PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=221833}

Jak poznałem waszą matkę

How I Met Your Mother
8,0 199 122
oceny
8,0 10 1 199122
6,4 11
ocen krytyków
Jak poznałem waszą matkę
powrót do forum serialu Jak poznałem waszą matkę

Dla mnie to wszystko ma sens. przez 8 sezonów Ted opowiadal (z przerwami) o jego miłości do Robin, a tylko w końcówce o tym jak poznał matkę swoich dzieci, więc to dość logiczne że cała historia opowiadana dzieciom nakierowuje ich do tego aby daly mu 'przyzwolenie' na związek z Robin po śmierci matki.
Wszyscy sie burzą że wrócił do Robin, ale przecież by nie wrócił gdyby nie nagła śmierć Tracy, 6 lat był w żalobie, mało?
Poza tym historia Robin i Teda zawsze była dla mnie najbardziej romantyczna, mimo tego że Robin to taka typowa sucz która wracała do niego tylko jak jej było źle, i wycierpiała za to wystarczająco. przecież ile oni mieli lat jak się spikneli na koncu, 50+? została im praktycznie starość razem, więc Robin mogła tylko żałować że odtrącała Teda przy każdej okazji podczas gdy on zawsze był dla niej i robił dosłownie wszystko żeby była szczęśliwa. jak dla mnie każdy wygrywa w tym finale. Tracy też była kochana i kochała Teda, no ale cóż, życie jest no belon i się jej kopnelo w kalendarz, co zrobić.
Co do barneya, jak najbardziej na tak. nigdy nie wierzyłem w tą jego nagłą duchową przemiane i inne pierdoły. przecież on zawsze był takim typem podrywacza. próbował się zmienić gdy zakochał się w Robin, no ale jak widać nie wyszło. Jedynie jego dziecko przemówiło mu trochę do rozsądku, dziecko którego nigdy by z Robin nie miał. i w sumie dobrze że nie pokazali matki tego dziecka no bo po co? dla barneya i tak się liczyła tylko córeczka.
Marshall i lilly oczywiście wyszli ze wszystkiego bez szwanku, no cóż. perfekcyjne małżenstwo od poczatku do końca.
Myślę że te bulwersy o tym jak mało było o matce i jej chorobie są też trochę bez sensu. przecież po co miał to opowiadać dzieciom skoro one same przez to przechodziły? zresztą, serio było to takie ważne? pewnie zmarła na raka i tyle. a ich związek był właśnie ładnie pokazany, widać było że szaleją za sobą i byliby ze sobą do końca gdyby nie nagła śmierć.

Szadziu90

Myślę, że to przez bardzo duże przyspieszenie akcji. Podczas gdy wesele trwała cały sezon, to kilkanaście lat z przyszłości - raptem 40 minut. Też uważam, że Ted bardzo kochał Tracy i nie zgadzam się z opiniami, że to była ,,nagroda pocieszenia" po Robin.

Takie opinie biorą się chyba z tego, że Robin poświecono właśnie cały serial, a matce raptem parę odcinków. Może dało się to rozegrac inaczej? Zapoznać matkę z Tedem pod koniec 8 sezonu a cały 9 sezon poświęcić na to, co było po jej poznaniu? Nie byłoby to też to samo, co poprzednie 8 sezonów z Robin, ale zawsze coś. A tak to mamy kilkanaście lat w 40 minut i same niepewności.

Szadziu90

Tu nie chodzi o to, że historia się "nie skleiła". Wszystko jest logicznie wyjaśnione i ma sens. Problemem jest to, że takie zakończenie nie pasuje do tego serialu. To jest sitcom! Może oczywiście nie tylko bawić, ale też wzruszać, ale jednak oglądamy go po to, żeby poczuć się dobrze, pozytywnie, poprawić sobie humor z ulubionymi bohaterami. A tutaj dostajemy śmierć, rozwód i rozpad paczki przyjaciół z którymi widzowie się zżyli.
Serial jest historią romantyka, który szuka prawdziwej miłości, więc śledząc poczynania Teda, jego wzloty i upadki, trzymamy za niego kciuki, chcemy żeby znalazł prawdziwą miłość. I kiedy tak się dzieje, chcemy żeby był szczęśliwy, już dość się wycierpiał w trakcie jej szukania. Cały ostatni sezon po prostu minął się z ideą serialu. Historia z matką to była prawdziwa, piękna miłość, cały czas gdzieś blisko Teda, którą musiał jednak znaleźć, do której musiał dojrzeć i na którą musiał poczekać.
Związek z Robin stał się zbyt skomplikowany. Raz Barney, raz Ted, za dużo tych zwrotów i zmian partnerów. Barney z Robin powinni zostać razem jako przykład pary idealnie się uzupełniającej, trudnych charakterów, które tylko razem mogą się uzupełnić. Zwłaszcza w kontekście 9 sezonu, który po tym finale stracił jakikolwiek sens.
Ostatni sezon powinien być jednak skupiony na relacji Teda z matką, jak się poznawali, itd. I przede wszystkim serial powinien się skończyć pozytywnie. Przykład "Friendsów"pokazuje, że można zamknąć taką historię w sposób wzruszający, ale jednocześnie optymistyczny i szczęśliwy. A tutaj zostaje nam rozbita paczka, zgorzkniali ludzie po przejściach i niepewna przyszłość bohaterów (może oprócz Lilly i Marshalla).

