Recenzja filmu

Essential Killing (2010)
Jerzy Skolimowski
Vincent Gallo
Emmanuelle Seigner

Leśny survival

Filmy Jerzego Skolimowskiego nie są znane szerszej publiczności - mi także. Dzieł reżysera jest niewiele i wydaje mi się, że trafiają jedynie do fanów kina offowego, rozsmakowanych w tym, co
Filmy Jerzego Skolimowskiego nie są znane szerszej publiczności - mi także. Dzieł reżysera jest niewiele i wydaje mi się, że trafiają jedynie do fanów kina offowego, rozsmakowanych w tym, co przeciętnego widza zazwyczaj nie interesuje lub nawet odrzuca. "Essential Killing" również pozostałoby niezauważone, gdyby nie nagroda specjalna przyznana na festiwalu filmowym w Wenecji. Rozbudziło to w Polakach naturalną ciekawość: czemu jeszcze nie słyszałem? Jak dobry musi być ten film, żeby zostać nagrodzonym na tak prestiżowym festiwalu? Zaintrygowani ruszyli do kin, spodziewając się efektownie wyłożonej prawdy o tajnych więzieniach i jeńcach wojennych oraz analizy konfliktu na Bliskim Wschodzie. Zamiast tego dostali milczący - dosłownie - kreujący się na ambitny obraz, którego uproszczona forma pozostawiła same pytania i dała zero odpowiedzi.

Główny bohater, Mohammed, zabija trzech Amerykanów. Zostaje schwytany i przeniesiony do tajnej bazy w Europie, gdzie wojsko bezowocnie go przesłuchuje. Podczas kolejnego transportu furgonetka z Mohammedem w środku stacza się ze wzgórza i więźniowi udaje się zbiec. Ucieka przed depczącym mu po piętach pościgiem przez zaśnieżone lasy północnej Europy.

Najłatwiej dostrzegalną zaletą tego filmu są zdjęcia. Kamera obejmuje wspaniałe, rozległe krajobrazy białych wzgórz, naznaczonych czernią drzew, by po chwili skupić się na pięknie biegnącego z gór strumienia. Natura w "Essential Killing" zachwyca i przeraża. Nie ułatwia bohaterowi przetrwania: atakuje go zimnem, trującymi owocami, surowością; ale jest także najbardziej poetyckim elementem tego thrilleru, pozbawionym wulgarności i brutalności, które cechują sposób przedstawienia zarówno głównego bohatera, jak i ludzi, których spotyka na swojej drodze.

Kolejnym plusem jest gra aktorska, a raczej - aktora. Od pierwszej do ostatniej sceny nie mamy wątpliwości, że grający Mohammeda Vincent Gallo jest przerażony, zdesperowany, gotowy na wszystko, niebezpieczny. O głównym bohaterze nie wiemy właściwie nic. Możemy się domyślać, że mgliste i niedokładnie fragmenty jego przeszłości ukazują halucynacje uciekiniera. Jednak nie wiemy, kim była występująca w nich kobieta. Żoną, matką, fantazją? A może symbolem stworzonym przez Skolimowskiego, by namieszać widzom w głowach? Gallo w tej roli nie wzbudza pozytywnych emocji. Nie sympatyzujemy z bohaterem, którego nie znamy; którego głos słyszymy tylko wtedy, gdy krzyczy z bólu. Milczący Mohammed przedziera się przez las, zabijając niewinnych ludzi, których się boi i którzy są dla niego potencjalnym zagrożeniem. Staje się zapędzoną w kąt zwierzyną, ze strachu rzucającą się na wszystkich wokół. My jesteśmy tylko widzami, obserwującymi z chłodnym dystansem ostatnie chwile człowieka, który kurczowo i kosztem innych trzyma się życia.

Ogromną wadą filmy są ślimacze, wyjątkowo dłużące się sceny w lesie. Dają możliwość ukazania w pełnej krasie piękna dzikiej natury i dokładnie, zdawałoby się godzina po godzinie przedstawiają zmagania głównego bohatera, a chłód bijący od nieskończonych mas śniegu na ekranie przenika na widownię, lecz dla przeciętnego widza to żółwie tempo staje się męczące. Jest zrozumiałe, że od tego typu filmów nie należy wymagać widowiskowych scen akcji i taniego efekciarstwa, ale tutaj brakuje napięcia, które nie pozwoliłoby oderwać wzroku od ekranu. Transformacja pościgu w leśny survival dostarcza takich atrakcji jak jedzenie mrówek i kory oraz picie mleka z piersi przypadkowo spotkanej kobiety - te sceny wzbudzają niesmak, jednak nijak budują napięcie. Im dłużej trwa wędrówka i im więcej ofiar za sobą niesie, tym większą niechęć odczuwamy do Mohammeda i niecierpliwie wyczekujemy końca seansu.

Realizm filmu niektórych fascynuje, większość odrzuca. Całkowicie wyparł fabułę i zdominował drugą, następującą po ucieczce bohatera, część obrazu. Skolimowski odrzucił wszelkie półśrodki i wysłał klarowny przekaz: tak wygląda prawda i ona nie jest ładna. Jest brzydka i zwierzęca. Idea odsłonięcia pokładów brutalności drzemiących w człowieku wydaje się być szczytna, gdy do czegoś prowadzi. W "Essential Killing" nie prowadzi do niczego. Reżyser zdaje się być zafascynowany ciemniejszymi stronami naturalizmu, ale nie potrafi przelać tej fascynacji na widza.

Muzyka jest tylko bezbarwnym tłem. Dzisiaj, kilka dni po seansie, nie potrafię przypomnieć sobie żadnego dźwięku. Być może był to kolejny ukłon w stronę realizmu i surowości bijących od tego obrazu. Według mnie szkoda, że tak piękne zdjęcia nie doczekały się odpowiedniej, zapadającej w pamięć ścieżki dźwiękowej.

Film Jerzego Skolimowskiego do większości widzów nie trafi. Mimo zyskanej popularności klimatem przypomina niskobudżetowe, ciche produkcje, mało tego - jest po prostu kiepski. Zachwycą się nad nim wielbiciele kinowego realizmu lub fanatycy szukający w tego typu produkcjach górnolotnego symbolizmu i głęboko ukrytego, drugiego dna. Przez wybraniem się do kina trzeba zastanowić się, czy należy się do choć jednej z wymienionych wyżej grup. Inaczej człowiek skazuje się na prawie 80 minut patrzenia na Afgańczyka błąkającego się po lesie. Nie jest to warte pieniędzy wydanych na bilet, a tym bardziej - moim zdaniem - nagrody specjalnej w Wenecji.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Bardzo intensywnie i długo zastanawiałem się, jak wygląda ten rzekomo wybitny film Jerzego... czytaj więcej
Po pół godziny trwania seansu "Essential Killing" chciałem krzyczeć wniebogłosy, że oto ukazał mi się... czytaj więcej
Już niemal od samego początku filmu główny bohater najnowszej produkcji Jerzego Skolimowskiego pt.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones