Odcinek 10/10, w sumie poprzednie oceniłbym podobnie, ale to co się tutaj wyprawiało - brak słów. Przytłaczająca ilość zgonów w tym odcinku, mam nadzieję, że ojciec Lou wyjdzie z tego cało, szkoda mi jego żony, a nawet Floyd. Liczę na równie genialny finał, ciekawe, kogo odstrzelą, ale Milligan jest już raczej trupem, wątpię, aby pozostawili go przy życiu. Motyw tej książki i narracji był świetny. Muzyka, mimo że w tym serialu ogólnie jest rewelacyjna, tak w tym odcinku podobała mi się najbardziej. Co do UFO, od początku mnie to nie interesowało, powiedziałbym nawet, że lekko zepsuło mi to klimat końcówki, ale mam nadzieję, że osoby zainteresowane tym aspektem są usatysfakcjonowane.

Również ufo oceniam na minus, przylecieli i odlecieli....

To właśnie całe fargo. tego motywu w ogóle nie musiałoby być, ale jest!
Podkreśla to też wariację na temat ucho w latach '70 w USA.

Siwy glina to ojciec żony Lou, a milligan to na razie największy wygrany tych zawodów.

Cały czas myli mi się to czyim ojcem jest siwy glina, dzięki za poprawienie. Milligan ma się dobrze, ale nie powinien przeżyć tych zawodów.

Co do muzyki, to ciekawe jest to, że w tym odcinku był głównie utwór "Run through the jungle" tylko w wykonaniu kilku zespołów. A co do odcinka, to na spółkę z ósmym epizodem przekonał mnie, że to najlepszy serial jaki kiedykolwiek widziałem i że nie będę mógł się doczekać 3 sezonu. Co prawda byłem rozczarowany śmiercią Dodda (moim zdaniem najlepsza postać obu sezonów) no, ale Hanzee, czy Milligan również są świetni (szczególnie podsumowanie tej masakry przez Milligana - o ile dobrze pamiętam, to było to coś w stylu "... Okay then."). Średnio pasowało mi tylko zabicie szefowej Gerhardtów. Mam nadzieję, że jeszcze rozwiną te motywy Hanzeego (no bo jak na razie to były tylko spekulacje). Podoba mi się w tym serialu szczególnie rozłożenie proporcji po równo na akcję/dialogi/fabułę.

W tym sezonie jest tyle świetnych postaci, że co do każdej mam niedosyt i również uważam, że Dodd to najlepszy charakter, co prawda nie obu sezonów, ale drugiego zdecydowanie. Floyd (szefowa Gerhardtów) faktycznie mogłaby przeżyć, lubiłem babkę, a też jakoś specjalnie nie zasłużyła na śmierć.

Była odpowiedzialna za zlecanie wielu zabójstw i kierowanie gangiem więc nie była niewinna.

Źle to ująłem. Była winna, ale sama jej postać, że tak powiem nie prosiła się do ostrzału, szkoda mi jej było, może lepszym rozwiązaniem byłoby zamknięcie jej w więzieniu? Sam nie wiem.

Jest jeden minus, od początku wiadomo kto zginie, a kto przeżyje, przez co nie ma żadnej dramaturgii. Zwłaszcza jeśli chodzi o Blomquistów, potencjał tych postaci został już wyczerpany w połowie sezonu, a ich nieskończone szczęście już zwyczajnie nudzi. Indianin jak zaczął z wysokiego c, tak dalej nie spuszcza z tonu. Był niezłym zaskoczeniem, nie spodziewałem się z początku, że odegra jakąś bardziej kluczową rolę, a tu proszę scenarzyści poszli z nim na całość.

Najlepszy tekst odcinka to : "to tylko latający spodek, uciekajmy!" rozwaliło mnie :D

dokładnie :-)

true ;-)

Dokładnie : D Chociaż ogólnie to uważam że trochę już ich z tym UFO poniosło.

Mnie też

włąsnie o co chodzi z tym indiańcem? co on właściwie teraz robi i po co? bo cos mi chyba umkneło albo napisy słabe miałem dzieki

Hipotezy na temat powodów zachowania się Indianina padały przez cały odcinek kilka razy, więc polecam obejrzeć jeszcze raz z dobrymi literkami ;)
Odcinek rewelacyjny, po poprzednim myślałem, że lepiej już nie będzie, ale chyba dali radę, chociaż jednak odcinek 8 dla mnie w lepszym klimacie, w sumie nie wiem dlaczego.
Wracając do Hanzeego to postać bardzo intrygująca, najpewniej to ostatnia hipoteza narratora była najbardziej trafna, tj. okazał swoją słabość przed Bloompquistami(scena strzyżenia) i dlatego teraz chce ich zabić by "zamilkli".
Swoją drogą ma ktoś jakiś pomysł kim jest tajemniczy narrator? To jakaś postać z serialu czy przypadkowy głos? :)
*błędy w nazwiskach możliwe ;)

Przypadkowo był to... Lester Nygaard, czyli Martin Freeman :)

dokladnie to lester, fajnie ze to zauwazyles:)

miło było go usłyszeć znowu, a słuchanie Martina jest wyjątkowo przyjemne... tym razem bez śmiesznego lesterowatego akcentu

Słabość słabością, ale przecież Peggy wsadziła mu nożyczki w szyję.

Bark jak już ;) gdyby dostał w szyję to by się wykrwawil jak kurczak w rzeźni

tru

Jak nie ma zaskoczenia, kto zginie? Wiadomo jedynie, że Lou przeżyje, no i że jego żona umrze, ale nie przez postrzał czy coś, tylko od raka. Blomquistom wszystko może się stać i faktycznie, odkąd już tak za bardzo nie mają celu w życiu (spalony zakład, odbyte seminarium) to raczej nie są najciekawszym wątkiem fabuły, ale i tak w tym odcinku to po prostu zdecydowanie non stop się coś działo. Masakrę konkretną zrobili, no i ostatecznie potwierdzili starą ludową mądrość białych ludzi, że nie ma co ufać kitajcom. Fajnie, że ten narrator doszedł, bo faktycznie dodaje klimatu takiej miejskiej legendy, co jeszcze w połączeniu z tym ufo wymiata.

A i co teraz robi indianiec? To co chce. Nie wiadomo, do końca, kiedy w nim pękło, kiedy się zmienił - jak wspomina narrator, ale teraz już pracuje tylko dla siebie.

Odcinek ogólnie 10/10, ten sezon jeszcze bardziej ekscentryczny jest i taki nietypowy, ale wciąż staroświecki i klasyczny, jakkolwiek absurdalnie to brzmi, idealnie podniesiona poprzeczka.

zgina Blomqvisty czy odpoeidniki Lestera. zginie i nasz Indianiec odpowiednik naszego Malvo :)

UFO samo w sobie bylo minusem ale tekst Peggy "to tylko UFO" uratowalo samo UFO :D

no i mina Indianca kiedy matka Gerhardtow sie obraca w stylu "sorry taki mamy klimat, musze Cie zabic" :D

Dla mnie najlepszy tekst odcinka to "Okay, then" Milligana. :D Spodziewałam się, że będzie jedną z głównych przyczyn tej całej zamarachy w Sioux Falls, a on się spóźnia na całe zamieszanie, mówi "Okay, then" i spada. Cudowne!
Tak jak w poprzednim sezonie czekałam na śmierć i Malvo, i Lestera, tak w tym mam nadzieję, że i Blomquistowie, i Hanzee przeżyją, choć wiem, że to niemożliwe.

"Okay, then" to w ogóle rewelacyjny tekst, taki głęboki choć taki krótki :D
no i to minnesotowe "yeah" :-D miodzio

hm, a ja właśnie bym się nie zdziwił jakby Ed i Peggy przeżyli i rozpoczęli życie na nowo :D

Zgadzam się UFO na minus, ale Peggy uratowała UFO

Indianiec to jest Malvo !!! Ludzie czy tylko ja to zauważyłem ? To on jest główną postacią obu sezonów. Indianiec wraca po operacji jak Malvo. Proste :-)

Tak, też tak pomyślałam... I uważam, że to ma sens. Tym bardziej, że w ostatnim odcinku Hanzee dostaje dokumenty i mówi, że teraz potrzebuje nowej twarzy. A w pierwszym sezonie Fargo starszy już Lou Solverson mówi, że gdzieś kiedyś w przeszłości spotkał Malvo... Nie pamiętam dokładnie jak to ujął. Przez cały sezon drugi zastanawiałam się, kiedy Malvo się pojawi.... No i teraz jestem pewna, że to właśnie Hanzee.

też tak myślę! fajnie byłoby poszukać więcej powiązań! na pewno są tam gdzieś ukryte pyszności!

edit/ znalazłam to : "The Season Two finale revealed that Gerhardt righthand man turned revenge seeker, Hanzee Dent (Zahn McClarnon), later becomes the Season One crime boss, Mr. Tripoli, through extensive reconstructive surgery. Mr. Tripoli was later officially killed by Lorne Malvo (Billy Bob Thornton) in Season One" łaaaaaaaaaaaaał

Nie jestem pewien czy to Indianin czy Metys. Dodd nazywał go mieszańcem. Jeśli Indianin to może zabijać białasków w zgodzie z rodzinną tradycją. Ale też nie jest pewne, czy pochodzi z Dakotów (Siouxów), z Czejenów (zamieszkiwali Minnesotę, ale rezerwat mają teraz w Montanie), z Kiowa czy z Czipewejów. Jeśli z Czipewejów to obecność UFO jest zrozumiała, ale trzeba by tu znowu ustalić, z której części Drogi Mlecznej pochodzi UFO, czy w ogóle jest z tej galaktyki czy może jednak to przybysze z przyszłości (jak twierdzi Stephen Hawking, który uważa, że te obiekty to prędzej wehikuły czasu niż gwiazdoloty). To wszystko jest bardzo ważne dla ogólnego zrozumienia przesłania serialu i głębi zawartych w nim odniesień i metafor. ;)

A mówiąc serio: czemu nazywają go Indianinem skoro to jest niepoprawne politycznie? Oficjalnie tę ludność określa się mianem "native Americans" albo "first nations" albo "aboriginal peoples". Czy ktoś może złożyć formalny protest w tej sprawie?

No i bardzo dobrze, że nie jest poprawnie politycznie. Rzygać się chce od tego w nowszych produkcjach.

Przecież serial jest w realiach lat 70. W tamtych czasach do Indian zwracano się jak zwykł to robić Dodd. Oni mieli status społeczny gorszy niż u nas tzw. Cyganie. Poprawność polityczna byłaby co najmniej debilnym posunięciem w takim serialu i chyba błędem merytorycznym.

Chodzi o uruchomienie określonej procedury prawnej na drodze legislacyjnej mającej na celu usprawnienie mechanizmów funkcjonowania instytucji strzegących praw stanowionych w oparciu o zapisy ustawy regulującej ten aspekt poruszanego zagadnienia.

A jak brzmi zapis ustawy regulującej ten aspekt poruszanego zagadnienia?

zgrywus ;-D <LOL>

Ale zauważ, że w oficjalnym komunikacie w gazecie użyto słowa "native". Tylko w rozmowach występowało Indianin, nie ma zresztą czemu dziwić.

Kitajec to określenie raczej na chińczyka.

Nie rozumiem za bardzo Waszych spustów nad tym odcinkiem. Oczywiście, należy on do grona najlepszych, w sezonie. Świetnie w nim była poprowadzona narracja, i nie było żadnych przestojów. Jednak czegoś w nim brakowało. Czegoś co miał odcinek 8, który oglądałem siedząc jak na szpilkach. Możliwe, że wynikało to z braku obecności Dodda. On po prostu nadawał te tempo i nieobliczalność całej akcji, co świetnie przelewało się na suspens.

Mam takie same odczucia. Niby oglądało się super, ale dla mnie to odcinek na 8/10 max. Poprzedni jakby lepszy, choć w tym sezonie poprzeczka jest już podniesiona bardzo wysoko. Oby finał nie rozczarował.

spust mam z powodu początku ;) Ogólnie narracja poprowadzona w sposób niespotykany. Do tego ujęcia, przebitki, praca kamery. Fabuła i akcja to jest dla mnie drugi tor przy wcześniej wymienionych ;)

Czyli to jednak serial science-fiction.

jest mnóstwo dowodów na istnienie ufo więc bardziej to dokument

Ktoś wie co to za utwór leci na końcu odcinka, bo jest MEGA :)

Creedence Clearwater Revival - Run Through The Jungle

Wielkie dzięki ;)

Taa, Creedence... Kto kochał Kridensów? DUDE ;-) Większość (a może i wszystkie?) utworów od razu kojarzy się z filmami Coenów, np. wspomniany Big, nawet Bracie gdzie jesteś. Chylę czoła ;-)