20. edycja Millennium Docs Against Gravity przeniosła się już do internetu. Na stronie
mdag.pl znajdziecie większość filmów z repertuaru stacjonarnego – łącznie aż 113 tytułów. My wciąż je oglądamy – by nie przegapić żadnej dokumentalnej perełki – i dzielimy się z Wami swoimi wrażeniami. Dziś Gabriel Krawczyk pisze dla nas o dokumencie
"Bonnie" o tytułowej legendarnej reżyserce castingowej, bez której być może nie byłoby wielu największych hollywoodzkich gwiazd. Marcin Stachowicz obejrzał natomiast
"8 mm cudownych lat" w reżyserii Annie Ernaux i jej syna Davida Ernaux-Briota. Zobaczcie, jak im się podobały. Fragmenty recenzji znajdziecie poniżej; w całości dostępne już są na kartach filmów.
***
Polowanie na gwiazdy
autor: Gabriel Krawczyk
Kim, do diabła, jest
Bonnie Timmermann?! Choć nie zapisała się w naszej pamięci tak mocno jak reżyserskie persony czy mistrzowie ekranu, jej nazwisko często migało nam przed oczami. To właśnie ona wypełniła gwiazdorski nieboskłon i umeblowała wspomnienia wszystkich wychowanych na amerykańskiej kinematografii ostatnich dwóch dekad XX wieku. Jedna z najbardziej zasłużonych reżyserek castingu, bo o niej mowa, bodaj jako pierwsza w tym fachu dostaje poświęcony sobie pełnometrażowy dokument. Znakiem czasów dowartościowujących artystów drugiego planu jest portret zawodowy kobiety, której wpływ na kształt hollywoodzkiej męskości i ekranową reprezentację mniejszości okazuje się nie do przecenienia.
Z życiorysu dostajemy niewiele; nie z biografią mamy do czynienia. Reżyserującego całość
Simona Wallona interesuje raczej przyświecająca tytułowej bohaterce filozofia twórcza oraz stanowiąca sumę cierpliwości, rzemiosła, instynktu i artyzmu zawodowa praktyka. Mowa jest m.in. o "aranżowaniu małżeństw" między reżyserem a obsadą, o nieoczywistej dynamice między grającym a postacią, o aktorskich konfrontacjach i odrzuceniu wpisanym w codzienność przyszłych Meryl Streep i Marlonów Brando. Z kilku wypowiadanych ze stoickim spokojem frazesów (chyba trudno od nich uciec w kontekście aktorskiego fachu) możemy się tylko domyślać, na ile definicje Timmermann są uniwersalne dla reprezentowanej przez nią grupy zawodowej. Nie zderzamy się z innymi castingowcami, być może jednak owa konfrontacja nie jest dziś konieczna. Twórcy "
Bonnie" zdają sobie sprawę, jak niedoceniana jest to profesja, może więc lepiej sportretować mistrzynię, tytankę pracy, nestorkę aktorskiej czołówki Hollywood, by w efekcie docenić grupę zawodową w ogóle. Pochwał i z życia wziętych anegdot w wykonaniu reżyserów i aktorek spełnionych, nagradzanych i wciąż pracujących jest więc sporo. Dziesiątki gadających głów (co w tym środowisku nie jest rzeczą oczywistą) nie mają problemu z przyznaniem, ile zawdzięczają naszej bohaterce, a ich opowieści uwiarygodniają życzliwy ton dokumentu. Szkicowany w ten sposób portret przedstawia wcielenie empatii, obdarzoną intuicją przodowniczkę pracy, która staje się błogosławieństwem i utrapieniem dla reżyserów, gdy dostrzeże talent tam, gdzie nie wszyscy go widzą.
Nie otrzymacie w "
Bonnie" formalnych eksperymentów, prawdopodobnie nie sprowokujecie też szarych komórek do zdwojonego wysiłku, lecz serca zabiją mocniej, a w żyłach zapulsuje nostalgia, gdy na ekran trafią surowe nagrania z przeprowadzonych przez Timmermann przesłuchań z przyszłymi zdobywcami aktorskich laurów.
Całą recenzję "Bonnie" przeczytacie na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ ***
Kobieta złożona
autor: Marcin Stachowicz
Słowa czy obrazy? Fakty z przeszłości czy odtwarzanie minionego z poprzecieranej taśmy filmowej? Prawda czy fałsz? Pisarstwo
Annie Ernaux kojarzy się z konfesyjną eseistyką, gdzie trzecioosobowa narracja pozoruje dystans, będąc w istocie dogłębnie subiektywną rozmową z samą sobą, z własnym doświadczeniem, z miejscem kobiety w świecie i miejscem świata w biografii pojedynczej osoby, która awansowała z "ludu" do francuskiej klasy średniej, a ostatecznie – na międzynarodowe salony literackie i intelektualne. Jeśli miałbym sobie wyobrazić ekranizację "Lat", musiałbym wywołać w umyśle formę zbliżoną do dzienniko-esejów Jonasa Mekasa: czysty filmowy zapis trwania i działania, wspomnienia pochwycone w locie i poprzetykane abstrakcją – tu pęknięcie, tam ziarno, gdzie indziej sama ciemność.
Oczywiście "
8 mm cudownych lat" to nie adaptacja noblistki, lecz noblistka mówiąca własnym głosem i wcielająca się – wraz z synem
Davidem Ernaux-Briotem – w rolę reżyserki, co już samo przez się prowokuje do myślenia o tym materiale jako o przedłużeniu czy uzupełnieniu pisania. Na poziomie wizualnym jest to
found footage w najbardziej dosłownym, klasycznym rozumieniu tego określenia: sześćdziesięciominutowa kompilacja rodzinnych nagrań z lat 1972-1981, kręconych kamerą Super 8 przez męża Ernaux, Philippe'a. Do ponownego "odnalezienia" pięciu taśm z
home movies miało dojść pod wpływem chwili: David chciał pokazać swoim dzieciom dziadka, którego te nigdy nie poznały; to on wyszedł z propozycją, żeby Annie opatrzyła nieme filmy komentarzem z offu. W efekcie powstało coś, co jest zarazem bezpretensjonalnie proste i bliskie – prawdopodobnie każdy i każda z nas posiada w domowych archiwach podobne obrazy, fotograficzne lub ruchome – ale też w wielu miejscach przeszywające serce na zasadzie Barthesowskiego punctum: odbicia przeszłości, którą na bieżąco filtrują emocje, doświadczenia i myśli narratorki, dając nam wgląd lub po prostu konstruując to, czego tutaj w ogóle nie widać. Jak mówi Ernaux, jest to film o tym, jak buduje się własne życia. Dodałbym, że także o tym, jak jednostkowa wiedza przechodzi transformację post factum oraz jak nadaje indywidualne znaczenie wielkiej i małej historii.
W "Latach" znajdziemy fragment, w którym pisarka wyznaje, że zakup kamery był dla młodego małżeństwa z dwojgiem dzieci dużo ważniejszy, niż posiadanie zamrażarki czy telewizora. Analogiczne słowa wracają w "
8 mm...", chociaż praktyki filmowe rodziny Ernaux można uznać za bardzo konwencjonalne. Sprzęt wyciągano z szafy przy okazji celebracji – urodzin synów albo Bożego Narodzenia, kolejnych przeprowadzek albo wakacji czy dalekich podróży. Uśmiechy podekscytowanych kilkulatków przenikają się z dziwnie nostalgiczną dokumentacją rekwizytów statusu klasowego – mieszczańskich landszaftów, starych kredensów i wyszywanych poduszeczek, tak jakby autor zdjęć przeczuwał, że świat, do którego aspiruje, niedługo zniknie pod naporem rewolucji obyczajowej lat 70. Letnie miesiące spędzane na górskim odludziu u siostry Philippe'a – outsiderki prowadzącej hippisowskie ekogospodarstwo – kontrapunktują fantazje lewicujących intelektualistów z dekolonizującej się Francji: ekstaza podczas wyprawy do Chile po socjalistycznych reformach Salvadora Allende; przerażenie totalitarnym kołchozem Albanii Envera Hoxhy; odwracanie wzroku od biedy na strzeżonych plażach Maroka.
Całą recenzję "8 mm cudownych lat" przeczytacie na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