Tylor_Durden

Bardzo dobrze to ująłeś. Raz Barney, raz Ted, jak w karuzeli. Nawet pamiętam jak w jednym odcinku Ted znów próbował coś z Robin, ale mu się przypomniało, że ona przespała się z Barneyem i strasznie mu się to brzydziło, wydawało mu się jakby miał się calować z Barneyem. Za to po rozwodzie z Barneyem Robin jest jak najbardziej spoko dla Teda. Tak wygląda chora miłość, a nie prawdziwa.

Finał "Friendsów" jest nie do podrobienia. Jednocześnie wzruszający i wesoły. Coś się skończyło, ale widz widzi, że skończyło się pozytywnie dla wszystkich. Ross i Rachel wracają do siebie w taki naturalny sposób a nie "po trupach do celu" jak Ted. I to dosłownie po trupach do celu.

ocenił(a) serial na 9
Tylor_Durden

a gdyby ten serial skończyl się tak jak chcecie czyli na styl friendsów to też były by hejty że nic nowego nie wymyślili a zakończenie było dość przewidywalne. Mi sie takie podoba.

ocenił(a) serial na 9
Mr_widelec_666

dokładnie, obojętnie jakby się skończył ten serial to i tak by była fala hejtów, nikomu sie nie dogodzi.

madziius

nie prawda, to miał być serial o tym jak facet szuka miłości swojego życia i DLACZEGO związki po drodze nie wypaliły i DLACZEGO żadna z tych dziewczyn nie była ta jedyną. a wyszło na to że ta cała historia nie miala sensu, bo i tak chodziło o Robin.

ludzie czuja sie oszukani, bo nie o tym miała byc ta opowieść.

ocenił(a) serial na 9
rebel55

ja tez oczekiwałam innego zakończenia, że Ted będzie z Tracy, Barney z Robin..
mimo, że ten serial jest komediowy bywały czasem takie odcinki "pouczające" i dawały do myślenia.
Wiadomo, że życie nie jest kolorowe i nie zawsze się kończy happy endem więc sądze że w tym serialu tez chcieli to ukazać,
może wszyscy czują taki niedosyt bo pokazano bardzo malo scen z matką bo 9 sezon skupiał się głównie na ślubie Barneya i Robin.
Ta cała historia miała sens, Ted znalazł miłość swojego życia i była nią matka, było pokazane jak się nią opiekował w czasie choroby i jak przeżywał tą chorobę np. było to pokazane w odcinku 'Vesuvius" ale jak wiadomo nie spędzili ze sobą całego życia,
ale też nie wpadajmy w paranoje, ted był 6 lat w żałobie i ciągle ma opłakiwac matkę i do końca życia zostać sam?

madziius

mógł poszukać jakiejś innej, powrót do byłej dziewczyny która kochał przez 25 lat to brak szacunku do widzów.

co do miłości: dlaczego przez 7 lat się z nią nie ożenił? rok, dwa, dzieci ok, ale potem? dlaczego aż 7 lat?
znamy Teda, to beznadziejny romantyk, dla Stelli zorganizował 2 minutowa randkę, przełożył dla niej ślub i był gotowy poślubić ją szybciej niż planowali, dla Robin zorganizował koncert smyczkowy w jej mieszkaniu, poleciał dla niej do Los Angeles po medalik i skoczył do jeziora, dla Slutty Pumpkin przez kilka lat biegał na ten sam dach by ja spotkać....

...a miłości swojego życia nie chciał poślubić tyle lat? i zrobił to w pierwszy lepszy czwartek?

cytujac jego córkę: I dont buy it.

ocenił(a) serial na 9
rebel55

czy ja wiem, czy taki brak szacunku do widzów, kazdy chyba wiedział, że Ted kochał Robin, nie tak jak matke ale ją kochał, więc dlaczego miał ją odpuścić?
nie wiadomo czy Robin i Ted się związali tak na prawde, tego widzowie nie wiedzą tylko każdy ma jakies swoje teorie ; ]

nie wiem, może się z nią nie ożenił przez tyle lat bo przecież jak się kogoś na prawde kocha to nie jest jego zobowiązaniem brać ślubu bo tak ktoś nakazuje, można zyć razem i bez slubu co za problem?
może też nie chciał brać ślubu bo bał się, że matce się coś ubzdura i będzie powtórka co była ze Stellą.
do tego to można setki teorii wymysleć.

madziius

tak, to brak szacunku, bo to miała być historia o pokonywaniu przeszkód, o nauce na błędach, o nadziei, o tym, ze tam na końcu czeka na niego nagroda - miłość życia, ta prawdziwa i jedyna.

scenarzyści tyle razy nam udowadniali że T i R nie są kompatybilni, wiec po co to było? dlaczego kłamali? po co ta scena z balonem?


twierdzenie o braku papierka mnie nie przekonuje ,bo to Ted - uczuciowy romantyk - udowadniał nam to tysiące razy. dla niego ślub to marzenie, a nie przykry obowiązek.
tak fantastycznie okazywał uczucia innym kobietom, tyle razy udowadniał jak mu zależy, a jak poznał tę najważniejszą to już mu się nie chciało?

to jest naprawdę słabe.

ocenił(a) serial na 9
rebel55

przecież tak było, było pokonywanie przeszkód, o nadziei itp. była pokazana długa droga na "nagrody", którą była nia matka, ale zachorowała i kopnęła w kalendarz..
jak to się mówi, stara miłość nie rdzewieje, kto się czubi ten się lubi, skoro Ted i Robin byli wolni to czemu nie mogli się znów razem związać?... i raczej nie przypadkowo, zaczęli ten serial od poznania Robin a nie od matki...
a tak jak napisałam wcześniej, każdy ma swoje teorie, ty uważasz, że dla Teda ślub był marzeniem a ja uważam, że po tylu latach dla niego slub już nie był taka koniecznością.

madziius

facet, który po 25 latach biegnie do byłej dziewczyny z niebieskim rogiem (kupił? ukradł? trzymał w piwnicy 25 lat?) i odtwarza scenę z ich pierwszej randki (po tylu dziewczynach nadal pamięta?) nie dba o papierek z kobietą swojego życia;))

no jasne.

ocenił(a) serial na 9
rebel55

a to że jej przyniósł ten róg to oznacza, że mają ze sobą brać slub od razu?
uważam, że Ted kochał Robin ale na pewno nie tak jak matke
poza tym, ty masz inne zdanie, ja mam inne i jedno jest pewne, że nie dogadamy się w tej kwestii :)

rebel55

To całe przeciaganie ślubu kojarzy mi się z Johnym Deppem ;) Jak był młody ożenił się z kimś (nie pamiętam nazwiska), po rozwodzie poznał kobietę swojego zycia, wielką miłość - Vanessę. Tak wielka miłośc nie potrzebowała papierka, kochamy się nad życie więc po co nam ślub? tak wmawiał ludziom w wywiadach i chyba to samo wmówił sobie i Vanessie. Po 14 latach zostawił ją, na szczęście wczesniej zrobił jej 2 dzieci więc nie zostawił jej samej (taki żarcik :) ) Co zrobił zaraz po rozstaniu? Kupił pierścionek zaręczynowy dla nowej laski i planują właśnie huczny ślub. I przed Vanessa i po niej jak najbardziej zalezy mu na ślubie, jak był z V. to był to tylko niepotrzebny papierek. Raczej były to nieszczere słowa skoro nowy związek zaczął ponoć jak jeszcze na dobre był z V. Jestem pewna, że Johnny kochał Vanessę, przecież mógł zamiast niej być z każdą inną kobietą, ale... no właśnie, niby kochał ale do ślubu mu się nie spieszyło. Przypomina mi to Teda, z tym że Ted ostatecznie się zmusił do tego ślubu :)

Canberrka

bo tak jest!
mężczyzna, który kocha kobietę będzie w podskokach biegł do ołtarza, bo będzie się bał, że zaraz ktoś mu ją ukradnie.


a J. Depp to doskonały przykład;)
kolejny - Daniel Craig. Kilka lat bez ślubu z reżyserka. a nagle bach! poznał Rachel Weisz, pokochał jej dziecko i w 6 miesięcy się ożenił.

rebel55

Jeszcze bym zrozumiała, gdyby kobieta nie chciała tego slubu, ale po Tracy było widać jak ją to cieszy. Nie dawala Tedowi dokończyć zdania, od razu krzyczała "tak!!!" a on na to - no to sobie poczekasz ;) Jak powiedziała, że jest w ciązy to mogli przyśpieszyć ślub albo wziąć go po urodzeniu pierwszego dziecka. Przy ponownych oświadczynach było widac jak ona na to czekała.


Pełno jest takich przykładów. Jak dla kogoś slub jest niewazny a dla drugiej osoby jest ważny to czemu go nie brać? Skoro nic nie znaczy to co szkodzi go wziąć?

Kiedyś się zastanawiałam czy tak się nie skończy historia Williama i Kate ;)

Canberrka

Może Vanessa też nie chciała ślubu? Przyszło to Ci do głowy?

Mr_widelec_666

Ale właśnie o to chodzi, że w takich serialach wszyscy cieszą się z banalnych zakończeń, bo o to chodzi, ze mamy się poczuć dobrze, na chwile poczuć, że na świecie jest magia i nagrodą za postawę taką jak prezentował Ted jest wielka, prawdziwa miłość. A przez to, że wątek matki spłycono, pozostaje uczucie, ze Ted jednak zawsze myślał o Robin i w głębi duszy wiedział, że jakby co to będa mogli być razem.

Smutne jest jednak też to, co się stało z całą paczką. W Przyjaciołach mieliśmy przyjaźń, któa przetrwałą wszystko, a tutaj: Robin uznałą, ze było fajnie,a el teraz to niech się cieszą, jak łaskawie się z nimi spotka raz na 5 lat, trochę przykre po tm wszystkim co przeżyli razem.

No i ten 22-odcinkowy ślub. Kluczowe zmainy w mentalności bohaterów: Ted- wreszcie pozwala Robin odejść, jest gotowy na świeży start, uwalnia się od swojej obsesji; Barney- uwierzył w prawdziwą miłość i ze warto o nią zawalczyć i się poświęcić, oddał playbook, chciał się ustatkować; Robin- zrozumiała że barney naprawdę ją kocha, jest gotowy się zmienić, dostała szansę na prawdziwą miłość i rodzinę
W ogóle to całe dojście do tego ślubu, jak Barney był jeszcze z Queen i się oświadczył i to napięcie w 7 sezonie, kto jest panną młodą. I wszystko to na nic, bo i tak nie miało znaczenia, wszystkie emocje które wtedy nam towarzyszyły można wyrzucić do śmieci. Wątek Barneya potraktowany po macoszemu, Robin olałą przyjaciół i chociaż odkąd Ted był z matką to się z Robin widział z 4 razy to wciąż ją kocha....

Po prostu ten serial był tak skonstruowany, że wszyscy czekali na matkę, te krótkie wstawki, jak szła z parasolem, ze była na sali w czasie jego wykłądu o architekturze na ekonomii, ta scena z jej nogą, ta scena jak ona idzie na peron z podkładem band of hores (jednak z najlepszych w serialu!). Ja po prostu chciałem wiedzieć jak się spotkali, czemu się zakochali, jak to się im ułożyło. I to było naprawdę magiczne, ta scena pod parasolką, coś pięknego, wzruszajacego, czego się nie zapomina. Ale co z tego, skoro pokazują nam to po tym, jak Ted powiedział, ze ona zachorowała, czyli już wiemy że umrze. Wtedy zamiast ciepła na sercu, jakie byśmy czuli z ich spotkania, po teych wszystkich przygodach Teda, na któe to spotkanie tak zasłużył jedyne co wtedy myślałem to "nie, nie, to nie może się tak skończyć"

Jak chcę zobaczyć dramat, to oglądam Breaking bad. Przy HIMYM szukałem pozytywnej energii i uśmiechu na twarzy, a teraz ten serial będzie mi się kojarzył z niesprawiedliwością losu i smutkiem.

Tylor_Durden

mi z kłamstwem przede wszystkim, bo zostaliśmy oszukani.

to miała być historia o przeznaczeniu, o dorastaniu, o błędach z których wyciąga się wnioski, o podejmowaniu mądrych decyzji, o zmianach jakie wprowadzamy do naszego życia i o tym, że wszystko ma swój cel i sens.

rebel55

miała być? bo co? bo ty tak chciałeś? :P
Historia jest właśnie przepiękna, Ted wkońcu znalazł swoją miłość i przezył z nią piękny czas, i wzajemnie, urodzily mu sie dzieci, i pewnie dozylby starości gdyby nie nagła śmierć, a że po 6 latach żałoby stwierdził że dość samotności to nie dziwne że pomyślał o Robin, która niegdyś kochał do szaleństwa. ja naprawdę nie rozumiem o co wy macie pretensje, miał siedzieć do końca życia sam jak Tracy zmarła? zresztą Tracy przeżyła dokladnie to samo, jej ukochany zginał i dlugo nie mogla sie z tym pogodzić aż wkoncu znalazła Teda który był miloscia jej zycia. To jest wlasnie historia o podejmowaniu mądrych decyzji, jak dla mnie Ted jezeli chodzi o Robin i Tracy podejmował same mądre decyzje, i znalazł szczescie, tak długo wyczekiwane.

Szadziu90

jesli nie chciał byc sam to mógł poszukac jakiejś innej, np jakiejś wdowy z podobnymi doswiadczeniami.
powrot do byłej dziewczyny to przyznanie, ze kochał ją przez te 25 lat a jego ślub z Tracy to tylko kolejna przeszkoda do pokonania.

mega słabe.

rebel55

skąd ty takie mądrości bierzesz? przecież chyba było jasno pokazane że miłość do tracy była czysta i prawdziwa i trwała by do samego końca, o Robin pomyślał 6 lat po śmierci, czyli to co mówisz jest nielogiczne bo jakby ją kochał przez 25 lat to odrazu po pogrzebie by już siedział u robin na chacie. 6 lat, zdajesz sobie sprawe jaki to szmat czasu, prawda?

Szadziu90

nielogiczne to jest twierdzenie, ze się kogoś kocha, potem wyłącza uczucia, poślubia inną, a po jej śmierci włącza ponownie uczucia do byłej.
nikt tak nie robi, bo nikt nie jest robotem.
jeżeli po tylu latach nadal kocha byłą, to znaczy że nigdy nie przestał jej kochać.

Z Tracy związał się i urodziło im się dziecko, dopiero wtedy kiedy Robin ślubem z Barneyem na dobre zamknęła mu drzwi przed nosem. To nie była jego decyzja by odpuścić dziewczynę, tylko jej.

Kochał Tracy ale na jakieś 60-70%. Robin kochał na 200%. Gdyby trzeba było poleciałby na księżyc po ten medalik, a Tracy kazał czekać na ślub przez 7 lat.
Nawet te oświadczyny były nudne, patrząc na to jakie romantyczne gesty robił dla innych kobiet (2 minutowa randka, szybszy ślub ze Stella na jej prośbę, koncert w mieszkaniu Robin, sceny na dachu, szukanie medaliku w Los Angeles itd).

ocenił(a) serial na 8
rebel55

"Kochał Tracy ale na jakieś 60-70%. Robin kochał na 200%" - cóż za matematyka i statystyka.

A jak był ze Stellą to na ile % ją kochał? W ogóle mogłabyś przestawić na na jakimś wykresie wszystkie dziewczyny Teda i stopień zaawansowania miłości do nich ;p

gawlacki

chociażby Stelle kochał bardziej niż Tracy.

Mężczyzna któremu zależy na kobiecie zrobi wszystko, by ona o tym wiedziała, została z nim na zawsze i nie uciekła do innego. Stelli szybko jej się oświadczył (Tracy po 2 latach) i jeszcze szybciej chciał się ożenić (wzięli wolny termin po siostrze Stelli). Zaskakiwał ją romantycznymi gestami, był gotowy zamieszkać w New Jersey, polubił jej dziecko, zaprzyjaźnił się z jej byłym.

a z Tracy nie chciał się ożenić przez 7 lat. kto tak robi? tylko ktoś, komu nie zależy aż tak bardzo.

Robin też mówiła, że nie chce ślubu - nie chciała ani z Tedem ani z terapeuta, a jak oświadczył jej się Barney to od razu za nim pobiegła.

ocenił(a) serial na 8
rebel55

Tu można polemizować. Ze Stellą Ted był jeszcze niedojrzały, uczucie płonęło u niego słomianym zapałem i był bardziej zakochany w idei związku i wszystkich tych romantycznych gadżetach. Związek z Tracy był inny, dojrzalszy. Ted zrozumiał, że ślub nie jest mu w ogóle potrzebny do niczego bo nie na tym buduje się poważny związek. Więc nie sądzę, że Ted "kazał" jej na cokolwiekm czekać tylko po prostu przestało mu to być aż tak potrzebne. Znaczący jest tu też moment kiedy rezygnują z wystawnego ślubu na rzecz skromnego - bo tak naprawdę wcale go nie potrzebują.

Co nie zmienia faktu, że finał jest do niczego, imho.

cyfert

skoro ślub niczego nie zmienia, to dlaczego tyle czasu się przed nim bronił? co w tym ślubie z ukochana osoba było takiego strasznego?
skoro tak kochał Tracy, dlaczego nie zrobił tego dla niej?
ona aż skakała z radości na wieść o oświadczynach.

po prostu aż tak bardzo mu się nie chciało.

ocenił(a) serial na 8
rebel55

Mi się to akurat wydaje wiarygodne bo znam takie pary, które żyją już tyle lat na kocią łapę, że po prostu nie chce im się robić ślubu, wesela i całej tej stresującej jazdy. Tym bardziej stresującej i kosztownej, że słyszeliśmy jak fantazje Teda wpływały na planowanie wesela: balon, kareta, zamek we Francji... A po oświadczynach nie śpieszyło im się bo wg mnie oboje nie mieli poczucia, że druga osoba im ucieknie - oboje zyskali już pewność, że to jest to. Jak Ted odpuścił ten ostatni element to pojął, że może wziąć ślub tu i teraz bez tej całej otoczki.

ocenił(a) serial na 8
cyfert

Plus - brak ślubu i wesela to naprawdę nic w porównaniu z tym, że jest się z kimś tyle lat i ma dwójkę dzieci. Chyba to bardziej świadczy o miłości i oddaniu dla drugiej osoby a nie godzinka w kościele i impreza dla rodziny i znajomych.

cyfert

oglądałeś dokładnie odcinek?

Marshall pyta Tracy dlaczego nadal nie wzięli ślubu. Ona odpowiada że mogłaby wziąć ślub jutro gdziekolwiek(!!), ale Ted czeka na "wow factor". A Ted zbywa to odpowiedzią o pracy i dzieciach.

Tak robi ktoś kto kocha?

mam 25 lat i z tego co zdążyłam zauważyć to mężczyzna, który latami nie chce ślubu, potem nagle spotyka inna dziewczynę i od razu się żeni. nagle papierek przestaje przeszkadzać.

ocenił(a) serial na 8
rebel55

Oglądałem i z tej wymiany zdań wysnułem zupełnie inne wnioski. No ale to już różnica w percepcji, co Pan zrobisz jak nic Pan nie zrobisz ;)

cyfert

Jasne, rozumiem:).
Po prostu o Robin walczył np. tak: http://www.youtube.com/watch?v=olcAfbG5cUw a o Tracy już nie. ok koniec dyskusji:).

ocenił(a) serial na 6
rebel55

Czytam te wasze wywody i się zastanawiam czy wy spotkałyście tego jedynego, nie wydaje mi się:)

Jak się spotyka drugą połówkę to jest dokładnie tak, że nie trzeba się starać i stawać na głowie, bo tej drugiej osobie wystarczy przebywać w towarzystwie ukochanego. Nie trzeba nikomu imponować, stroić się, wymyślać niewiadomo co - to jest pięknie pokazane w przypadku Teda i Tracy - miłość bezwarunkowa, od pierwszego wejrzenia.
Ślub po prostu nie jest potrzebny, dzieci odsunęły ten ślub o parę lat bo były ważniejsze niż jakaś tam impreza.
Jak sie kocha kogoś na śmierć i życie to ten papierek nie emocjonuje tak bardzo,nie trzeba go mieć żeby być pewnym swoich uczuć:)

Dla mnie wszystko jest logiczne w tym zakończeniu:)

ocenił(a) serial na 9
abnegacja

Jeśli "ślub po prostu nie jest potrzebny" to dlaczego jednak go wzięli? Mogli przecież nie brać go wcale.

Szadziu90

Pretensje mamy o to, ze my wcale nie chcieliśmy widzieć jak potoczy się jego kolejne 30 lat, chcieliśmy się dowiedzieć jak poznał matkę i zobaczyć, że wreszcie został wynagrodzony za swoją wiarę i walkę o prawdziwą miłość. A twórcy zamiast zostawić nas z tym budującym zakończeniem, rąbnęli nas po pysku melodramatem.

Cały 9 sezon zmierzał w stronę klarownego pozytywnego zakończenia, na które czekali wszyscy fani, a w ostatnich 2 odcinkach odwrócono do góry nogami wszystko o czym ten sezon opowiadał. Ja nie wiem, czy happy end wyszedł z mody, czy jak? Czy producenci naprawdę myślą, ze ludzie nie docenią ich solidnej pracy, jeśli nie zrobia im na końcu trzęsienia ziemi w serialu? "No, mamy spoko serial, wszyscy się dobrze bawią, śmieją, mają faajny humor, to weźmy na końcu zabijmy tytułową postać, żeby o nas nie zapomnieli". No i nie zapomniemy, już na zawsze pozosttanie to jedno z najgorszych serialowych zakończeń.

W Dexterze było tak samo, wsyzstko zmierzało do happy endu, o który myślę ze nikt by się nie obraził, bo przynajmniej pasował do akcji, to nie, musieli dowalić z grubej rury i wszyscy się z tego zakończenia śmiali. Tam to chociaż można było im trochę odpuścić, ze to mroczny serial i chcieli ukarać swojego bohatera, ale w HIMYM, naprawę? Ted nie dość sie już wycierpiał? Trzeba mu było jeszcze na do widzenia raz zawalić całe życie?

ocenił(a) serial na 9
Tylor_Durden

Akurat w Dexterze zdecydowana większość ludzi oczekiwała mrocznego zakończenia. To, które dostaliśmy było wprawdzie takie sobie (łagodnie mówiąc), ale happy end (czyli Dexter odjeźdżający na jednorożcu z Hanną do Argentyny z tęczą w tle) byłyby znacznie gorszych rozwiązaniem

Tylor_Durden

Nie wiem o kim piszesz "wszyscy", oczekiwali, śmiali. Absolutnie nie! Wszyscy oczekiwali wpadki, więzienia, śmierci, tragedii, bo oczywistym było, że happy endu nie będzie. Nie w przypadku Dextera.

ocenił(a) serial na 9
Tylor_Durden

"Pretensje mamy o to, ze my wcale nie chcieliśmy widzieć jak potoczy się jego kolejne 30 lat, chcieliśmy się dowiedzieć jak poznał matkę"

Podpisuję się pod tym zdaniem. Ja chciałem zobaczyć jak powstaje znajomość między Tedem a Tracy, jak ta znajomość przeradza się w miłość. Chciałem zobaczyć ich razem, ich wspólne śmieszne oraz smutne historie. Uważam, że Tracy należał się przynajmniej jeden sezon od twórców. Sezon, w którym moglibyśmy poznać ją, polubić i pokibicować ich związkowi.

ocenił(a) serial na 9
rebel55

Tyle, że ta historia dokładnie taka była. Wszystko, co działo się w serialu doprowadziło do tego, że Ted ostatecznie skończył z Robin, bo tak było im przeznaczone. Robin wyciągnęła wnioski ze swojego postępowania, zrozumiała ile błędów popełniła, zmieniła się. Gdyby Ted nie poznał Matki, a Robin nie wyszła za Barneya, to pewnie T i R nigdy nie skończyli razem - bo Ted cały czas by latał za Robin przez co ona zawsze traktowała go jako pewniaka i nie odczuwając jego straty nigdy by nie spostrzegła jak wartościowego faceta straciła, gdyby Robin nie wyszła za Barneya nigdy by nie zrozumiała, że pożądanie i nawet głębokie uczucie nie wystarczy, by stworzyć trwały związek, gdy żadne z partnerów nie jest gotowe na poświęcenia. Wszystko, co działo się w ich życiu, miało swój cel i sens, by ostatecznie skończyli razem. A to, że uczucie do Robin nigdy nie zgasło wcale nie znaczy, że nie kochał Tracy. Na przestrzeni życia ludzie kochają różne osoby, każdego inną miłością, ale równie silną i prawdziwą.

spalamzbonjovim

Serio uważasz, że Ted byłby szczęśliwy z Robin? Z robin, która od teda wolała socjopatę i seksoholika Barneya? Ona nigdy nie czuła do Teda, tego co on czuł do niej. Cały czas go zwodziła, z jednej strony nie dawała mu szansy, a z drugiej nie chciała jednoznacznie mu powiedzieć, ze między nimi koniec. Traktowała go jako typowego bencha, jak się jej nie ułoży to przecież zawsze jest Ted.

To z resztą nie chodzi o to, czy Ted by miał być z robin, dynią, stellą, sam, czy by odbił marshalowi lilly i adoptował ich trójkę dizeci. Chodzi o to że od początku Ted opowiadał jak poznał matkę. Od początku był znany finał, a chodziło o pokazanie podróży, trudnej, wyboistej, ale wynagrodzonej pięknym zakończeniem. Przynajmniej taką miaałem nadzieję, i jak widać po fali hejtu, większosć fanów też. To miał szansę byc serial, do którego by się wracało, zeby jeszcze raz odnaleźć każdy detal, każdy moment w któym Ted zbliżał się do matki, wszystkie sytuacj, w których mogli się poznać ale nie było im to jeszcze przeznaczone? A teraz po co ktoś miałby wracać do tego serialu? Zeby zobaczyć jak Robin robi Teda przez 9 sezonow w ch... a on i tak do niej wraca?! To ja po prostu jak się stęsknię za HIMYM odpalę soie youtuba i pooglądam cut scenki z Barneyem, bo dopisując takie zakończenie tej historii serial stracił całą magię i tylko ta postać pozostała w niej czymś godnym zapamietania.

Tylor_Durden

zgadzam się w 100%:)
to miał być serial o magii, o igraszkach losu, o szukaniu tej prawdziwej miłości pośród tych wszystkich niewłaściwych dziewczyn, to miał być serial o tym dlaczego NIE WARTO było o nie walczyć ani tak przeżywać niepowodzeń - bo na końcu tej drogi czekała na niego Matka jego dzieci, Tracy.
To miał być serial o nadziei, o sensie cierpień, o miłości która wszytko wynagradza.


A finalnie Ted ostatecznie kończy z dziewczyna, która rzuciła go kilka razy, powiedziała mu wprost, że go nie kocha i sypiała z jego przyjacielem. Ona go znowu rzuci po roku.

Tylor_Durden

Zgadzam się z każdy słowem, czuję się tak samo zawiedziona. Tak się dałam nabrać, na to że ta żółta parasolka i inne elementy kiedyś ułożą się w piękną całość... Ted tak fajnie czasem opowiadał, np. widzicie dzieci, tak wtedy byłem smutny, że nie dostałem tej pracy w Chicago, ale to było najlepsze co mnie w życiu spotkało, bo jakbym wyjechał to nie poznałbym waszej mamy itd., dużo było takich fajnych wstawek. No i mamy w finale ostatnią scenę, która rozwala to wszystko.

spalamzbonjovim

Czy to aby na pewno Ted ostatecznie skończył z Robin? Czy może to Robin skończyła wtedy z Tedem? Moim zdaniem, to ona skończyła z nim poślubiając innego. Taką podjęła decyzję. Sama z siebie. W ten sposób ucięła - na tamten moment - definitywnie nadzieje Teda. Tylko dlatego dał sobie szansę na szczęście z inną, czego nie mógł zrobić przez 8 lat.
To nie był wybór Tracy czy Robin. To Robin wybrała Barneya.

Oczywiście, można uznać, że było inaczej, że to Ted odrzucił Robin, gdy ta chciała uciekać ze ślubu. Ale ja odniosłam wrażenie, że jedynym hamulcem Teda przed próbą "odbicia" Robin był Barney i elementarza przyzwoitość w stosunku do drugiego mężczyzny. Dzień/dwa przed ślubem Barney dobitnie powiedział Tedowi, że Robin jest jego (odc 4 sezon 9 koncówka). Ted przyjął tę informację do wiadomości.

Pamiętam kiedy zaczęłam oglądać serial, miał być o tych wszystkich złych wyborach, które prowadzą do Tej Jedynej. Miał być o tych wszystkich dziewczynach, które były pomyłkami. A okazało się że Ted nadal kocha tę największa pomyłkę. On ją na 200%, a ona jego może na 50%.

Ot, historia faceta bez honoru.

PS: Nie zgadzam się z tezą, że B + R nie przetrwali, gdyż "żadne z partnerów nie było gotowe na poświęcenia". On się poświecił. Dopasował swoje życie do jej podroży, nie zdradzał jej (u kobieciarza to wyczyn), prawdopodobnie zostawił swoją pracę w banku dla niej i resztę życia.

A Robin nawet nie pomyślała, czy może teraz jej kolej na kompromis? Odpuściła małżeństwo.

Tylor_Durden

Moim zdaniem końcówka tragiczna. Do końca liczyłem na chwyt w stylu "tak by mogło być, ale na szczęście wszystko w porządku". Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się śmierci Matki, ale trudno, takie jest życie. Nie rozumiem jednak tego braku ślubu - faktycznie, jakby Ted miał gdzieś to wszystko. "Znalazłem kobietę, dzieci są, fani zadowoleni, kładę się spać". Nie twierdzę że jej nie kochał - ale przecież czekaliśmy 9 lat aż ją pozna, czy nie zasłużyliśmy (albo Ted) na ślub z miłością życia, na NORMALNOŚĆ?
Po co rozwlekanie ślubu przez cały sezon, jeśli następuje rozwód i ślub nic nie wnosi? No może oprócz tego, że jeśli się poświęcisz dla kogoś, diametralnie zmienisz życie jak Barney, to ukochana osoba nie będzie w stanie tego odwzajemnić poprzez zmianę warunków pracy? Zmienił się w porządnego gościa, te zwykłe sceny, jak w taksówce, gdy powiedział do Robin "legendary" i że teraz, jak są razem, nie musi już na nic czekać, oświadczyny, które tak długo planował, spalenie Playbook (i ten moment przy zaręczynach, że nie będzie mu już dłużej potrzebny) czy choćby to, jak w banalny sposób wyznał, że to Ted znalazł naszyjnik, czy one nic nie znaczyły? Twórcy chcieli przekazać, że próby zmiany na lepsze są na nic? Wątek Barneya podrywacza był super, ale ileż można? I serio, powrót do tego, choćby na chwilę? Playbook II? Potem ta córka, no dobra, duży wpływ, ale nie lepiej było zostać przy małżeństwie z Robin? I Ted, który po śmierci ukochanej 'żony' opowiada dzieciakom historię o wszystkim, tylko nie o matce? Doceniam romantyczny gest z waltornią, ale powrót tych dwoje do siebie po prostu mi się nie podoba. Uwierzyłem, że skoro Robin nie jest matką dzieci, to będzie NORMALNIE. Szkoda, jak świetny serial kończy się koszmarem, happy end jak najbardziej wskazany.

Ratchett

A, jeszcze taka niekonsekwencja scenarzystów: w Robots vs Wrestlers Ted powiedział, że choć ich drogi się rozeszły, co roku spotykali się na Robotach kontra zapaśnicy, a Robin tam nie było.

Ratchett

Mi ta scena z Barneyem i Robin w taksówce też chodziła po głowie. Już sam nei wiem co było większą zbrodnią, uśmiercenie matki, cze zakkończenie związku Barneya i Roibn, który przez cały sezon dojrzewał i na końcu wydawał się naprawdę fajny i trwały. Postać Robin została po prostu zniszczona, przez to jak potraktowała przyjaciół, których olała i Barneya, który wyrzekł się dla niej całego swojego dotychczasowego życia. To tym bardziej sprawiło, że zakończenie było odpychające. No i cały 9 sezon stał się mydleniem oczu, żeby tylko wywołąć większy efekt WOW po finale. Szkoda...

Tylor_Durden

Robin miała wreszcie pracę marzeń, ale Barney nieprawdopodobnie się zmienił dla niej. Wydaje mi się, że nie doceniła tego. Potem wrócił do dawnego stylu życia i Robin to przeszkadzało. Rozumiem, że ciężko było jej patrzeć na byłego męża, który wyrywa laski i świetnie się bawi, na Teda z Matką itp., ale sytuacja była na jej własne życzenie. Po co scena z odlatującą Robin, od której miał się NA ZAWSZE uwolnić? Teraz można w sumie zrozumieć dlaczego tak mało o matce było, ale dla mnie finał kładzie cień na cały serial.

Tylor_Durden

popieram w kontekście tego rozwodu cały sezon 9 i połowa 8 nie miała sensu, udowadnianie nam że nawet tak trudne charaktery jak Robin i Barney znajdują drugie połówki, beznadziejne cukierkowy ich związek że aż tęczą się czasami chciało żygać a tu nagle że jednak nie to nie gra, bo kariera Robin, ale dla Teda któremu przez 9 sezonów przeszkadzała ta kariera robin, nagle się okazuje że jest w porządku.

ocenił(a) serial na 9
Tylor_Durden

a moze skonczyli to tak jak jest w zyciu? ze przyjaznie sie rozpadaja? ze tak po prostu jest? moze lepiej miec cokolwiek wspolnego z rzeczywistoscia a nie cos takiego jak kolejna zalosna komedia romantyczna tylko ze zycie tak nie wyglada

zrodlana_woda

Tutaj nie chodzi nawet o to, że zakończenie samo w sobie jest złe, nie jest idealne, ale do zaakceptowania i można by je nawet docenić za odważne podejście do tematu. Chodzi o to, że twórcy wymyślili zakończenie już na samym początku serialu i trzymali się go kurczowo do samego końca, nie biorąc pod uwagę jak rozwinęła się akcja serialu. To zakończenie jest tragiczne w kontekście ostatniego sezonu, nietrafione z punktu widzenia rozwoju wydarzeń na przestrzeni całego serialu. Zakończenie wypada fatalnie nie jako ostatni odcinek serialu, ale jako zwieńczenie 9 sezonów, które jest po prostu słabe i psuje odbiór serialu, nie tylko rujnując całą tę miłosną epopeję, ale też psując inne wątki i obraz poszczególnych bohaterów (Barney - wielka zmiana, dojrzewa cały serial, a na końcu - rozwód bez żadnego sensownego powodu). Smutne po prostu.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones