Prekursor animacji filmowej był… Polakiem

Informacja nadesłana: NAC /
https://www.filmweb.pl/news/Prekursor+animacji+filmowej+by%C5%82%E2%80%A6+Polakiem-84036
100 lat temu miała miejsce premiera "Pięknej Lukanidy", uznawanej za pierwszy w historii przestrzenny film animowany. Było to dzieło polskiego reżysera, lalkarza i pioniera animacji poklatkowej, Władysława Starewicza



Jego przygoda z animacją rozpoczęła się od pracy z owadami, które stały się pierwszymi lalkami grającymi w filmach nowego gatunku. Zadecydował o tym zabawny przypadek. Starewicz próbował sfilmować walczące chrabąszcze, jednak pod wpływem silnego światła lamp owady przestawały się ruszać. Wpadł więc na pomysł by zrobić z nich teatralne lalki. Przytwierdził kończyny nieżywych owadów na drucikach i fotografował  kolejne fazy ich ruchu. Sekwencja fotografii była pierwszą przestrzenną animacją poklatkową. Efekt jest piorunujący: owady nie tylko poruszają się, ale także np. otwierają mikroskopijne walizki czy jeżdżą na rowerze. Starewicz był tak wprawny w swoim rzemiośle, że po wyświetleniu "Zemsty kinooperatora" jeden z brytyjskich krytyków zastanawiał się, jakich sztuczek musieli użyć tajemniczy rosyjscy naukowcy, aby tak doskonale wytresować żywe żuki.

 


W kolejnych realizacjach w miejsce żuków pojawiły się figurki dinozaurów i fantazyjne lalki przedstawiające postaci z bajek. Grały w poetyckich, metaforycznych obrazach, parodiach, ekranizacjach Goethego, La Fontaine’a, Gogola, Kraszewskiego.

Starewicz stosunkowo szybko zrobił światową karierę. Nie zraził się pierwszymi niepowodzeniami – odrzuceniem przez towarzystwa kinematograficzne Pathè Brothers i Gaumont w Moskwie. Z czasem, w 1912 roku podjął współpracę z producentem Aleksandrem Chanżokowem. Pierwszy film zrealizowany w moskiewskiej wytwórni pt. "Konik Polny i Mrówka" był ekranizacją bajki La Fontaine'a. Rozprowadzono go w 140 kopiach i wyświetlano w Europie i Ameryce.

 

Mimo niekwestionowanego sukcesu, który przyniosła Starewiczowi współpraca z Chanżokowem, dość szybko zwolnił się z wytwórni, by w czasie I Wojny Światowej porzucić animację i podjąć pracę przy realizacji filmów propagandowych, takich jak "Jak Niemiec zrobił z siebie idiotę". W 1919 roku przeniósł się do Paryża, gdzie otworzył własne studio filmowe. Wspólnie z żoną Anną i córką Janiną przygotował kolejne produkcje z udziałem lalek, podbijając serca francuskich i europejskich widzów. Film "Głos słowika" z 1925 roku został nagrodzony złotym medalem Rosenfelda, odpowiednikiem dzisiejszego Oscara.

Popularność nietypowych filmów sięgnęła także za ocean. Amerykanie zaproponowali pracę u siebie, a Starewicz nie tylko nie przyjął ich zaproszenia do Hollywood, ale też zażartował z nich, przygotowując film "Miłość czarna i biała" – lalkową parodię westernu. Jak podkreślają komentatorzy, po raz kolejny poświęcił perspektywę większych zarobków i kariery dla nieskrępowanej wolności twórczej.



Jedno ze zdjęć zachowanych w Narodowym Archiwum Cyfrowym przedstawia Starewicza na planie filmu "Opowieść o lisie" na motywach średniowiecznej bajki, którą spopularyzował Goethe. W tym w pełni udźwiękowionym filmie nie brakuje technicznych nowinek. Poklatkową animację wzbogacono trickami z użyciem luster, zastosowano też animację rysunkową.  Wykorzystanie zaawansowanych technicznie lalek zaowocowało silną dozą ekspresji – scena walki lisa z wilkiem jest pełna dynamiki. Doskonale pokazano również emocje na widowni – kunszt wykonania głów posiadających wyrazistą mimikę wciąż robi wrażenie, choć od premiery minęło już 80 lat.

Aż chciałoby się krzyknąć jak Starewicz po ukończeniu  pierwszej udanej animacji: "Ruszają się, ruszają jak żywe! Co za fantastyczne tworzywo, zdolne kreować cuda!".

Bartłomiej Kuczyński/ NAC

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones