprawią wrażenia wydłużonych na siłę. Natomiast dzięki świetnej fabule, doskonałym gagom sytuacyjnym, błyskotliwym dialogom i wreszcie dzięki bardzo dobrej grze aktorskiej można odnieść wrażenie, że odcinki mogłyby być jeszcze odrobinę dłuższe. A dodatkowy sezon wcale by nie zaszkodził. Trochę szkoda, że "You Rang, M'lord?" nie jest zbyt często wznawiany. Chętnie znów powróciłbym do śledzenia perypetii służby Ich Lordowskich Mości. To, co jeszcze sprawia, że serial ogląda się z przyjemnością, to fakt, że jego akcja dzieje się w czasach, które większość widzów zna tylko z filmów czy literatury. Miło zajrzeć "pod kołdrę" zarówno tym na górze, jak i tym na dole. Sam też nie wiem czy bardziej śmieszne, czy też smutne jest to, że mimo zmiany ustroju i zaniku tak wyraźnego podziału klasowego, tak naprawdę nic nie zmieniło się w relacjach bogaci – mniej zamożni. Ponadczasowość wymowy i jej zabawny sposób sprawiają, że "Pan wzywał, Milordzie?" został przeze mnie zapamiętany, jako jedna z ciekawszych pozycji, spośród brytyjskich seriali komediowych.
1 10
Moja ocena serialu:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Polscy widzowie znają przynajmniej kilka angielskich seriali komediowych, które w węższych lub szerszych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones