Recenzja gry

Bayonetta 2 (2014)
Yusuke Hashimoto

Boska komedia

Istnieje spora szansa, że w dobie tytułów roszczących sobie pretensje do jak najwierniejszego naśladowania rzeczywistości lub do pościgu za kinem i literaturą, "Bayonetta 2" przypomni Wam, za co
Przydałby się jakiś cytat z De Sade'a, najlepiej o relacji wyobraźni i rozkoszy. Oto spleciony z włosów tytułowej bohaterki smok, który w poprzedniej grze pożerał na nasze życzenie gargantuicznych przeciwników, powraca w sequelu jako jeden z pierwszych, łatwiejszych do pacyfikacji wrogów. Zanim dojdzie do walki, Bayonetta – pląsając w rytmie jazzowego standardu "Moon River" na grzbiecie sunącego nad Manhattanem myśliwca – przetrzebi zastępy anielskich centaurów, zaś jej przebrany za Świętego Mikołaja kompan przejedzie się cadillakiem po ścianie drapacza chmur. W grze znajdziecie więcej scen uświadamiających zależność pomiędzy pierwowzorem a jego kontynuacją, jednak to prolog wydaje się najcelniejszą metaforą tej relacji. Pierwsza część "Bayonetty" zawiesiła poprzeczkę u Pana Boga na strychu: była piękną, płynną i rozbudowaną grą hack'n'slash, która zapędziła do kąta takie klasyki jak "Devil May Cry" czy "Ninja Gaiden". Z kolei "Bayonetta 2" jest tytułem tak dobrym, że zamienia poprzedniczkę – jedną z najlepszych gier swojej generacji – w deweloperską wprawkę, przystawkę do dania głównego. 



Tak to się robi w Platinum Games, pogrobowcu nieodżałowanego Clover Studio, w którym karty rozdaje Hideki Kamiya. W pierwszej części gry jego nazwisko pojawiało się na oblewanym moczem, cmentarnym nagrobku, toteż nic dziwnego, że facet wykreślił ze słownika frazy takie jak "dobry smak" i "umiar". Zmagania z Gomorrą -  jak ochrzczono wspomnianego smoka - to dopiero początek napakowanej akcją kampanii dla samotnego gracza. To przygoda tak zróżnicowana, że ani przez chwilę nie grozi Wam monotonia. Tak doskonale zbalansowana i zrytmizowana, że ani na moment nie wpędzi Was w ramiona nudy. Tak dopracowana, że pomysły, które w poprzedniczce były zaledwie "niezłe" (jak choćby puentująca każdy level zabawa na strzelnicy), tym razem po prostu wyleciały do kosza. Wreszcie – przemyślana do tego stopnia, że nawet poziomy podwodne, misje eskortowe i celowniczki "na szynach" są w niej świadectwem deweloperskiego kunsztu.

Przewodnikiem po niebiańskich i piekielnych kręgach ponownie jest Bayonetta – będąca wypadkową wszystkich erotycznych fantazmatów wiedźma, która w trakcie szalonego danse macabre miota pogardliwe bon-moty, chętnie zrzuca okrycie (utkane zresztą z jej włosów), zaś upokarzając boskich posłańców, wypina do nich pośladki. Alternatywne stroje w rodzaju wdzianka uczennicy bądź policyjnego munduru (który, jak to policyjny mundur, składa się ze skórzanej mini i bluzki z wycięciem na piersiach) odsyłają do wiadomej pornograficznej ikonografii, lecz zarzucanie grze seksizmu wydaje się obosiecznym mieczem. Konsekwentnie przedstawiana jako niezależna od nikogo i niczego, nie tracąca rezonu, zimnej krwi i kontroli Bayonetta to nie tylko jedna z najpotężniejszych postaci w grach wideo, ale również bohaterka, dla której seks jest niezbywalnym elementem bezkompromisowych, sarkastycznych żartów. Fabuła sequela pozwala nam zresztą poznać ją z nieco innej, wrażliwszej strony: tym razem ruszamy do samego piekła, by wydrzeć diabelskim siłom siostrę z wiedźmiego zakonu, Jeanne.  Przełoży się to w równej mierze na zestaw nowych przeciwników, co na opowieść o nieco większym ładunku emocjonalnym – wciąż absurdalną, pisaną na kwasie, lecz niepozbawioną kampowego uroku.



Kamiya też był przez chwilę w piekle, gdyż mało brakowało, by "Bayonetta 2" w ogóle nie ujrzała światła dziennego. Wydawcy nie chcieli zainwestować w projekt, zaś pomocną dłoń do Platinum Games wyciągnęło Nintendo, biorąc tytuł na wyłączność dla konsoli Wii U (posiadająca prawa do marki SEGA zadowoliła się koniec końców oficjalnym doradztwem). Skojarzenie ultrabrutalnego, ociekającego seksem slashera z polityką wydawniczą Ninny było ciężkie przed premierą utworu, na szczęście twórcy już w prologu rozwiewają wątpliwości: "Bayonetta 2" nie jest dzieckiem żadnego artystycznego kompromisu. Sercem gry pozostaje fenomenalny system walki, przeniesiony bez większych zmian z poprzednika. Jego fundament to prosty schemat trzech, pojedynczych ataków (piącha, kopniak, broń palna) zaplatanych w coraz bardziej wymyślne combosy oraz uniku, zestrojonego z tzw. witch time (uskakując w momencie, gdy przeciwnik wyprowadza cios, skutecznie spowalniamy czas i możemy bezkarnie kontrować). To oczywiście tylko początek zabawy, gdyż liczba kombinacji, stopień ich skomplikowania oraz zmiennych wpływających na potyczkę przekształca "Bayonettę 2" w prawdziwy kombajn. Kolejne bronie, które można montować zarówno na przegubach, jak i kostkach bohaterki (od żyjącej własnym życiem, demonicznej kosy, przez służące również za broń obuchową miotacze ognia, po rozżarzony, energetyczny pejcz), transformacje w bestie nocy (od nietoperzy, przez węże morskie, po pumę), ataki przy użyciu wymyślnych narzędzi tortur, superbrutalne finishery z wykorzystaniem międzywymiarowych portali i gigantycznych demonów. Plus nowość w postaci Umbran Climax, czyli dewastujących combosów, w których do każdego ciosu swoje trzy grosze wtrącają pozostający na naszych usługach rezydenci piekieł. Magicy z Platinum Games doskonale zdawali sobie sprawę z faktu, jak dobrze twórcy "God of War", "Devil May Cry", "Ninja Gaiden" czy "Heavenly Sword" zaprojektowali systemy walki. Dlatego w myśl zasady, że od przybytku głowa nie boli,  po prostu umieścili je w swoim tytule.



Wspaniała architektura lokacji oraz efekty świetlne zamieniają niemal każde starcie w orgię barw, eksplozji oraz iskrzącego żelastwa. Rewelacyjna reżyseria przerywników filmowych podkręca akcję tuż przed fabularnymi punktami węzłowymi. Budzące się do życia, nadmorskie miasta i zalane świątynie, wzorowane częściowo na pracach Clive'a Barkera piekielne czeluście i skąpane w słońcu ogrody Edenu, wielka, biomechaniczna płaszczka, z którą walczymy wessani przez wodny wir oraz zamaskowany napastnik, z którym krzyżujemy oręż w ociekających śluzem i krwią trzewiach morskiego potwora. Począwszy od szkiców koncepcyjnych, na ich ekranowej realizacji skończywszy – "Bayonetta 2" to, zgodnie z nazwą jednego z poziomów trudności, nieskończony orgazm.

Zabawa potrwa przy pierwszym podejściu około dwunastu godzin, lecz nie ma wiele przesady w stwierdzeniu, że tytuł zaczyna się wraz z napisami końcowymi. Tryb multiplayer, w którym zakładamy się o walutę i rywalizujemy z innymi graczami, nowe artefakty i gadżety, dodatkowe sekcje i ukryte starcia, cyzelowanie wyników i kompletowanie kostiumów – słowem, jest co robić. I choć bonusowe wdzianka są nagrodą głównie dla onanistów, to nie ma elementu tej gry, który lepiej podsumowywałby stosunek Nintendo i Platinum Games do graczy. Wraz z tematycznymi kostiumami z takich gier jak "Metroid Prime", "Super Mario Bros", "Legend of Zelda" czy "Star Fox Adventures" zamienia ulega nie tylko wygląd bohaterki, niektórych elementów otoczenia i ataków (w ciuszkach księżniczki z Peach pomaga nam sam król Bowser!), ale też styl walki (w stroju Samus Aran naparzamy z energetycznego działka, jako Link dzierżymy kultową tarczę i miecz). To samo tyczy się zresztą paru alternatywnych postaci, od wspomnianej Jeanne, po przepakowanego Rodina. I jakby tego było mało, grę dostajemy w pakiecie z odpicowaną, pierwszą częścią - wydaną po bożemu, na osobnej płytce, nie zaś w formie wypuszczonego po kosztach kodu sieciowego.



Jestem przekonany, że każdy deweloper chciałby złożyć dziś swoje CV w Platinum Games. Bez względu na to, czy pogracie pięć minut, czy przysiądziecie na pół dnia – "Bayonetta 2" ma w sobie nutę arcade'owego szaleństwa, staroszkolny wdzięk tytułu, w którym liczą się przede wszystkim zręczność i cierpliwość, a jednocześnie jest rozbudowaną, dojrzałą pozycją. Jeśli nie w smak Wam dzika, kampowa jazda na japońską modłę, docenicie grę za stałe 60 klatek animacji, za możliwości, jakie niesie ze sobą system walki, za rewelacyjne wykonanie. Jeśli jednak choć trochę kręci Was możliwość zatrzaśnięcia Anioła Stróża w żelaznej dziewicy lub nauczenia go moresu przy pomocy różowego pejcza, przepadniecie bez reszty. Cóż, istnieje spora szansa, że w dobie tytułów roszczących sobie pretensje do jak najwierniejszego naśladowania rzeczywistości lub do pościgu za kinem i literaturą, "Bayonetta 2" przypomni Wam, za co kochacie gry wideo.
1 10
Moja ocena:
10
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones