Recenzja filmu

Jaśniejsza od gwiazd (2009)
Jane Campion
Abbie Cornish
Ben Whishaw

Zbyt duży blask

Film Campion nie pasuje do współczesnego kina naznaczonego narracyjnym ADHD. Coraz rzadziej trafiają się dziś filmy tak bardzo subtelne.
To nie jest film dla śpiesznych ludzi, ani dla tych, którzy cenią jedynie obrazy zdystansowane, samoświadome i ironiczne. Obraz Jane Campion nie jest dziełem współczesnym, bo dzisiaj nie kręci się filmów tak skupionych i dokładnych, tak poważnych i subtelnych. "Jaśniejsza od gwiazd" jest jednym z najlepszych filmów w całej karierze Campion – obrazem pięknym, wzruszającym i niezwykle wysmakowanym.

Fanny Brawne (Abbie Cornish), wrażliwa i dostojna dziewczyna mieszka wraz z matką i rodzeństwem w wiejskiej posiadłości. Co jakiś czas w towarzystwie przyzwoitki chadza na przyjęcia i tańce, aby tam znaleźć odpowiedniego kandydata na męża, który sprostałby oczekiwaniom jej matki. Kiedy na jej drodze pojawi się młody poeta, John Keats (Ben Whishaw), Fanny spotka pierwszą miłość swojego życia. Ona – kokietka zafascynowana modą i on – młody, niedoceniany artysta, z czasem poczują ból miłosnego niespełnienia oraz  rozpaczliwą tęsknotę za drugim człowiekiem.  

O tym, że Jane Campion jest jedną z najwrażliwszych artystek współczesnego kina, nie trzeba przekonywać nikogo, kto widział jej "Fortepian", czy też wcześniejszego "Anioła przy moim stole". Jest także reżyserką nierówną, od wielu lat nie potrafiącą dorównać wymienionym wyżej arcydziełom. "Jaśniejsza od gwiazd" przekonuje jednak, że Campion wciąż potrafi zachwycać. Jej film imponuje odwagą, prostotą i szczerością. Pokazując swych bohaterów, Campion patrzy na ludzi emocjonalnie nagich. Miłość Fanny i Keatsa nie potrzebuje kostiumu, nie ukrywa się za niewinnym flirtem. Ich namiętność wybucha, ukazując ogrom i tragiczność uczucia łączącego tych dwoje młodych ludzi.

Campion powoli tka swoją opowieść, splata ją z pojedynczych spojrzeń i symbolicznych gestów. Ale w "Jaśniejszej od gwiazd" tylko na pozór dzieje się niewiele. Pod powierzchnią banalnych zdarzeń i rozmów rozgrywa się subtelny dramat ludzi rozdzielonych przez społeczne oczekiwania i konwenanse. Reżyserka "Fortepianu" wie, że największe uczucia wymykają się łatwemu obrazowaniu, nie dają się łatwo nazwać i uchwycić. Wiedzą o tym także jej bohaterowie, którzy z czasem zaczynają mówić do siebie wierszem, językiem, który przez swą enigmatyczność i delikatność potrafi dotknąć sedna uczuć.

Do poezji sięga także Jane Campion. Jej "Jaśniejsza od gwiazd" jest niczym filmowy wiersz. Campion nie próbuje cytować literatury Keatsa, ale przełożyć ją na język obrazów, na osobną filmową narrację. "Jaśniejsza od gwiazd" jest obrazem tak wyestetyzowanym (zdjęcia Greiga Frasera oraz kostiumy Janet Patterson są klasą samą w sobie), by poprzez sensualne kadry mówić o tym, co nieuchwytne – miłości, pięknie, śmierci.

Film Campion nie pasuje do współczesnego kina naznaczonego narracyjnym ADHD. Ale właśnie dzięki swej kontemplacyjności staje się obrazem wybitnym, symboliczną i przepięknie sfilmowaną historią niespełnienia i tragicznej miłości. Coraz rzadziej trafiają się dziś filmy tak bardzo subtelne.
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W dzisiejszych czasach sięgający po melodramat twórca musi być albo bardzo pewny, że materiał, którym... czytaj więcej
Takich filmów już się nie robi. Nie jest to bynajmniej zarzut pod adresem najnowszego działa Jane Campion... czytaj więcej
Vincent Vega, wchodząc wraz z Mią Wallace do restauracji Jack Rabbit Slim's, powiedział: "to miejsce... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones