Recenzja wyd. DVD filmu

Togainu no Chi (2010)
Naoyuki Konno
Kôsuke Toriumi
Tomokazu Sugita

Droga na skróty

Akira przeżywa niezliczoną ilość przygód i poznaje mnóstwo nowych postaci, a fabuła w każdym odcinku rozwija się coraz bardziej i pędzi jak szybka i wściekła... i wybrakowana. Nie musiałam
Seria Togainu no chi w oryginale była nowelą, potem grą wydaną na PC w 2005 roku, a w 2008 roku wraz z kolejnymi odsłonami gier ukazała się także manga, czyli japoński komiks, który ma 10 tomów. Naszego anime doczekaliśmy się 2 lata później w 2010 roku, które ma 12 odcinków. Czy pozycja na końcu całej tej ewolucji jest najlepsza? Czy wszystko z tych 10 tomów dało radę się upchnąć w zaledwie 12 odcinków?

Akira znany pod pseudonimem "Lost" jest mistrzem turnieju walk ulicznych pod tytułem "Bl@ster". Prowadzi samotne życie, a u boku ma tylko jednego przyjaciela imieniem Keisuke. Pewnego dnia Lost zostaje skazany na dożywocie za morderstwo, którego nie popełnił. Nadzieję daje mu tajemnicza kobieta, która oferuje mu wolność, w zamian za wygraną w śmiercionośnym turnieju "Igura". Akira zgadza się i niemal od razu zostaje wystawiony na głęboką wodę w mieście Toshima, gdzie ta gra się odbywa.

Akira przeżywa niezliczoną ilość przygód i poznaje mnóstwo nowych postaci, a fabuła w każdym odcinku rozwija się coraz bardziej i pędzi jak szybka i wściekła... i wybrakowana. Nie musiałam zapoznawać się przed seansem z żadną z gier, bądź mangą, by wiedzieć, że w tym anime brakuje uzupełnień do wątków. Bardzo się zawiodłam. Oglądając, byłam zadowolona i wszystko mi się podobało, ale ostatni odcinek niczego nie zakończył. Mogłabym to usprawiedliwić, gdyby miał powstać drugi sezon lub coś w tym stylu, ale nic takiego nie będzie. Obejrzałam wszystko ze 100% skupieniem i nie wiem, kim tak naprawdę są takie postacie, jak: Kau, Gunji, Kiriwar, Arbitro, Emma, czy Gwen. Już nawet nie wymieniam tych, co o ich przeszłości powiedziano parę bardzo krótkich zdań. Wymieniłam tych, co nic o nich nie wiadomo, a na pewno byłaby z tego jakaś fajna historia. Przejrzałam z grubsza trochę mangę i pooglądałam gameplay'e z gier i zorientowałam się, jak dużo rzeczy pominięto. Są tam nawet postacie, o których w anime nic nie wspomniano. Bardzo się oburzyłam. Zdecydowanie 12 odcinków to za mało na taką fabułę.

Muzyka współgrała ze wszystkim, jakby byli jednością. Idealnie wpasowywała się w momenty i budowała mocno wyczuwalny klimat. Szczególnie spodobał mi się rockowy opening. Widać dużo pracy poświęconej soundtrackowi szczególnie dzięki temu, że na endingu są różne piosenki, a nie tylko jedna, co imponuje, bo w większości anime co koniec odcinka przeważnie leci ta sama piosenka.

Bardzo podoba mi się sposób, w jaki narysowane są postacie, inaczej kreska. Mogłabym parę razy zatrzymywać seans, tylko po to, by móc ją podziwiać. Niestety płynność pomiędzy tymi arcydziełami, czyli animacja nie była taka doskonała. Nie raziło mnie to bardzo, ale widać w pewnych momentach, że twórcy po prostu poszli na skróty. W anime nie jest to coś nowego.

Jeśli ktoś się skusił na tę produkcję ze względu na to, że kwalifikuje się ją do gatunku shonen-ai, czyli fabuły z wątkiem męsko-męskim (czyli yaoi, ale bez scen erotycznych) to można poczuć niedosyt. Uważam, że dzięki ograniczeniu takich scen grono widzów mogło się poszerzyć. Po zatem w tym krwawym i brutalnym anime nie trzeba niepotrzebnych romansów. Zaszkodziłyby one klimatowi. W tych 12 odcinkach jest tak wszystko butem upchane, że nawet by miejsca na coś takiego nie było.

Mimo tych wszystkich wad to miło mi się to oglądało. Gdyby tylko ta seria byłaby dłuższa i nie pomijałaby wątków to byłaby perfekcyjna dla mnie.
1 10
Moja ocena serialu:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones