Artykuł

"Babilon 5" – powieść w odcinkach

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/%22Babilon+5%22+%E2%80%93+powie%C5%9B%C4%87+w+odcinkach-74843
W latach 90. "Babilon 5" udowadniał, że można inaczej podchodzić do seriali telewizyjnych. W walce o prestiż (i nagrodę Hugo) pokonał m.in. "Toy Story", "12 małp" i "Marsjanie atakują!".

Jest rok 2257. W układzie planetarnym wokół Epsilon Eridani zostaje otwarta stacja kosmiczna Babilon 5. Jej celem jest umożliwienie dialogu pomiędzy różnymi kosmicznymi cywilizacjami (ludzie, Mimbari, Centauri, Vorloni), który ma zapobiec wyniszczającym wojnom z powodu nietolerancji. Tak w 1993 roku rozpoczynał się serial "Babilon 5" – niedościgły wzór nie tylko dla produkcji s-f, ale dla produkcji telewizyjnych w ogóle.



"Babilonu 5" był wyjątkowy nie ze względu na temat czy sposób realizacji (choć i w tych kategoriach pozostawiał konkurencję daleko w tyle), lecz leżące u jego podstaw założenie, które J. Michael Straczynski (czyli JMS, jak zwany jest przez internautów) wymyślił jeszcze w 1987 roku. Otóż twórca "Strażnika Teksasu" postanowił stworzyć telewizyjny cykl powieściowy, który składałby się z pięciu tomów (sezonów). Zamiast niezależnych od siebie odcinków, wymyślił ciągłą fabułę podzieloną na 110 równych epizodów.

Pomysł wydawał się samobójczy. Z praktycznego punktu widzenia był nie do zrealizowania. Wymagał bowiem gwarancji, że serial będzie na antenie przez pięć lat, niezależnie od oglądalności. Ten właśnie powód sprawił, że od momentu upowszechnienia się telewizji, serialowym standardem było trzymanie się stałej liczby bohaterów, w stałej liczbie lokacji, odgrywających tydzień po tygodniu tę samą formę, zależną od określonej konwencji. I tak House co tydzień rozwiązuje kolejną zagadkę medyczną, śledczy CSI szukają kolejnych zbrodniarzy, dzieciaki z "Glee" przerabiają kolejne hity list przebojów czy musicalowe evergreeny, a "Chirurdzy" operują kolejnych nieszczęśników.

Czasami twórcy pozorują ciągłość, wprowadzając wątek przewijający się przez wszystkie odcinki sezonu. Polega to zazwyczaj na tym, że każdy odcinek w dalszym ciągu jest zamkniętą całością, tyle tylko że posiada dodatkowe elementy, które odgrywają role w szerszej perspektywie. Na tej zasadzie funkcjonuje "Czysta krew", "Dexter", "Herosi", w których dodano tajemnicę, zagadkę rozwiązywaną stopniowo przez cały sezon. Tak też jest w "Glee" – spoiwem w nim jest konkurs, do którego bohaterowie serialu się przygotowują.



JMS poszedł dalej. Stworzył widowiskową space operę, którą trzeba zobaczyć od deski do deski, by poznać całą historię. O brawurze i niezwykłości jego idei najlepiej świadczy fakt, że główny bohater serialu, kapitan John Sheridan, pojawia się dopiero w drugim sezonie! Było to złamanie pierwszego przykazania serialowego dekalogu, co groziło zrażeniem do siebie widzów wychowanych na "normalnych" serialach. Oto w pilocie i w pierwszym sezonie szefem stacji Babilon 5 jest Jeffrey Sinclair, co w oczach przeciętnego Kowalskiego czyniło go głównym bohaterem. Jego eliminacja z serialu była dla wielu fanów szokiem. Koniec Sinclaira nie był aż tak ostateczny, jego postać okazała się mieć kluczowe znaczenie dla mitologii, ale nie zmienia to faktu, że w sezonie drugim kto inny zastąpił go na stanowisku szefa stacji kosmicznej, stając się centralnym punktem fabuły.

"Babilon 5" składa się z pięciu tomów, czyli sezonów. Każdy z nich ma odrębny tytuł, każdy opowiada historię jednego roku zgodnie z porządkiem emisji. I tak akcja pilota rozgrywa się w 2257 roku. Pierwszy sezon został wyemitowany rok później, zatem ukazane w nim wydarzenia mają miejsce w 2258 roku. Sezon ten nosi tytuł "Signs and Portens" i stanowi fundament, na którym wzniesiona została cała struktura serialu. Z tego powodu wielu widzów może uznać pierwszych kilkanaście odcinków za nudne. Wydaje się, że są ze sobą luźno powiązane, a cała fabuła stoi w miejscu. Aby w pełni docenić pierwszy sezon, trzeba poczekać aż do trzeciego, kiedy to rozpoczęte wątki zaczną w końcu nabierać pełnych kształtów.



Sezon drugi nosi tytuł "The Coming of Shadows" i jego akcja rozgrywa się w 2259 roku. Na stacji Babilon 5 pojawia się nowy dowódca, na Ziemi rządy sprawuje nowy prezydent, a kosmiczne imperium Centauri przechodzi brutalną transformację wspomaganą przez tajemniczego sojusznika. Naiwność i nadzieja na lepsze jutro, które były tematami przewodnimi rok wcześniej, zostają zastąpione przez zbierające się chmury intryg, zdrad i bolesnych wyborów. Bohaterowie muszą narodzić się na nowo lub zginąć.

Trzeci sezon – "Point of No Return" – rozgrywa się w 2260 roku i co ważne, został w całości napisany przez Straczynskiego. Na Ziemi panoszy się dyktatura, czego rezultatem jest powstanie niepodległościowe na Marsie i uniezależnienie się Babilonu 5. Przedwieczne rasy zaczynają aktywnie działać w znanym ludzkości kosmosie, imperium Centauri staje się centrum chaosu, który doprowadzi do wybuchu pierwszej od tysiąca lat wojny w skali całego wszechświata. To był przełomowy rok i ci widzowie, którzy dotrwali do tej chwili, stali się jak jeden mąż wyznawcami "Babilonu 5", niecierpliwie wyczekując kolejnych odcinków.

Następny sezon, także w całości napisany przez Straczynskiego, nosi nazwę "No Surrender, No Retreat" i opowiada o tragicznych wydarzeniach z roku 2261. Świat pogrąża się w chaosie. Wszechmocny sojusznik okazuje się pozbawionym skrupułów eliminatorem. Wojny domowe, śmiertelne intrygi dworskie i konflikty kwitnące na podłożu nietolerancji i uprzedzeń rozsadzają od środka delikatny porządek. Kosmiczne cywilizacje znajdują się na skraju destrukcji – widzowie wstrzymywali oddech, nie wiedząc, co stanie się dalej.



I wreszcie sezon piąty, "The Wheel of Fire", w którym wszystkie wątki, proroctwa i przepowiednie zostają spełnione, niekoniecznie w tej formie, w jakiej byśmy się tego spodziewali. Kosmiczna saga dobiega końca, a Straczynski sam gasi światło serii, przyjmując rolę zwykłego technika przebywającego na stacji Babilon 5.

Tak pokrótce wygląda historia, o której opowiada "Babilon 5". Oczywiście, jest ona o wiele bardziej skomplikowana. Zamiast prostych podziałów na dobro i zło jest w niej wielowymiarowa przypowieść pełna szarości. W czasach, kiedy ruchome obrazy przywykło się utożsamiać z uproszczeniami i intelektualnym lenistwem, JMS udowodnił, że telewizja może być medium równorzędnym z książką.

Mimo tego o mały włos, a Straczynski zostałby zmuszony do przerwania opowieści w połowie, co potwierdziłoby, że jego plan był szalony. Choć miał wsparcie Warner Bros., które serial produkowało, nie mógł przewidzieć, że stacja, na antenie której "Babilon 5" był emitowany, przestanie istnieć. Tak się jednak stało. I przy czwartym sezonie JMS stanął przed realnym zagrożeniem kasacji. Stacja kosmiczna została jednak uratowana przez TNT, które w tym czasie rozpoczęło proces przeprofilowania i "Babilon 5" było dla niego idealnym narzędziem do pokazania się widzom z nowej strony. Dziś amerykańskie TNT to ważna stacja dla fanów seriali SF. To na tym kanale dopiero co miał swoją premierę nowy serial Stevena Spielberga "Falling Skies".



Wizja JMS-a została doceniona przez fanów SF. "Babilon 5" zdobył dwie nagrody Hugo. W 1996 roku odcinek "The Coming of Shadows" pokonał w walce o statuetkę m.in. "12 małp", "Toy Story" i "Apollo 13". Rok później odcinek "Severed Dreams" okazał się lepszy m.in. od "Dnia Niepodległości" i "Marsjanie atakują". Stanowi też, obok "Star Treka", podstawę telewizyjnego kanonu SF. Każdy szanujący się fan gatunku musi się z tym serialem zapoznać.

W latach 90. "Babilon 5" udowadniał, że można inaczej podchodzić do seriali telewizyjnych. Niestety jest to wyjątek, o którego powtórzenie będzie trudno. Najbardziej zbliżona produkcja, na jaką możemy dziś liczyć, to "Battlestar Galactica", która przecież nie była oryginalnym pomysłem, a remakiem przeboju sprzed lat. Może właśnie to, że "Babilon 5" jest taki wyjątkowy, mimo przeterminowanych efektów sprawia, że nie traci on uroku i wciąż fascynuje widzów?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones