Recenzja filmu

Bijitâ Q (2001)
Takashi Miike
Kazushi Watanabe
Shungiku Uchida

Kino familijne w wersji hardcore

Kino familijne w wersji hardcore? Czemu nie. Tym bardziej, że reżyserem jest Takashi Miike. Nawet lubując się w kinie azjatyckim, nawet będąc odpornym na wszelkie towarzyszące im szokujące
Kino familijne w wersji hardcore? Czemu nie. Tym bardziej, że reżyserem jest Takashi Miike. Nawet lubując się w kinie azjatyckim, nawet będąc odpornym na wszelkie towarzyszące im szokujące sceny, nawet wtedy ‘Bizita Q’ potrafi Was zaskoczyć, zatrwożyć, zniesmaczyć. Nie wiem, czy jest inny film, który byłby bliski obrazowi Miike. Miike, który w tym samym roku potrafi nakręcić tak eksperymentalny film, jak ten - oraz tak chwytliwy, stylowy i klimatyczny, jak ‘Odishon’. Tym, co cechuje reżysera, jest paradoksalna spójność w różnorodności, jaką oferuje swoim widzom. W 83-minutowym filmie potrafi zmieścić uzależnienie od narkotyków, gwałt, przemoc w rodzinie, prostytucję, napad, pobicie, nekrofilię, morderstwo, a wszystko to ze sobą współgra, tworzy całość. A co najważniejsze... jeśli nie wyłączy się go po pierwszych minutach… potrafi bawić. ‘Bizita Q’ jest nakręcony kamerą cyfrową, w sposób amatorski. Taka japońska dogma? Obraz bywa chropowaty, montaż niechlujny. To najbardziej osobliwe (pseudo) realisty-show, jakie powstało. Dzięki temu, reżyserowi udało się sprawić, że widz staje się poniekąd "bezpośrednim" obserwatorem. Pozwala nam wejść w tę historię. Historię, która momentami może nas obrzydzić, momentami śmieszyć, a niektórych widzów irytować. To ciężkie kino. Aby czerpać przyjemność z oglądania, trzeba poddać się bezsprzecznie wyjątkowemu - choć trzeba przyznać, że nieco choremu - klimatowi. Sam temat też może budzić sprzeciw. To film o dewiacjach. Bohater jest byłym dokumentalistą, który pragnie nakręcić obraz o przemocy. W jego domu pojawia się tajemniczy "obserwator", który staje się świadkiem bardzo osobliwych wydarzeń. Syn znęca się nad matką, córka prostytuuje się, młodszy synek jest bity i poniżany przez kolegów ze szkoły, a mąż... Nie chciałbym jednak zdradzać kolejnych szczegółów filmu. Zapewniam, że są niezwykle wymyślne. Jest za to czymś dziwnym, że mimo tej całej patologii, jaką obserwujemy na ekranie, możemy na filmie "Bizita Q" całkiem dobrze się bawić. To kwestia odpowiedniego nastawienia. Miike - jak to ma w zwyczaju stara się być wierny – wręcz w sposób chirurgiczny - realizmowi, a przy tym oferuje nam troszkę – jak to ma w zwyczaju - obrzydliwości. Wszystko to byłoby ciężkostrawne, gdyby nie spora doza humoru, którą reżyser ‘wpuszcza’ w hermetyczny dom rodzinny. Dzięki temu film przestaje być gloryfikacją przemocy, groteskowym, przerysowanym obrazkiem. Właśnie owa groteska, cudzysłów - sprawiają, że granica dobrego smaku nie zostaje przekroczona. Zaskakujące, a zarazem absurdalne jest też zakończenie, które uroczo pokazuje, jak znakomicie można balansować pomiędzy różnymi gatunkami i emocjami... A sam wydźwięk filmu, co zaskakujące nawet dla mnie, jest jednak pozytywny. To nie jest dobry film na początek znajomości z tym reżyserem, ale ci, którzy go lubią - powinni być usatysfakcjonowani.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy już obejrzałem "Koroshiya 1", który to film był pierwszym spotkaniem z twórczością niezwykłego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones