Recenzja filmu

Król Lew (1994)
Maria Piotrowska
Joanna Wizmur
Matthew Broderick
Moira Kelly

"Nie umiesz ryczeć, Simba"

Hans Zimmer to bez wątpienia mistrz autopromocji. Niemiec potrafi "przekonać" wielu melomanów, że jest znakomicie wykształconym muzykiem i że wykształceni muzycy to już pieśń przeszłości. Co
Hans Zimmer to bez wątpienia mistrz autopromocji. Niemiec potrafi "przekonać" wielu melomanów, że jest znakomicie wykształconym muzykiem i że wykształceni muzycy to już pieśń przeszłości. Co równie dziwne, osiąga to metodami zaskakująco prostymi. Ktoś by bowiem uwierzył, że wystarczy zrobić sobie zdjęcie przy pianinie, żeby uchodzić za pianistę?

W okresie tworzenia muzyki do "Króla Lwa" Zimmer bardzo starał się uchodzić za dyplomowanego kompozytora: eleganckie garnitury, studyjne sesje zdjęciowe, etc... A stworzenie muzyki do tej przełomowej animacji na pewno kogoś takiego wymagało, kogoś, kto udźwignąłby ciężar oczekiwań i nie popadł w schematyzm. Trzeba bowiem jasno powiedzieć, że Afryka została przez przemysł filmowy mocno wyeksploatowana. Wymienienie filmów, których akcja częściowo lub całkowicie rozgrywa się w Afryce, zajęłoby niezłej wielkości książkę. Z muzycznego punktu widzenia też wiele już o Afryce powiedziano - mieliśmy już "Czarny Ląd" jako przerażającą terra incognita ("King Kong"), mieliśmy i melodramatyczne "Pożegnanie z Afryką", i familijną "Elzę z afrykańskiego buszu".

Fabuła "Króla Lwa" też nie jest tak oryginalna, jak wielu uważa. Oprócz oczywistych nawiązań do Szekspira mamy też olbrzymie wpływy kina "nowej przygody" lat siedemdziesiątych i nawet trochę kina młodzieżowego lat osiemdziesiątych. Przed kompozytorem tej animacji stało więc duże wyzwanie, ale też olbrzymia szansa na stworzenie czegoś przełomowego. Szansa, którą niemiecki kompozytor zmarnował całkowicie. Przez ponad dziesięć lat od obejrzenia filmu ani razu nie słuchałem "dzieła" Niemca i sądzę, że będzie musiało minąć przynajmniej drugie tyle czasu, zanim znowu po nie sięgnę. Dlaczego? Odpowiedź jest banalnie prosta. Zimmer zrobił to, co robiło wielu innych nieprzygotowanych kompozytorów, gdy zadanie ich przerosło - kopiował. I to kopiował nagminnie.

Listę zapożyczeń otwiera już pierwszy utwór - "This Land". Afrykański chórek może sprawiać wrażenie oryginalności, ale poza tym mamy tu czystą stylistykę americany. Americany bardzo już wyidealizowanej, bez cienia grozy "Czarnego Lądu" znanej choćby ze wspomnianego score'u Steinera. Równie źle przedstawia się sytuacja z utworami poświęconymi głównemu bohaterowi. Trzeba dużo samozaparcia, żeby w "Once and Future King" nie usłyszeć echa "Binary Sunset". "King of Pride Rock" jest przynajmniej trochę oryginalniejsze, ale nazwę ma całkowicie mylącą. Słysząc taki tytuł, można spodziewać się czegoś fanfarowego, tymczasem jest to kolejny utwór o problemach młodego Simby. Zawarty w tych utworach temat młodego lwa jest jednak dobry. Zgodnie z najgorszą hollywoodzką modłą musi być smutny i "refleksyjny", ale mimo całego tego schematyzmu Niemiec potrafił włożyć w ten utwór trochę prawdziwego uczucia. Zupełnie nie udało mu się to natomiast przy muzyce ilustrującej "ciemną stronę". Towarzyszący Skazie "Life isnt's fair, is it?" to wręcz literalna kopia z "Omena". "Plotting" czy "Hyenas" również jawnie korzystają z Goldsmitha. "Elephant's Graveyard" z kolei "nawiązuje" stylistyką do "Waltz with Death" Elfmana.

Powiedzmy jednak, że do tej pory mieliśmy do czynienia z tematyką dość zgraną. Temat głównego bohatera, temat czarnego charakteru, temat afrykański - hmmm, nawet bardzo zgraną. Jest jednak w tym filmie temat mało wykorzystany, który dawał Niemcowi olbrzymie możliwości. Chodzi mianowicie o krąg życia. Niewiele osób nie pamięta zapewne fantastycznej piosenki o tym samym tytule, towarzyszącej momentowi, kiedy Rafiki domalowuje grzywę Simbie. I niech lepiej przy tym pozostanie, bowiem "original music score" nie oferuje tu nic. Nie ma na całej płycie ani jednego utworu, który jednoznacznie wiązałby się z tą tematyką. Można by sądzić, że taką rolę pełni "Kings of the Past", ale nie pełni. Niestety męski chór sam z siebie jeszcze nie oznacza powagi i patosu. Równie dziwny wydaje się również brak utworu o młodym lwiątku Simbie - tak, zwykłego bezpretensjonalnego mickey-mousingu. Może Zimmer przeczuwał, że Barry lubi się długo procesować?

Muzykę z "Króla Lwa" oczywiście da się słuchać. Jest nie najgorzej napisana, zwłaszcza utwory niezbyt oryginalne. Nie najgorzej zorkiestrowana, a jak na Zimmera to wręcz mistrzowsko. Dalej jest to jednak ilustracja opierająca się na patentach innych kompozytorów.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Król Lew" to niezaprzeczalny lider wśród bajek i baśni. Produkcja opowiadająca ponadczasową opowieść,... czytaj więcej
Od "Króla Lwa" zaczęła się tak naprawdę moja przygoda z kinem. Po obejrzeniu tego arcydzieła zrozumiałem,... czytaj więcej
"Król Lew" to bez wątpienia szczytowe osiągnięcie animacji Disneya, a przy tym jeden z najwybitniejszych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones