Recenzja filmu

Brother (2000)
Takeshi Kitano
Takeshi Kitano
Omar Epps

100% yakuza

Film genialny, arcydzieło kina mafijnego. Kitano Takeshi jak zawsze nie zawodzi i jako aktor i reżyser. Stworzył piękną opowieść o życiu yakuzy, jej mentalności, rytuałach, jakie towarzyszą tej
Film genialny, arcydzieło kina mafijnego. Kitano Takeshi jak zawsze nie zawodzi i jako aktor i reżyser. Stworzył piękną opowieść o życiu yakuzy, jej mentalności, rytuałach, jakie towarzyszą tej organizacji mafijnej. Sceny przyjęć bossów utrzymane są w stylu niemal dokumentalnym, odtworzone z tak niewiarygodną dbałością o szczegóły, że mamy wrażenie jakby Kitano od lat działał w mafii japońskiej. Ale film nie jest tylko typowym obrazem akcji. Jego główną oś fabularną stanowią losy gangstera Yamamoto uciekającego z Japonii do całkowicie obcego świata - USA. Szybko odnajduje się on w tamtejszych realiach światka przestępczego, budując własny gang. Wchodzi na szczyt, ale... I tu właśnie reżyser porusza kwestie tragizmu ludzkiej egzystencji, z jej brakiem celu, smaku i większej głębi. W scenerii Nowego Jorku, limuzyn, restauracji, wieżowców i drogich garniturów Kitano zamyka motywy typowe dla tragedii antycznej. W większości jego filmów bohaterowie, zmagający się z samym sobą bądź ze światem ich otaczającym, dochodzą do sytuacji bez wyjścia, krocząc przez życie anemicznie, jakby byli miotani przez wiatr. Yamamoto tak właśnie postępuje, stanowczo, ale w pewnym sensie bezwiednie, poświęcając życie mafii i sianiu śmierci. To iluzja, która pęka jak bańka mydlana. Bohater nie ma właściwie żadnego celu w życiu. Potrafi jedynie zabijać i robi to perfekcyjnie. Szuka punktu zaczepienia, którym okazuje się być kobieta wątpliwej profesji. Tworzy potężną mafię, lecz zostaje zgnieciony przez realia tegoż przestępczego środowiska i spada niczym papierowy samolocik z dachu wieżowca - ze szczytu na dno. Przegrywa i ze światem i z samym sobą, ciągnąc za sobą i tak straconych współtowarzyszy. Wartość naczelna współczesnej rzeczywistości? Pieniądze. Śmierć bliskich nic nie znaczy. W przewrotnym finale czarny współpracownik Yamamoto otrzymuje walizkę z pieniędzmi i ucieka w dal. Nie ma już rozpaczy, łzy bólu zamieniają się w łzy tryumfu i radości, mimo iż i rodzina, i najwspanialsi kumple dawno zostali rozstrzelani... Co stało się z bratem Yamamoto tego nie wiemy. Reżyser eksponuje na pierwszym planie wątek braterstwa murzyna z bossem z Japonii, braterstwa krwi i honoru. Droga na materialny szczyt prowadzi człowieka na same dno, znów samoistnie, zdaje się nawet, że nieświadomie. Kitano buduje obraz brutalny, jednak daleko łagodniejszy od "Brutalnego Gliny". Przemoc dawkuje miarowo i nawet subtelnie, zachowując jednak mocne uderzenie w epizodach, utrzymanych w realistycznym krwawym stylu. Powtarza zabieg z "Sonatine" - ujęcia okropnie realistycznej masakry rozmieszcza w biegu narracji punktowo, wpisując w hipnotyczny styl snucia opowieści drobiny rasowo sensacyjne, jednak ciągle w duchu unikalnej marności. Warstwa plastyczna "Brothera" jest niezwykle bogata. Metaforyczne ujęcia kamery (jak choćby spadający samolocik - metaforę upadku gangstera, czy przekrzywienie obrazu na samym początku filmu - samotna sylwetka na tle szklanego budynku, której życie przestawiło się do góry nogami, targane wstrząsami) stają się znakiem firmowym Kitano, niezwykle charakterystycznym dla kina japońskiego. Reżyser, skupiając przy sobie ulubionych aktorów, min. Susumu Terajimę czy Rena Osugi, stworzył dzieło typowe dla kina azjatyckiego, zatrudniając w każdym ze swych filmów prawie tę samą ekipę. Widać zgranie - wierni aktorzy grają wiernie oddanych yakuzów, zachowując ducha feudalnych zależności mafiozów, ale także i poddanych artystów. Beat Takeshi gra sztampowo, stwarza postać małomównego zabijaki - perfekcjonisty, w okularach słonecznych, jednak z drugiej strony z tym szatańskim uśmieszkiem, czarnym poczuciem humoru dającym jakikolwiek nikły przebłysk osobowości. Scenariusz jest wyważony do perfekcji, narracja oczywiście w wolnym tempie, spaja całe dzieło, czyniąc film absolutnie kompletnym. Nie ma w nim niepotrzebnych scen, wszystko zostaje zamknięte. Montaż, autorstwa samego reżysera, niesamowicie statyczny, tworzy integralny element świata widzianego oczyma bohaterów. Brak rytmizacji, jednostajne tempo przechodzenia z jednej sekwencji do drugiej, monotonia podkreślająca marazm egzystencji, typowy dla reżysera sposób kreacji emocjonalnej. Soundtrack wybitnego muzyka Joe Hisaishiego, współpracownika Kitano już od wielu lat, w "Brother" prezentuje dźwięki nieco odmienne. Mało energiczne, nie porywające melodyką. Zamiast tego słyszymy werble, tkliwe nuty smutku. Inne statyczne historie Kitano kompozytor okraszał ścieżką bądź to charyzmatyczną lub przesiąkniętą uczuciami, tu natomiast w cały posępny, przygnębiający klimat, wpisują się utwory równie wspaniałe, lecz bezwiedne, jednobarwne, zupełnie jak dramat człowieka. Bezapelacyjnie wgniatające w fotel arcydzieło. Urzekająca lakoniczność narracji, portret struktur yakuzy, rytuały, życie od slumsów do potęgi i upadku, tragedia, przejmująca aż do łez, małego człowieka, którego zmiażdżył własny wybór, własny wykreowany świat - w z pozoru ubogiej formie Kitano pokazuje całą paletę tematyczną i uczuciową. "Brother" to nie tyle yakuza eiga, co traktat egzystencjalny w kostiumie kina akcji. Obraz trudny w odbiorze, choć bardziej bezpośredni od innych dokonań twórcy. Nie łatwo w pełni rozczytać gorzki obraz namalowany ciemnymi kolorami, bo, jak mówi kierownik baru na stacji benzynowej, "zagadkowa rasa ci Japończycy". I to właśnie jest piękne.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Takeshi Kitano jest człowiekiem, który w swoim reżyserskim dorobku ma już kilka dobrych i ciekawych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones