Recenzja filmu

Legion samobójców (2016)
David Ayer
Marek Robaczewski
Will Smith
Jared Leto

Nic nie warta zmiana warty

"Legion samobójców" robi wszystko odwrotnie niż powinien – poczynając od prezentacji bohaterów, przez rozwój fabuły, kończąc na wielkim finale. Innymi słowy: cały film.
"Legion samobójców" to odejście od standardu kina superbohaterskiego, które zapoczątkowało studio Marvel i niejako kontynuowano w filmach WarnerBros. Mam na myśli typowość stawki, schematyczność i podobnych do siebie bohaterów – pewnych siebie, walczących ze złem większym od siebie. Tymczasem na horyzoncie pojawiła się produkcja, która całkowicie odbiega od tego typu filmów. WarnerBros., chcąc odejść od ściśle narzuconych przez widownię ram (w końcu te filmy sprzedają się wyśmienicie), zaproponował nowe spojrzenie na film o superbohaterach – taki, którego protagonistami będą antagoniści. Do pracy nad "Legionem samobójców" zatrudniono Davida Ayera, który wsławił się "Bogami ulicy" i "Furią". Film kręcono równorzędnie z "Batmanem v Supermanem", którego premierę zapowiedziano na parę miesięcy wcześniej. Jednakże, po blamażu filmu Snydera ze strony krytyków oraz widowni, włodarze Warner Bros. zaczęli mocno ingerować w jeszcze niedokończony produkt Ayera. Tym samym film został mocno zmieniony, przyśpieszony w pewnych kwestiach i, w efekcie, nawet niedokończony.

Takie podejście spowodowało, że "Legion samobójców" robi wszystko odwrotnie niż powinien – poczynając od prezentacji bohaterów, przez rozwój fabuły, kończąc na wielkim finale. Innymi słowy: cały film. Największym problemem najnowszej produkcji DC i WarnerBros. są bohaterowie, na których opierała się cała nasza nadzieja na uratowanie nowopowstałego uniwersum. Choć mamy ich cały tytułowy "legion", to nie zależy nam na żadnym z nich, prócz garstce. Jednakże zanim dojdziemy do bohaterów, to dobrze byłoby zacząć tam, gdzie i film się zaczyna, czyli od spotkania Amandy Waller (Viola DavisViola Davis) z rządem USA.

Na tym spotkaniu Waller porusza bardzo ważną kwestię, jaką jest obrona przeciwko istotom "nie z tej ziemi" – ma na myśli, oczywiście, ostatnią potyczkę Supermana w Metropolis z Generałem Zodem. Udaje się jej przekonać dygnitarzy, że ich jedyną bronią przeciwko kolejnemu zagrożeniu jest użycie zagrożenia minionego. Zwalczanie ognia ogniem, jak kto woli. Waller wyjmuje kartotekę, w której trzyma informacje na temat uwięzionych złoczyńców. Takim oto sposobem, bardzo podobnym do zaprezentowania Ligi sprawiedliwości w "Batmanie v Supermanie", przechodzimy do prezentacji głównych bohaterów, czyli wyświetlania na ekranie kolorowych infografik, niczym sylwetki piłkarzy podczas transmisji meczu. Wzrost, waga, przeszłe przewinienia... Czego tam wyczytać nie można? Jest to pierwsza oznaka zmian wprowadzonych przez WarnerBros., które chciało ujrzeć w "Legionie samobójców" nieco świeżości i lekkości, w przeciwieństwie do mrocznego i ciężkiego filmu Snydera. Niestety całkowicie pominęli się z celem, gdyż taki zabieg jedynie wyprowadza widzów z równowagi i pozostawia dla nas bohaterów w pozycji całkowicie neutralnej. Nie chodzi o to, żeby przeczytać o bohaterach jak najwięcej, aby ich poznać, ale żeby dowiedzieć się o nich z ich czynów, ich własnych słów i relacji z innymi.

Pomimo tak dużej liczby postaci, tylko dwojga możemy poznać lepiej, a mianowicie Harley Quinn (Margot Robbie) i Deadshota (Will Smith). Nie bez pozoru też to oni są zagrani przez największe gwiazdy produkcji – ich nazwiska miały przyciągnąć widzów do kina, a jednocześnie Ayer w około nich zbudował całą fabułę (starał się przynajmniej). Ten ostatni przewodniczy grupie złoczyńców, w skład której wchodzą również Boomerang (Jai Courtney), Diablo (Jay Hernandez), Killer Croc (Adewale Akinnuoye-Agbaje) oraz Slipknot (Adam Beach). Wciąż, ścisły nadzór nad wszystkimi sprawują komandosi z Rickiem Flagiem (Joel Kinnaman) na czele, którzy zostali wysłani przez Waller, aby schwytać niebezpieczną, starożytną boginię Enchantress (Cara Delevingne). Trzeba przyznać, że jest to całkiem pokaźna grupa bohaterów, nie wymieniając jeszcze w tym wszystkim roli Jokera (Jared Leto) i jego bandy.

W całym tym natłoku imion, pseudonimów i charakterystych poszczególnych złoczyńców Ayer pogubił się całkowicie i nie przedstawił nam ani jednego solidnego powodu, aby miało nam zależeć na którymkolwiek z nich. Najmniej, rzecz jasna, cierpią na tym Robbie i Smith, którzy dostali najwięcej ekranowego czasu. Trzeba przyznać, że zarówno Harley Quinn jak i Deadshot są zagrani z animuszem – wspaniałe kreacje aktorskie wspomagane są przyciągającymi uwagę kostiumami i charakteryzacjami, co ostatecznie skończyło się Oscarem na tegorocznym rozdaniu nagród. Mimo wszystko film nosi tytuł "Legion samobójców", a nie "Harley i Deadshot", więc trzeba przywołać tutaj nieumiejętnie dobrany balans pomiędzy postaciami. Czy Slipknot w trakcie filmu wypowiedział choć jedną linijkę tekstu? Oczywiście, można to wszystko argumentować bohaterem zbiorowym, ale wciąż pozostaje on kompletnie bez duszy. Nie pomogła też wyczekiwana przez wszystkich scena w barze, gdzie Legion miał odpocząć chwilkę od swoich dobrych uczynków. Nie angażujące dialogi, niewyeksponowany klimat i ponury nastrój bohaterów – wszystko to działa negatywnie na odbiór nie tylko tej sceny, ale całego filmu.

Wszyscy mieliśmy nadzieję na odkupienie win DC i WarnerBros., ale szybko zostaliśmy wyprowadzeni z błędu. Ciężko jest za porażkę obwiniać tylko Ayera, który niejednokrotnie udowodnił, że jest bardzo uzdolnionym reżyserem. Wiele chaotycznie pociętych scen wydaje się być pustych, pozbawionych koloru i głębi. Niewątpliwie jest to efekt przyspieszonej i pozmienianej produkcji. Dostaliśmy produkt niedokończony, w wielu miejscach wadliwy i przede wszystkim pozbawiony tego pazura, którego obiecywano choćby w zwiastunach. Oba studia dostały kolejne ostrzeżenie. Coś musi się zmienić i to już w następnym filmie – "Wonder Woman" – gdyż porażka kolejnego filmu może oznaczać koniec dla raczkującego jeszcze uniwersum DC.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Oh, I'm not gonna kill you... I'm just gonna hurt you really, really bad." Takie słowa wypowiada... czytaj więcej
Ekranizacje komiksów i książek zawsze cieszyły się niemałą, a wręcz wielką popularnością. Za pierwszą... czytaj więcej
Kinowe uniwersum DC, czyli DC Extended Universe nie ma łatwego życia. Krytycy mieszają filmy z błotem.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones