Akcja #MeToo prowokuje nie tylko kolejne zwierzenia o kulisach hollywoodzkiego spektaklu, ale skłania też do ponownej oceny samych filmów.
Molly Ringwald, gwiazda klasycznych młodzieżowych komedii
Johna Hughesa z lat 80.,
"Klubu winowajców",
"Szesnastu świeczek" i
"Dziewczyny w różowej sukience", obejrzała ponownie swoje hity i przeraziła się. O wrażeniach pisze w artykule dla magazynu "The New Yorker".
Aktorka chwali
Hughesa za to, że budował swoje filmy wokół kobiecych postaci, oraz za to, że opowiadał o problemach rozczarowanych rzeczywistością nastolatków. Zarazem jednak
Ringwald wskazuje, że twórczość reżysera/scenarzysty
może być uznana za rasistowską, mizoginistyczną i, momentami, homofobiczną. Słowa "pedał" i "pedzio" padają bez opamiętania. Postać Long Duka Donga z "Szesnastu świeczek" to groteskowy stereotyp.
Gwiazda pisze m.in. o problematycznym wątku relacji między Claire a granym przez
Judda Nelsona Benderem w
"Klubie winowajców".
Bender napastuje Claire przez cały film. Kiedy jej nie seksualizuje, to okazuje jej gniewną pogardę. Ani razu nie przeprasza, ale i tak w końcu zdobywa dziewczynę. Ringwald nie zajmuje jednak jednoznacznie potępiającego stanowiska. Aktorka raczej zadaje pytania, niż podpowiada oczywiste odpowiedzi:
Co mamy czuć względem sztuki, którą zarazem kochamy i której się sprzeciwiamy? Co jeśli jesteśmy w nietypowej pozycji kogoś, kto pomógł ją stworzyć? Wymazywanie historii to niebezpieczna droga. Zmiana jest konieczna, ale należy również pamiętać o przeszłości, o wszystkich jej transgresjach i barbarzyństwach. Dzięki temu będziemy mogli ocenić, jak daleko doszliśmy, i ile jeszcze drogi przed nami.