Recenzja filmu

Czarnobyl 1986 (2021)
Danila Kozlovsky
Danila Kozlovsky
Filipp Avdeev

Strażnik słońca, hospitalizacja w Szwajcarii i bardzo słodka glazura

To typowy film akcji, w którym sensacyjne perypetie superbohatera przeplatają się z nostalgicznym, schematycznym wątkiem miłosnym. Mimo negatywnych ocen trzeba przyznać, że dochowano przepisu na
W jednej ze scen otwierających "Czarnobyl 1986" para głównych bohaterów, dawniej bliskich sobie ludzi, przy kuchennym stole kosztuje tradycyjnego, pełnego trzeszczącej bezy i maślanego kremu tortu kijowskiego. "Przepisowy", odpowiada Olga, zapytana o smak tego cukierniczego retro-preciosum.

Pomyślałam, że ten pierwszy w historii rosyjski obraz przedstawiający katastrofę w Czarnobylu jest... przepisowy właśnie. Niczym amerykańskie kino akcji przedstawia bohatera idealnego, Alexeya, który łączy w sobie poczucie misji, charyzmę, a jednocześnie odwagę łamania zasad i poczucie odpowiedzialności za syna, dla którego jest skłonny poświęcić życie. W tym kontekście to typowy film akcji, w którym sensacyjne perypetie superbohatera przeplatają się z nostalgicznym, schematycznym wątkiem miłosnym. Mimo negatywnych ocen trzeba przyznać, że dochowano przepisu na wartką fabułę: film trzyma w napięciu, jak i skłania do łez. Problem w tym, że film przepisowo trzyma się określonej wersji minionych wydarzeń.

Upatruję pewne niebezpieczeństwo w sentymentalnym przedstawieniu rzeczywistości ZSRR z 1986 roku. Czerwone flagi państwowe budują wizualnie piękne tło, na którym rysuje się lukrowana miłość dwojga, z takimi atrybutami jak wata cukrowa czy diabelski młyn w wesołym miasteczku. Łopocząca czerwień nie służy przedstawieniu prawdy tamtego czasu, ale pomaga go idealizować. Alexey wcale nie był bezwolną częścią systemu komunistycznego, ale "strażnikiem słońca", jak oznajmia dumnie synowi. Destrukcja reaktora mająca znamienne, krótko- jak i długoterminowe, skutki dla całej Europy została przyrównana do naturalnych katastrof, za które nie odpowiadają ludzie. Ludzie tamtego systemu tym bardziej. "To coś żyje własnym życiem" – mówi o magmie poparzony świadek, a spadające z nieba ptaki jeszcze bardziej utwierdzają widza w przekonaniu o przypadkowości wydarzenia.

W filmie nie wiąże się przyczyn katastrofy z zaniedbaniami konstruktorów elektrowni, ale próbuje się rozmyć ich odpowiedzialność. "Czy to ważne którzy ludzie są winni?" – pyta członek partii. "System jest jak promieniowanie. Zawsze jest i będzie w każdym z nas", mówi. Auto, które zabiera partyjniaka i człowieka jawnie krytykującego reżim, odjeżdża w otoczeniu sfory ujadających psów. Jakby "karawana miała jechać dalej", a prawdziwa historia i dokumentalna wierność faktom miały zostać zbagatelizowane, po to, by stworzyć „przepisowy” obraz.

W tym wyczuwam pewien fałsz, choć nie kryję też, że zgodnie z zamierzeniem twórców wzruszyłam się kilkakrotnie, na przykład widokiem chłopca na rowerze, filmującego z bliska eksplozję. Jakbym gdzieś to już widziała… Pozostałych wzruszających scen już nie zdradzę.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones