Recenzja filmu

Dracula II: Odrodzenie (2003)
Patrick Lussier
Jason Scott Lee
Jason London

Jak bezboleśnie zostać wamiprem i dlaczego tego nie robić - poradnik.

Wiecznie młodzi, metafizycznie piękni, nadludzko silni, nieśmiertelni, ale i okrutni, przesączeni złem do szpiku kości, mroczni niczym ukochana przez nich noc, fascynowali ludzi od wieków.
Wiecznie młodzi, metafizycznie piękni, nadludzko silni, nieśmiertelni, ale i okrutni, przesączeni złem do szpiku kości, mroczni niczym ukochana przez nich noc, fascynowali ludzi od wieków. Wampiry, bo oczywiście o nich mowa, natchnęły wielu twórców, także reżyserów. I niewątpliwie dzięki temu zainteresowaniu oraz tęsknocie za tajemniczymi wydarzeniami, zakazanymi w dzisiejszym społeczeństwie cechami charakteru i iście zwierzęcymi zachowaniami, powstał tenże film. Pozostaje tylko pytanie czy dzieło to jest udane, w jakim stopniu i co właściwie o tym wszystkim sądzę ja, brynnerka, zupełnie zwyczajny widz. Na początek oczywiście króciutkie streszczenie. Historia rozgrywa się w środowisku akademickim. Mamy, więc do czynienia z zakochaną parą studentów: Tanią, (Brande Roderick) i Kenny'm (Khary Payton), ambitnym, lecz umierającym wykładowcą, Lowellem (Craig Sheffer), jego partnerką i równocześnie uczennicą Elizabeth Blaine (Diane Neal) oraz jej współpracownikiem z kostnicy Luke'iem (Jason London). I to właśnie ta ostania para bohaterów pewnego dnia znajduje w jakże sympatycznym miejscu swojej pracy nadpalonego wampira. Niemal natychmiast otrzymują też telefon z propozycją sprzedania ciała za sporą sumkę ze sporą ilością zer. Po krótkiej analizie sytuacji przystają na tę niezwykle atrakcyjną ofertę, jednak jak to zazwyczaj bywa wśród młodych naukowców, najpierw postanawiają sami sprawdzić, z czym mają do czynienia. Cała piątka zbiera się, więc w wielkim opuszczonym domostwie i rozpoczyna badania, które kończą się nader nieszczęśliwie - "obiekt" budzi się i najwyraźniej jest bardzo spragniony. Na szczęście z opresji ratuje naszych bohaterów pewien tajemniczy osobnik, który przedstawia się jako "Forsa, ale można do niego mówić także Eric" (John Light). Dopiero teraz badania nabierają tempa... Skoro przez chwilę skupiłam się na treści "Drakuli II", myślę, iż warto jeszcze dodać kilka szczegółów nieco komplikujących akcję. Mianowicie pojawia się jeszcze jedna postać - waleczny ksiądz Uffizi (Jason Scott Lee) "żyjący na granicy światów ciemności i światła", ratujący świat przed okrutnikami wbijającymi swe kły w szyje niewinnych dziewic. Co robi w filmie ten bohater raczej nie trudno się domyślić :). Poza tym dość ważnym wątkiem jest pewien mały szczegół dotyczący Elizabeth - zostaje ona ugryziona (a właściwie uszczypnięta) przez wampira już w prosektorium... Ale bardzo możliwe, że powiedziałam już zbyt wiele, dlatego też ciąg dalszy musicie poznać osobiście przed ekranami. Ale czy warto? Z całą pewnością nie jest to film dla wielbicieli akcji oraz mrożących krew w żyłach wydarzeń. W "Drakuli II" nie wiele się niestety dzieje. Ośmielę się wręcz rzec, iż wszystko, co może troszkę zainteresować lub, chociaż rozbudzić wyobraźnię rozgrywa się mniej więcej na początku i trwa dość krótko. Oczywiście zarówno w samym środeczku, jak i na końcu jakaś akcja jest, jednak oczekiwałam mocniejszych i bardziej rozwijających wrażeń. A i scenariusz nie jest imponujący. Gadki-szmatki, pseudo inteligenckie dysputy oraz mające najprawdopodobniej wzruszyć widza romantyczne wyznania bohaterów nie stanowią atrakcji nawet dla bardzo przeciętnego widza, jakim jestem ja. Z całą pewnością najgorszą rolę pod względem dialogów i monologów otrzymał John Light "Forsa, na którego możemy mówić Eric". Podejrzewam, że miała być to postać inteligentnego, cwanego i wygadanego gościa, ale okazało się, że wyszedł śmieszny idiota, a na dodatek niezbyt przystojny ;). Przejdę jednak do dalszych problemów. Kolejnym jest muzyka. Co prawda nie mogę powiedzieć, jakoby brzmiała zupełnie beznadziejnie - była po prostu nijaka, nie do końca pasowała do całości. Nawet w nielicznych scenach walki nie usłyszałam mocniejszego brzmienia, które niewątpliwie pasowałoby to wątpliwego klimatu "Drakuli II: Odrodzenia". Ale mniejsza z tym, że muzyka nie okazała się wyszukanym dziełem, najgorsze było to, że rzadko można ją było usłyszeć. Nic, cisza. Od czasu do czasu jakaś tam "śpiochowa" melodyjka. A mogło być tak pięknie. No i wreszcie, nie sposób nie wspomnieć o aktorstwie. Niestety, nie możecie i tym razem oczekiwać ode mnie zbyt wielu pozytywów, choć istnieje płomyczek nadziei. Niemal wszystko było zbyt słabo albo zbyt mocno przyprawione. Jedynym chwalebnym wyjątkiem był Stephen Billington. Rola była może nieco statyczna, ale miał momenty, w których to mógł popisać się swoim warsztatem. W każdym razie jako jedyny zwrócił na siebie moją uwagę. No cóż, aby moja skromna recenzja nie zniechęciła Was zbytnio, napisze także coś bardziej optymistycznego, choć muszę uczciwie przyznać, że chwilkę musiałam się nad tym problemem zastanowić. Otóż stwierdzam, że zarówno zdjęcia, jak i scenografia były całkiem zjadliwe. Nie był to może szczyt artyzmu, ale wszystko wyglądało, że tak powiem, przyjemnie. Oprócz tego charakteryzacja również wypadła nie najgorzej, a właściwie bardzo dobrze. Czas, więc na zakończenie. Jak już kilkakrotnie dałam do zrozumienia, film mi się nie podobał. Żal mi tylko troszkę, że "Drakula II: Odrodzenie" nie skupił się na wampirach i ich życiu, ale na ludziach oraz ich pragnieniu bycia nieśmiertelnym (przypominam o umierającym wykładowcy :)). Chociaż może to i dobrze dla moralności wszystkich nacji.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones