Gdynia dzień 4: Pierwsze rozczarowania

Filmweb / autor: , /
https://www.filmweb.pl/news/Gdynia+dzie%C5%84+4%3A+Pierwsze+rozczarowania-46090
Nieufność rodzimej kinematografii do everymanów i społecznej średniej statystycznej przestaje mnie bawić. Jak "blisko ulicy", to zaraz menele, jak "niedaleko kostnicy", to już nieludzkie kukły. Czy można nazwać inaczej pięknego Krzysztofa Zawadzkiego, podobnie jak w "Kochankach z Marony" okrytego cieniem śmierci? Z żoną-hipochondryczką u boku i kreślonym grubym markerem teściem-ministrem, który najpierw występuje w telewizji, a jak już mają na niego kwity, macha zięciowi szabelką na pożegnanie. Obok żyje chora na narkolepsję Małgorzata Kożuchowska. Mieszka we współczesnym zamku o wysokich wieżach na przedmieściach stolicy (albo gdzieś indziej). Księżniczka podejrzewa księcia, Michała Żebrowskiego, o zdradę. Śpi, robi desery, wędruje od ściany do ściany. "M jak masakra". I jeszcze parka na deser. Geje połączeni zakazaną miłością. Bartosz Obuchowicz, breakdancer uliczny, luj i wrażliwe ludzkie bydlę oraz ciapowaty konował, Rafał Maćkowiak, znienawidzony przez swojego tatę, wiejskiego chama. Fluidy między nimi wędrują, że aż strach. Chemia na poziomie zwycięzców "Randki w ciemno".  

Śpij kochanie, śpij

Ferajna z filmu Magdaleny Piekorz przyniosła mi podwójne rozczarowanie. Myślałem, że chcę oglądać polskie filmy o trzydziestolatkach, łaknąłem też kina po altmanowsku polifonicznego, wielowątkowego. Teraz niczego nie chcę, niczego nie łaknę. Długo oczekiwana "Senność" naprawdę mnie wzięła, oczy kleją mi się niemiłosiernie. Na nic zdały się darmowe dopalacze z biura prasowego. 

Nieznośnie literackie i okrąglutkie jak amerykańskie pączki dialogi to zasługa Wojciecha Kuczoka, który zbiera miażdżące recenzje za swoją "Senność" książkową, napisaną w oparciu o jeszcze gorszy scenariusz. Chochoły rozmawiające ze sobą uskrzydloną prozą przesuwają się tu z miejsca na miejsce i oczywiście, co jest w naszym kinie nagminne, spotykają się w sytuacjach nieprawdopodobnych. Reżyserka Piekorz, producent Zanussi i scenarzysta Kuczok nie odkryli jeszcze, że nie wszystkie postaci muszą sobie wejść w drogę. W życiu jest przestrzeń, losy A nie muszą przecinać losów B i C, żeby pchnąć fabułę do przodu.

Fabularna reklama regionu

O polifonię nie dbał Gerwazy Reguła. Zadowolił się samą fonią, a nawet kakofonią. Przaśność rozpisana na instrumenty dęte czyni ze ścieżki dźwiękowej jego "Drogi do raju" obiekt pożądania melomanów-masochistów. Samej historii zaś daleko do "Amelii", na której chyba się wzoruje. Ma się tak do filmu Jeuneta, jak histeria Kożuchowskiej do "wstrętu" Catherine Deneuve.

Jurodiwa serialowa diwa, Ilona Ostrowska, słabo radzi sobie w życiu, ale w sumie nadspodziewanie dobrze. Krwiożercza siostra rzuca się na jej oszczędności, szef ją napastuje (Krzysztof Globisz w kolejnej roli wzorowego, oślinionego zboka), ciężko chora matka w końcu przenosi się do Krainy Wiecznych Łowów. Jednak dziewczyna ustawia azymut na dobry fun i, jak napisali w festiwalowym katalogu, "bierze sprawy w swoje ręce". Koleżanki z rzeźni wygrywają w kadrowym totolotku ("wylosowana" traci etat w ramach redukcji zatrudnienia), lecz nie ma z tego wielkiego dramatu. Ba, nawet gdy bliska psiapsióła ginie pod kołami ciężarówki, to tylko niezbadany boski wyrok. Kamera ciągle lata nad polami, reklamując miasteczko zielone i słoneczne. Jak już schodzi na ziemię, nie traci przymiotów boskiego oka. Piękne kadry najchętniej oprawiłoby się w ramkę i powiesiło na drzewku w Edenie. Strasznie to wszystko pretensjonalne, może nie tak jak Piekorz, ale na pewno gorzej zrobione. Reguła przeskoczył z offu gdzieś tam wyżej (nawet nie wiem, jak to nazwać, bo chyba nie mainstream). I wyskoczył jak diabeł z pudełka. Razem z nim pojawił się zapach siarki. A może to były zgniłe jaja. (MW)

Romance: Impossible

"Mała Moskwa" ma jedną niepowtarzalną zaletę: Svetlanę Khodchenkovą w roli głównej. Z chęcią zamieściłbym tu jakieś zdjęcie tej prześlicznej 24-letniej aktorki, ale wyszukiwarka wynajduje mi wyłącznie miniaturki. Jeśli zaczynam ocenę od wysławiania urody bohaterki, oznacza to mniej więcej tyle, że film mnie nie porwał. Melodramatów z reguły nie toleruję, choć niepoprawny politycznie romans między żoną radzieckiego pilota a polskim oficerem dawał nadzieje na odautorski komentarz na temat stosunków obu krajów.

Małą Moskwą tytułuje się tu Legnicę, w której przez prawie cały okres trwania PRL-u stacjonował batalion wojsk sowieckich. W szczytowych momentach niemal połowę mieszkańców miasteczka stanowili Rosjanie. Fabuła filmu rozgrywa się w dwóch planach czasowych: pierwszy z nich to rok 1968, na chwilę przed interwencją wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji; drugi to współczesność zatruta fałszywym oglądem na wydarzenia sprzed 40 lat.

Ojciec Rydzyk mógłby z czystym sumieniem polecać film Waldemara Krzystka na antenie swojego radia. Jakie są największe zbrodnie komunizmu w "Małej Moskwie"? Nie pozwalał chrzcić dzieci oraz rozwijać się pięknej miłości, która z pewnością przeniosłaby się w ramy porządnej katolickiej rodziny. Dramat niby w tym wszystkim jest, niuanse psychologiczne również – co z tego, skoro całość wybrzmiewa w letniej tonacji emocjonalnej. Jak zwykle w polskim kinie zabrakło mięsa. Zupełnie jak za Gomułki! (ŁM)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones