Recenzja filmu

Coco (2017)
Lee Unkrich
Joanna Węgrzynowska-Cybińska
Anthony Gonzalez
Gael García Bernal

Księga życia 2: Coco

"Coco" nie dorównuje najlepszym animacjom ostatnich lat, ale to wciąż bardzo bardzo bardzo dobry, mądry i niezwykle wzruszający film, który gorąco polecam dorosłym oraz starszym dzieciom.
"Księga życia 2: Coco" jest, jak większość kontynuacji, gorsza od oryginału. Tak, tytuł tej recenzji jak i powyższe słowa mają być lekko złośliwe. O co mi chodzi? Otóż "Księga życia" to znakomita animacja z 2014 roku, poruszająca w zrozumiały i atrakcyjny dla dzieci sposób trudny temat umierania, pamięci o zmarłych i życia pozagrobowego. Opowieść umiejscowiona jest w realiach meksykańskiego folkloru związanego ze Świętem Zmarłych ("Día de los Muertos") a mieszkający w Krainie Pamiętanych umarli przedstawieni są jako kościotrupy. Brzmi znajomo? No właśnie.

Podobno zarówno "Book of Life" jak i "Coco" - pomimo znaczącej odległości pomiędzy premierami - powstawały w tym samym czasie i rzekomo ich podobieństwo to czysty zbieg okoliczności - w sieci można wyszukać sobie argumenty mające przemawiać za tym, że to przypadek. Na pewno "Coco" nie jest zwyczajnym bezczelnym plagiatem, bo same historie umiejscowione w owym mitycznym świecie Umarłych są odmienne. Jednak podobieństwo koncepcyjne i scenograficzne jest tak uderzające, że naprawdę ciężko uwierzyć, że nie było tu bezpośredniej inspiracji. W końcu ile znacie animacji dla dzieci opartych na przedchrześcijańskich meksykańskich wierzeniach w życie pozagrobowe?

Pomimo tego, pragnę podkreślić, że "Coco" nie dostał ode mnie żadnych punktów karnych za to dziwne podobieństwo, a w dalszej części recenzji postaram się ten film oceniać jakby "Księga życia" nie istniała. Wspominam o tym wszystkim wyłącznie po to, żeby oddać należny pokłon pierwszemu na liście mety. "Book of Life" jest filmem rewelacyjnym a przy tym bardzo niedocenionym, który nie osiągnął należnego mu sukcesu komercyjnego (chociaż był nominowany do Oscara). Jest on moim zdaniem dużo lepszy od "Coco" i wart obejrzenia niezależnie od tego, czy film studia Pixar przypadnie wam do gustu czy nie. Pamiętajmy o "Book of Life", bo, jak uczą oba te obrazy, Zapomnianych czeka bardzo niewesoły los.

Oczywiście oglądając film studia Pixar nie da się uniknąć porównań, ale wynikających raczej z wygórowanych oczekiwań, które każdy widz ma wobec kolejnych obrazów wychodzących z tej wytwórni. Mając w pamięci takie arcydzieła jak "Ratatuj" lub "W głowie się nie mieści" widz oczekuje niestety takiej samej jakości. Niestety, bo w tym przypadku moim zdaniem nie udało się dorównać najwyższym osiągnięciom Pixara. Ten film jest "tylko" bardzo bardzo ale to bardzo dobry. Nie jest arcydziełem jak rzeczone "Inside Out".

Animacja w "Coco" jest oczywiście perfekcyjna, fabuła gdzie trzeba zabawna, gdzie trzeba emocjonująca, ale czegoś zabrakło - tej iskry, która spowodowała erupcję geniuszu, który wystrzelił "W głowie się nie mieści" na absolutne wyżyny sztuki filmowej. Scenariusz jest tym razem trochę słabszy niż w najlepszych filmach animowanych ostatnich lat. Moim zdaniem największa siła tych najlepszych obrazów tkwi w nieprzewidywalności. Tzw. bajki dla dzieci od zawsze cierpiały na schematyzm, który osobie dorosłej poważnie psuł frajdę z oglądania prezentowanej historii. Od czasów "Shreka" to zaczęło się zmieniać. Pokażcie mi jedną osobę na świecie, która przewidziała zakończenie "Ratatuja" albo rzeczonego "Shreka" lub domyśliła się jak dokładnie potoczy się fabuła "Frozen" czy "How To Train Your Dragon". Tymczasem w "Coco" główna przewrotka fabularna jest niestety wyczuwalna na kilometr, co nie jest oczywiście jakimś strasznym grzechem w filmie - jakby nie było - również dla dzieci, ale mnie osobiście, z wyżej wymienionych powodów, rozczarowało. Rozczarowujące są też piosenki, które nawet nie zbliżają się do mistrzowskiego poziomu "Frozen", pomimo tego, że autorami jednej z nich są kompozytorzy genialnych utworów z "Krainy Lodu" właśnie - Kristen Anderson-Lopez i Robert Lopez.

Moim zdaniem, twórcom nie do końca udało się też zbalansować poszczególne elementy filmu. Wiadomo, że w obrazie skierowanym do dzieci muszą być elementy komediowego oddechu, sceny akcji, trzeba tu troszkę postraszyć, tam troszkę zasmucić. No i właśnie - wybierając do opowiedzenia taką a nie inną historię, twórcy z góry postawili się trochę na przegranej pozycji. Nie chcę tu streszczać fabuły, bo staram się tego unikać w moich recenzjach, więc napiszę może tak: konflikt jaki oglądamy w tym filmie jest poważny i grożący bardzo daleko idącymi konsekwencjami dla głównego bohatera, Miguela. Jednak nie jest to konflikt z cyklu "goni nas czarny charakter i chce nas zabić". Jest to, można powiedzieć, konflikt rodzinny, a kochająca babcia to nie jest mimo wszystko bohaterka, którą można obarczyć funkcją straszenia widza. W końcu to dalej kochająca babcia, nawet jeśli chwilowo się z nią pokłóciliśmy i przed nią uciekamy. Pojawia się więc potwór, który zaczyna ścigać naszego bohatera a sceny z nim, okraszone odpowiednią muzyką, mają właśnie straszyć. Ale chwila, chwila... Ten potwór nie jest tak naprawdę potworem - on chce Miguela schwytać, żeby rodzina mogła mu pomóc. Gdy człowiek sobie to uświadomi, te w założeniu trzymające w napięciu sceny zaczynają zgrzytać na łączach.

Wielka scena akcji, do której dochodzi pod koniec filmu, również zawodzi. Wydaje się napisana na kolanie, no bo - właśnie - musi być, to jest. Również nie wszystkie przemiany wewnętrzne bohaterów są przekonująco pokazane. A przynajmniej nie jest to poziom tych najlepszych produkcji, o których wspominam wyżej. Zaskakująco mało jest również w tym filmie humoru. To znaczy humor jest, ale głównie ten skierowany do dorosłych i nastolatków. Bardzo mało jest w filmie humoru slapstickowego, który zapewniłby rozrywkę młodszym dzieciom. Znajoma siedmioletnia krytyczka filmowa stwierdziła bez ogródek, że film jej się nie podobał, bo był nudny (jej ocena to 5/10). A jest to osoba, która świetnie się bawiła na - też przecież poruszającym bardzo poważne tematy - "W głowie się nie mieści". Tutaj było zbyt poważnie - a więc dla niej nudno.

Co za to w żadnym stopniu nie zawodzi i gdzie Pixar po raz kolejny pokazuje, że absolutnie nie ma sobie równych w dzisiejszych czasach, to umiejętność wzruszania widza (dla znajomej krytyczki aż za bardzo). Nie wiem jak oni to robią; tym razem łez nie wywołuje nawet śmierć żadnego z bohaterów, tylko zwyczajna scena śpiewania komuś piosenki, a nagle poczułem się, jakby ktoś mi pstryknął w głowie przełącznikiem i zacząłem ryczeć jak bóbr. Dawno już nie czułem takich emocji podczas oglądania filmu. Ktoś, kogo "Coco" nie wzruszy, musi mieć poważny problem z emocjami lub odczuwaniem empatii. Przesłanie filmu, co jest już standardem dla Pixara, jest też zwyczajowo bardzo mądre i nienachalnie podane.

Strasznie się rozpisałem, ale muszę wspomnieć jeszcze o polskim dubbingu. Nie wiem jak to zostało rozwiązane w angielskiej wersji językowej, ale bardzo spodobała mi się decyzja, aby w polski tekst wpleść pojedyncze hiszpańskie słowa lub nawet całe zwroty, mające podkreślać, że rzecz cała dzieje się w Meksyku. Wyszło to zaskakująco zgrabnie i stylowo. Brawo.

Podsumowując, dla mnie "Coco" nie dorównuje najlepszym animacjom ostatnich lat, ale to wciąż bardzo bardzo bardzo dobry, mądry i niezwykle wzruszający film, który gorąco polecam dorosłym oraz starszym dzieciom. Nie wydaje mi się jedynie odpowiedni dla dzieci młodszych niż powiedzmy 8 lat; przy czym wcale nie z powodu wulgarności czy przerażających scen, ale zaskakująco poważnej (nawet jak na Pixara) i zbyt naładowanej emocjami fabuły pozbawionej odpowiedniej ilości komediowych przerywników dostosowanych do percepcji i wrażliwości młodszych dzieci.

(Pssssstttt... Pamiętajcie o "Księdze życia".)
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy jakiś czas temu Pixar zdradzał swoje plany wydawnicze na najbliższe lata, niektórzy fani mogli czuć... czytaj więcej
Można śmiało powiedzieć, że XXI w. to czas filmów animowanych. Począwszy od „Shreka” i „Epoki... czytaj więcej
Śmierć jest niezwykle trudnym tematem dla dziecka. Już powiedzenie mu, skąd się wzięła, nastręcza pewnych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones