Wokół
"Legionu samobójców" zaczęło robić się naprawdę głośno, kiedy do mediów zaczęły wyciekać relacje z planu opisujące kolejne ekscesy
Jareda Leto. W świetle tych faktów zabawne wydaje się to, że dziwne publiczne zachowanie
Shii LaBeoufa najwyraźniej kosztowało go występ w filmie.
Getty Images © Pascal Le Segretain Aktor - który pracował już z reżyserem
Davidem Ayerem przy
"Furii" - był kandydatem do zagrania podwładnego Ricka Flaga. Rola trafiła w końcu do
Scotta Eastwooda.
LaBeouf potwierdził, że producenci nie chcieli go ze względu na jego ekscentryczne zwyczaje.
Spotkałem się z nimi [z przedstawicielami wytwórni Warner Bros.], a oni powiedzieli "nie, jesteś szalony. Jesteś dobrym aktorem, ale nie". To była dla nich duża inwestycja. LaBeouf zdradził jednak również, że wspomniana rola początkowo miała być większa. Kiedy do zagrania Deadshota zatrudniono
Willa Smitha, scenariusz filmu został przepisany, żeby zrobić miejsce dla gwiazdora.
Postać [którą miałem zagrać] była początkowo nieco inna. Potem pojawił się Will Smith i scenariusz trochę się zmienił. Ten bohater oraz bohater Toma Hardy'ego [czyli Rick Flagg, którego ostatecznie zagrał Joel Kinnaman] zostali uszczupleni, żeby podbudować Willa.
Rezultat jest taki, że
Eastwood jest niemal niezauważalny w filmie. Może więc dobrze dla
LaBeoufa, że ostatecznie nie znalazł się w obsadzie.