Na tle innych polskich współczesnych komedii romantycznych w stylu "Porady na zdrady", "Kochaj" czy "Narzeczony na niby", "Ile waży koń trojański?" jest zupełnie przyjemnym, lekkim,
"Ile waży koń trojański?" to kolejna z dziesiątek komedii stworzonych przez Juliusz MachulskiJuliusza Machulskiego, "króla polskich komedii". Od poprzednich produkcji mistrza gatunku odróżnia ją m.in. feministyczna perspektywa (po raz pierwszy główną bohaterką jest kobieta), oryginalny motyw podróży w czasie (po raz pierwszy u Machulskiego, w kinie amerykańskim oklepany już ponad 20 lat temu u Zemeckisa i w słynnym "Peggy Sue wyszła za mąż") oraz reprezentowany podgatunek komedii romantycznej. O ile ów podgatunek ogólnie nie cieszy się dobrą sławą, jeśli chodzi o kunszt artystyczny (zwłaszcza w polskiej kinematografii), tak "Konia trojańskiego…" nie można jednoznacznie określić mianem "koszmaru krytyka".
Główna bohaterka, Zosia Albrecht-Radecka (Ilona Ostrowska) pozornie ma wszystko, o czym marzy, bowiem wiele lat temu uwolniła się od toksycznego męża (Robert Więckiewicz) i związała się ze wspaniałym mężczyzną (Maciej Marczewski), z którym wychowuje córkę. Nie może jednak uwolnić się od poczucia wielu zmarnowanych lat przed poznaniem obecnego wybranka. Pochopnie wypowiedziane nad grobem zmarłej tragicznie babci życzenie cofnięcia się w czasie nieoczekiwanie spełnia się w noc sylwestrową 1999/2000. Na skutek tego bohaterka budzi się w 1987 roku w PRL-u u boku swojego pierwszego męża, dostając szansę na zmianę losu swojego i swoich bliskich.
Niewątpliwym plusem filmu jest dobra gra aktorska Ilony Ostrowskiej, Danuty Szaflarskiej w roli babci głównej bohaterki, Mai Ostaszewskiej w roli byłej żony Kuby oraz świetna rola Roberta Więckiewicza jako odpychającego, ale i komicznego były mąż Zosi. Film bardzo dobrze oddaje również atmosferę okresu dogorywającego PRL-u, kiedy powoli kiełkują nadzieje na upadek komunizmu, w czasach bez kart kredytowych i telefonów komórkowych. Jako że akcja rozgrywa się w innej epoce, nie mamy też na szczęście nachalnego lokowania produktów (może z wyjątkiem "Wizy na 48 godzin", GW oraz epizodów Donalda Tuska i Roberta Kubicy). Do minusów można zaliczyć powielenie schematów z pamiętnego "Peggy Sue wyszła za mąż", a więc brak stuprocentowej oryginalności, jak również brak fantastycznych dialogów i scen, które pozwoliłyby filmowi urosnąć do rangi produkcji na miarę "Seksmisji", "Vabanku" czy "Kilera". Uważam również, że mogło się obyć m.in. bez całkowicie zbędnej moim zdaniem sceny z późniejszym premierem w pociągu do Sopotu, która właściwie nic nie wniosła do fabuły, a jedynie wydłużyła film.
Bez wątpienia jest to film nie do zapamiętania na wiele lat i jeden z najsłabszych w całym dorobku Juliusza Machulskiego. Mimo to na tle innych polskich współczesnych komedii romantycznych w stylu "Porady na zdrady", "Kochaj" czy "Narzeczony na niby", "Ile waży koń trojański?" jest zupełnie przyjemnym, lekkim, bezpretensjonalnym filmem dla wszystkich widzów. Podsumowując całość jednym prostym zdaniem – bez szału, ale i bez tragedii.