"Circle" okazuje się wyjątkowo zaskakujący, głównie z tego względu, że przy wykorzystaniu skromnych środków i prostych zabiegów z sukcesem osiąga zamierzony efekt. Trwająca półtorej godziny
użytkownik Filmwebu
Filmweb A. Gortych SpĂłĹka komandytowa
Choć zdawać by się mogło, że thriller jest gatunkiem całkowicie już niemal wyeksploatowanym, co jakiś czas trafiają się filmy z tego nurtu, które niosą ze sobą oddech świeżości. Tak właśnie jest w przypadku "Circle", który zręcznie i niezwykle inteligentnie łączy różne inspiracje, a przy tym stanowi zbiór celnych obserwacji z pogranicza socjologii i psychologii, podanych bez moralizowania i w sposób niemal niezauważalny. Fabuła jest tak prosta, iż można streścić ją w jednym zdaniu - pięćdziesiąt osób budzi się w ciemnym pomieszczeniu, zaś urządzenie pośrodku co kilkadziesiąt sekund emituje promień, który zabija jedną z nich, wskazaną przez pozostałych w głosowaniu. Uczestnicy tej koszmarnej gry na ogół nie znają się wzajemnie, ani nie wiedzą, dlaczego znaleźli się w pułapce. Czy to rodzaj naukowego eksperymentu? Sprawka armii? A może zostali porwani przez kosmitów? Wkrótce okazuje się, że ważniejsze pytanie, niż kto za tym wszystkim stoi, brzmi - kto przeżyje. Nietrudno się domyślić, że walka o przetrwanie staje się bodźcem do odnowienia wszelkich postaw ludzkich, o których większość najchętniej wolałaby zapomnieć. O przeżycie będą walczyć młodzi ze starymi, czarni z białymi, prawi z bandytami. Wraz z coraz mniejszą liczbą osób w grze dylematy stają się coraz większe, a decyzje - coraz bardziej arbitralne. Widz tymczasem zostaje postawiony w roli świadka przypominającego teleturniej show, w którym nie da się przewidzieć, kto odpadnie następny. "Circle" nie jest bez wątpienia jednym z tych filmów, które mrożą krew w żyłach dynamiczną akcją. Całość wydarzeń rozgrywa się w jednym pomieszczeniu, nasuwając przez to naturalne skojarzenia z podobnie zrealizowanym klasykiem Sidneya Lumeta, tj. "Dwunastoma gniewnymi ludźmi". I choć trudno powiedzieć, by oba filmy były tej samej klasy, to zostały nakręcone z równą wprawą i oba próbują powiedzieć coś ważnego o człowieku. Rzecz jasna, zadanie duetu Hann/Miscione jest ułatwione, bo gniewnych ludzi jest pięćdziesięciu, a nie dwunastu, przez co znacznie łatwiej stawiać ich przez oskarżycielskim okiem kamery tak, by uniknąć monotonii. I nawet jeżeli stanowią oni galerię spranych niekiedy typów, to ich umiejętna eliminacja pozostawia widza w niepewności do samego końca. Omawiany film okazuje się wyjątkowo zaskakujący, głównie z tego względu, że przy wykorzystaniu skromnych środków i prostych zabiegów z sukcesem osiąga zamierzony efekt. Trwająca półtorej godziny projekcja mija błyskawicznie i pozostawia w głowie coś więcej niż tylko wrażenie rozrywki na niezłym poziomie. Co jak co, ale "Circle" to mimo wszystko film wysokiej próby, który broni się świetną reżyserią, dobrym scenariuszem i nutą cynizmu, która czyni go jeszcze bardziej autentycznym.