Recenzja filmu

Ile waży koń trojański? (2008)
Juliusz Machulski
Ilona Ostrowska
Maciej Marczewski

Wesoło i optymistycznie - tak dla odmiany

Stereotypowy polski film jest szary, pesymistyczny i z okrutnym lamentem przedstawia polską rzeczywistość. Albo wręcz przeciwnie, jest jedną z masowo produkowanych komedii romantycznych, w
Stereotypowy polski film jest szary, pesymistyczny i z okrutnym lamentem przedstawia polską rzeczywistość. Albo wręcz przeciwnie, jest jedną z masowo produkowanych komedii romantycznych, w których młodzi bohaterowie żyją w cudownym, nierealnym świecie, przeżywając miłosne rozterki w swych wielkich mieszkaniach rodem z katalogu Ikei. Na szczęście  mistrzowie nie próżnują i od czasu do czasu raczą nas czymś niebanalnym i ponadprzeciętnym. Jednym z nich jest bez wątpienia Juliusz Machulski, twórca jak mało który zasłużony polskim filmom komediowym. Tylko czy jego nowy film o niezwykle rozbudowanym tytule:  "Ile waży koń trojański", aby na pewno spełnia pokładane w nim nadzieje?   Jest rok 2000, sylwester. Cały świat wita nowe milenium, jednocześnie drżąc z obawy (pluskwa milenijna). W tym samym dniu urodziny ma Zosia (Ilona Ostrowska). Nie są to bynajmniej zwykłe urodziny, solenizantka kończy właśnie 40 lat. Ten symboliczny wiek przeraża ją i zmusza do refleksji nad swoim dotychczasowym życiem. Choć aktualnie jest szczęśliwa ze swoim drugim mężem Kubą (Maciej Marczewski) i córką Florką, to wciąż żałuje czasu straconego na związek z Darkiem (Robert Więckiewicz). Nieopacznie mówi, że chciałaby być o kilkanaście lat młodsza i dziwnym trafem, w noc sylwestrową, jej życzenie się spełnia. Ku swojemu zaskoczeniu budzi się u boku byłego męża, w roku 1987. Nowa-stara rzeczywistość początkowo  przeraża bohaterkę. Szybko uświadamia sobie jednak, że jest to dla niej doskonała okazja, by spełnić swoje marzenie i pozbyć się ze swojego życia obleśnego, oszukującego ją Darka, którego w pełni określa pierwsza scena, gdzie paraduje po kuchni w obciachowych slipkach i podciągniętych skarpetkach. Zosia postanawia zmienić nie tylko swoje życie, ale też życie koleżanek i zapobiec śmierci tragicznie zmarłej babci. Całość, choć z opisu może wydawać się całkiem poważna, ujęta jest w luźnej konwencji. Film od początku do końca jest niezwykle optymistyczny. Uśmiech wywołuje już sama obecność bohaterów, a zabawne sytuacje tylko pogłębiają miłe odczucia. Pozytywna energia emanuje z ekranu, jednocześnie reżyser unika przesłodzenia filmu. Jest wesoło, ale nie tandetnie. Nie mała tu zasługa aktorów. Ostrowska podołała głównej roli, natomiast szczególnie podobała mi się rola Michała Żebrowskiego, wolno myślącego macho, który wodzi nierozumnym wzrokiem po pomieszczeniu, gdy czuje, że minął się z przeznaczeniem (za sprawą głównej bohaterki zresztą). Tradycyjnie nienaganny jest Więckiewicz, choć nie przesadzałbym z pochwałami. Bardzo dobrze prezentuje się też para znana z programu Szymona Majewskiego, Katarzyna Kwiatkowska i Michał Zieliński. Ten ostatni wykorzystuje nawet swoje umiejętności parodystyczne, gdy niespodziewanie słyszymy w pociągu  charakterystyczne „r” i Donalda Tuska narzekającego, że skończył historię, a musi malować kominy. Takich smaczków jest więcej. Spotykamy młodego Kieślowskiego i kilkuletniego Kubicę. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie okropna dosłowność w przypadku Kubicy. Lata PRL-u są przedstawione w sposób niezwykle groteskowy. Tak to przynajmniej wygląda z mojej perspektywy, osoby urodzonej już po upadku komunizmu. Nie bez znaczenia jest wybór głównej bohaterki -  nowoczesnej, niezależnej kobiety, przyzwyczajonej do życia w kapitalistycznym społeczeństwie. Zosia, choć swoje najciekawsze lata przeżyła w PRL, wracając do dawnej rzeczywistości ocenia wszystko z perspektywy dzisiejszych czasów. Dzięki temu film jest znacznie bardziej zrozumiały dla młodszych pokoleń i tworzy to też mnóstwo zabawnych sytuacji (inna sprawa, że żarty stają się dość monotonne). Ponoć film bardzo dokładnie odwzorowuje minione realia. Pozostaje mi wierzyć na słowo, od siebie mogę jedynie dodać, że stroje oraz fryzury lat 80. prezentują się świetnie. Tapirowane włosy, luźne swetry i charakterystyczne okulary w grubych oprawach robią mocne wrażenie i automatycznie wywołują uśmiech na twarzy.  Niestety, ale nowe dzieło Machulskiego nie jest idealne i odpowiedź na postawione we wstępie pytanie, stwierdzam to z przykrością, jest negatywna. Film trwa 2 godziny i nie udało się uniknąć dłużyzn. Żarty, początkowo śmieszne, powtarzają się. Najczęściej funkcjonują na zasadzie zestawienia nowego ze starym. Niektóre gagi są wręcz tłumaczone przez bohaterów, tak jakby reżyser bał się, że zostaną niezrozumiane. Zakończeniu również brak polotu. To wszystko stawia film zdecydowanie poniżej największych osiągnięć twórcy, jednak wciąż jest to dzieło warte zobaczenia. 
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Podróż w czasie. Któż z nas nie chciałby jej odbyć, żeby naprawić własne błędy, kilka "tak" zamienić na... czytaj więcej
"Ile waży koń trojański?" to nowy film Juliusza Machulskiego, uznanego reżysera kultowych komedii takich... czytaj więcej
Nie ukrywam, że rzadko oglądam filmy serwowane wieczorami przez TVN. "Ile waży koń trojański?" to... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones