Relacja

BERLINALE 2014: Azja górą

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/BERLINALE+2014%3A+Azja+g%C3%B3r%C4%85-102586
Tym razem mieliśmy okazję zobaczyć wyprodukowany przez Chan-wook Parka koreański film science fiction "Snowpiercer" oraz walczący o Złotego Niedźwiedzia chiński dramat "Blind Massage" w reżyserii Lou Ye




Pociąg pod specjalnym nadzorem ("Snowpiercer", 2013)

"Snowpiercer" nie okazał się dla Joon-Ho Bonga pociągiem do Hollywood. Po sporze z "nożycorękim" dystrybutorem Harveyem Weinsteinem koreański reżyser ogłosił, że póki co nie chce więcej kręcić w języku angielskim i wraca z kamerą do ojczyzny. Wielka szkoda, ponieważ ekranizacja francuskiego komiksu "Le Transperceneige" ma wszystkie zalety porządnego kina science fiction dla dorosłych: intrygujący punkt wyjścia,  zacięcie społeczne, a także imponującą oprawę audiowizualną, która nigdy jednak nie bierze góry nad opowieścią. 

Snowpiercer to nazwa pociągu przemierzającego Ziemię w kolejnej epoce lodowcowej. Jego pasażerami lub raczej mieszkańcami są niedobitki ludzkości, którym udało się ocalić skórę przed śnieżną apokalipsą. Niekończąca się wyprawa nie zawsze odbywa się w godziwych warunkach, o czym przekonujemy się dobitnie na przykładzie podróżnych z wagonów najniższej klasy. Brudni, zarośnięci i odziani w łachmany przypominają skazańców sowieckich łagrów. Fabularna maszyneria rusza z kopyta, gdy wyklęty lud kolei postanawia wreszcie upomnieć się o swoje prawa i przedrzeć się na czoło pociągu – do najlepiej sytuowanych.



Wizualna tożsamość filmu rozpięta jest gdzieś pomiędzy "Ludzkimi dziećmi" a pierwszym "Obcym". Bong potrafi zagospodarować klaustrofobiczną przestrzeń zarówno pod kątem kina akcji, jak i starcia silnych charakterów. Każdy kolejny wagon to dla niego w równym stopniu rządzący się własnymi prawami oddzielny mikroświat, co arena bitwy. Z kolei napotkani w nim ludzie to sprzymierzeńcy lub wrogowie, do których przemawia najlepiej argument ciężkiej pięści i ostrych narzędzi. Sceny walki zrealizowane są z polotem i odrobiną formalnego szaleństwa. Tutaj mam jednak pewne zastrzeżenie: choć "Snowpiercer" został ewidentnie nakręcony pod kategorię wiekową R (świadczy o tym chociażby niecenzuralne słownictwo), to podczas pokazywania aktów przemocy twórcy ewidentnie hamują krwawe zapędy. Autocenzura psuje tylko radość z oglądania – albo idziemy na całość, albo jak twórcy "World War Z" chowamy wszystkie mięsiste obrazki poza okiem kamery.  Półśrodki dają półefekty.

Resztę recenzji Łukasza Muszyńskiego przeczytacie TUTAJ.


Stado podległe ("Tui na", 2014)



W centrum masażu w chińskim Nankin, pracują i uczą się niewidzący. Jak wiadomo, utrata jednego zmysłu wyostrza pozostałe – obserwujemy, jak niewidomi bohaterowie cieszą się smakiem mandarynek, podniecają zapachem zwędzonych komuś majtek, a najbardziej doceniają dotyk ciała. Dlatego w masowaniu są świetni, a ich największą przyjemnością okazuje się dotyk innego rodzaju: seks. Staje się on dla bohaterów oazą wolności, w której są całkowicie pełnosprawni i spełnieni. Niektórzy szukają w nim miłości (najchętniej na całe życie), inni pielgrzymują do burdelów, w których prostytutki jawią się im niemal siostrami miłosierdzia.

Zawierzenie innym zmysłom podkreśla rozbudowana warstwa dźwiękowa filmu, pełna turkotów, szumów, buczeń. Czołówkę czyta narratorka, a obsadzie znalazły się przede wszystkim osoby borykające się z utratą wzroku. Bez wątpienia reżyser Lou Ye, autor pokazywanego w Cannes "Letniego pałacu", którym ściągnął na siebie nieprzychylność chińskich władz, zrobił tu wiele, by wczuć się w sytuację niewidomych. Ze względu na podobną tematykę i próbę empatii, polski widz nieuchronnie porównywać będzie "Blind massage" z "Imagine". Jeżeli jednak u Andrzeja Jakimowskiego mieszkańcy portugalskiego ośrodka szukali sposobu, by lepiej poruszać się w świecie nie dla nich zaprojektowanym, u Ye obserwujemy bardziej ich zmagania wewnętrzne. Oraz próby zbudowania – często po omacku – pewnego rodzaju rodziny, a przynajmniej bezpiecznej przystani. Nieustannie jednak boleśnie zderzają się ze sobą lub ze światem.



Pozostawia to w bohaterach "Blind Massage" sporo gniewu. Skierowany jest on wobec losu, który – jak mówi się w filmie – rozumieją lepiej niż widzący, bo i losu nie widać. Frustracja ta skierowana jest także wobec widzących, których percypują jako dominujący gatunek – stado, któremu, chcąc nie chcąc, muszą się podporządkować. Przede wszystkim jednak borykać się muszą ze stanami autoagresywnymi: Ma okłada się pięściami, Dr Wang tnie się nożem, Du Hong nie potrafi powstrzymywać płaczu. Z mocno rozstrojonymi stanami emocjonalnymi bohaterów współgra czasem subtelna, jakby chciała ich ukoić, innym razem neurotyczna muzyka Jóhanna Jóhannssona. Cieszy fakt, że jego wyrafinowane dźwięki  dostrzegła wreszcie X Muza. Islandczyk napisał niedawno muzykę do "Labiryntu", teraz dostał szansę, by pracować z jednym z najciekawszych chińskich reżyserów, który i tym razem potwierdził swoją klasę.

Resztę recenzji Adama Kruka przeczytacie TUTAJ

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones