Recenzja serialu

Tajemny krąg (2011)
Liz Friedlander
Guy Norman Bee
Britt Robertson
Thomas Dekker

Dramaty nastoletnich czarownic

Z dobrej książki o ciekawej fabule i interesujących, pełnokrwistych bohaterach raczej trudno jest zrobić zły film. Na podstawie źle napisanej i nudnej powieści pełnej niedających się lubić
Z dobrej książki o ciekawej fabule i interesujących, pełnokrwistych bohaterach raczej trudno jest zrobić zły film. Na podstawie źle napisanej i nudnej powieści pełnej niedających się lubić postaci można też coś nakręcić, tylko po co? Żeby udowodnić, że jednak warto spróbować? Że powstanie coś "zjadliwego"? Możliwe.

Kiedy sieć telewizyjna CW kupiła prawa do serii powieści amerykańskiej pisarki (a raczej "pisarki") L.J. Smith "Pamiętniki wampirów", nie spodziewałam się, że z takiego książkowego gniota da się stworzyć wciągający, wielowątkowy serial bądź co bądź opowiadający o trójkącie miłosnym dwóch braci-wampirów i doppelgängera - sobowtóra kobiety, którą kiedyś kochali. Ale serialową wersję losów krwiopijców z rodziny Salvatore ogląda się nadzwyczaj dobrze. Kiedy przeczytałam, że CW bierze na warsztat "Tajemny krąg", od razu sięgnęłam po kolejne dziełko pani Smith, które okazało się jeszcze gorsze od "Pamiętników..."; nadziei jednak od razu nie straciłam. Straciłam ją jednak zupełnie po obejrzeniu kilku odcinków serialu. W przypadku losów nastoletnich czarownic (i czarowników, chociaż wszyscy są określani słowem witch bez względu na płeć) zdecydowanie nie mamy do czynienia ze "zjadliwą" produkcją.

"Tajemny krąg" opowiada historię obdarzonych magiczną mocą osób: nieletnich bohaterów i ich rodziców oraz dziadków. Nastoletnia Cassie Blake (Britt Robertson) po śmierci matki wraca w jej rodzinne strony, żeby zamieszkać z babcią w niewielkim Chance Harbor w stanie Waszyngton (pewnie niedaleko "zmierzchowego" Forks). Krótko po przymusowej przeprowadzce dowiaduje się, że jest czarownicą i brakującym elementem tytułowego kręgu. To początek jej przygód, który rozpoczyna istną lawinę mniej lub bardziej dramatycznych zdarzeń, tkliwych nastoletnich romansów, powrotów z martwych, latających w powietrzu przedmiotów, imprez z nieciekawymi skutkami, obowiązkowych samozapalających się świeczek, czarów w wersji VFX, powrotów do przeszłości, biegania po ciemnych, niebezpiecznych miejscach itd. itp.

Główną wadą serialu jest jego scenariusz. Nie, nudno nie jest zdecydowanie. Problemem jest to, że za dużo się dzieje. Jak to może być problem? Otóż może, wierzcie mi. W tej historii o czarownicach i czarach jest zdecydowanie za wiele tzw. teen dramy: bohaterowie uwikłani są w trójkąty, czworokąty i inne skomplikowane relacje miłosne, a to się kochają na zabój, a to zdradzają i nienawidzą. Ja rozumiem: nastolatki, pierwsze miłości, dziewczyny, chłopaki i te sprawy, ale co za dużo, to nie zdrowo. Mieliśmy przecież dostać serial urban fantasy o magii!

Kolejnym problemem są bohaterowie. Naprawdę żadnego z nich nie da się lubić, chociaż mają tak różne charaktery. Cassie jest rozlazła i po prostu nieciekawa, ot: taka grzeczna dziewuszka z sąsiedztwa. Kiedy odkrywa w sobie czarną magię, robi się "zła", co twórcy serialu podkreślają jej mocniejszym makijażem, dla mnie jednak nadal pozostaje przysłowiowymi "ciepłymi kluchami". Diana, "siostrzyczka dobra rada", jest zaskakująco pasywna i brak jej asertywności. Melissa. No właśnie, postać zupełnie niezapadająca w pamięć, chyba niczyja ulubienica, kompletnie bezpłciowa. Faye (syrenka z "H2O, wystarczy kropla" grana przez Phoebe Tonkin), bad boy w spódnicy, rozpieszczona, zawsze wali prosto z mostu i daje zły przykład. Adam (znany z "Kronik Sary Connor" Thomas Dekker), typ "świętoszka", który nawet o ukochaną nie jest w stanie efektywnie powalczyć. No i na koniec Jake (Chris Zylka), pyskaty playboy w wersji teen o niesamowitym wachlarzu grymasów na każdą możliwą okazję.

Oba te czynniki sprawiają, że trudno jest przebrnąć przez dwadzieścia dwa odcinki pierwszego i na szczęście ostatniego sezonu. Od połowy serii oglądałam z obowiązku, żebym mogła ją tutaj zrecenzować. Główne wady omówiłam, wspomnę więc, że na plus zasługują efekty specjalne (ponoć dosyć kosztowne), zdjęcia (bywa mrocznie i klimatycznie, przyznaję) oraz muzyka (dzięki serialowi odkrywałam zespół The Jezabels: piosenka "City Girl" z odcinka 15. bardzo wpadła mi w ucho). Przyznaję, że były lepsze i gorsze odcinki (na przykład epizody ósmy i piętnasty były powyżej serialowej średniej i dobrze mi się je oglądało), ale całość zdecydowanie nie zachwyca. Jeśli chodzi o nastolatki i czary, podpisuję się obiema rękami zdecydowanie pod Harrym Potterem.
1 10
Moja ocena serialu:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rosnąca popularność serii "Tajemny krąg" nie mogła pozostać niezauważona przez producentów... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones