Recenzja filmu

Na bank się uda (2019)
Szymon Jakubowski
Marian Dziędziel
Lech Dyblik

"Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie"

Niech Was nie zwiedzie dość kiczowaty plakat i równie rozmemłane rozpoczęcie samego filmu. Dzieło Szymona Jakubowskiego to niemała gratka. Kilka mankamentów, których w filmie nie brakuje, nie
Niech Was nie zwiedzie dość kiczowaty plakat i równie rozmemłane rozpoczęcie samego filmu. Dzieło Szymona Jakubowskiego to niemała gratka. Kilka mankamentów, których w filmie nie brakuje, nie psuje odbioru całości. "Na bank się uda" to całkiem niezła rozrywka w szatach komedii kryminalnej.

Punktem wyjścia do opowiedzenia dość zakręconej historii jest scena tańca Prokura Słoty (Maciej Stuhr), podczas której przyjemności z oglądania nie stwierdzono. Nie jest nam dane męczyć się tym zbyt długo, bo zaraz dowiadujemy się o jakimś napadzie. Równie złą ekspozycję posiada Patryk Gajda (Józef Pawłowski) – tym razem obserwujemy jakąś niesłychanie sztuczną pogadankę mającą na celu uświadomić widzom, iż bohater to prawdziwy geniusz świata zer i jedynek. Nad problemem realizmu jeszcze się pochylimy. Film zaczyna się od sceny przesłuchania trzech nietypowych, już schwytanych włamywaczy. Są nimi uroczy Eryk (Marian Dziędziel), Tolek (Adam Ferency) i "Chudy" (Lech Dyblik). Pochwalić tu trzeba rozwiązania scenariuszowo-montażowe: mamy narrację polegającą na przedstawieniu trzech przesłuchań jednocześnie, do czego dochodzą jeszcze retrospekcje. Całość jest dynamiczna, co sprawia, że film żyje i w ciekawy sposób zachęca widza do zagłębienia się w intrydze. Lecz sama forma to jeszcze nie wszystko – tu najważniejsi są aktorzy. Zazwyczaj drewniany Józef Pawłowski wykazuje się tutaj talentem, Paulina Gałązka wprost lśni, a nawet pojawiający się na chwilę Krzysztof Ogłoza daje mały, acz przyjemny popis. Dzięki temu dramatis personae nie są tylko kolejnymi elementami układanki (jaką jest film), a budują autonomiczne, dobrze skonstruowane całości.

Przejdźmy teraz do wad, których jest niestety cała masa, lecz – na całe szczęście – są one dość niewielkie (aczkolwiek nie na tyle, aby się nie przyczepić). Zacznijmy od pracy kamery, która sugeruje, że często oglądamy coś z perspektywy paralityka. Innym razem można odnieść wrażenie, że całości zabrakło polotu – przykładem niech będzie scena, gdy wnuk "Chudego" chce się bawić z kolegami. Głębia ostrości nie uwzględnia dzieci na pierwszym planie, akcja rozgrywa się gdzieś w głębi, przez co mamy wrażenie, jakbyśmy obserwowali coś ukradkiem. Kolejnym mankamentem jest wspomniany brak realizmu, który jest spowodowany na kurczowym trzymaniu się filmowych cliché. Ekrany hackerskie w filmach nie mogą wyglądać inaczej niż te ze świata "Matrixa" sióstr Wachowskich; dziennikarze też są jacyś nie z tej ziemi. Patryk w momencie odsunięcia od śledztwa pije jakieś dziwne piwo, a kilkanaście minut później odnajduje – oczywiście – swoją znajomą (Olgą) dzięki bajerancko zdobytym współrzędnym. Również dzwonienie na numer alarmowy w prawdziwym świecie wygląda inaczej, a mafia jest przedstawiona już skrajnie sztampowo... To mogą się wydawać szczegóły, ale skoro akcja filmu rozgrywa się w Krakowie – mieście istniejącym naprawdę – to warto zadbać jeszcze o realizm postaci i historii. Sama lokalizacja klimatu nie czyni i wszystkie wydarzenia przedstawione w filmie wydają się trochę na niby. Wreszcie sam fakt, iż jest to komedia kryminalna, może sugerować mało oryginalny pomysł wyjściowy, ale tu na szczęście jest o wiele lepiej: plot twist, choć prosty do przewidzenia, satysfakcjonuje widza dzięki swojej wielopłaszczyznowości (wątek ministra rolnictwa granego przez Bronisława Cieślaka pojawia się bardzo późno i jest dzięki temu czymś nowym). Przyczepiłbym się też do – skądinąd dobrej – muzyki autorstwa Michała i Mateusza Sarapatów, której jest tu zwyczajnie za dużo, przez co możemy doświadczyć przesytu.

Można by rzec, że jaki kraj, taki gang Olsena. Całe szczęście Polska nie ma się czego wstydzić przed Duńczykami. Osobiście widzę tu ukłon w stronę komedii gangsterskich, jednak Jakubowski nie kopiuje formatu, a raczej się nim inspiruje; bawi. "Na bank się uda" to na bank dobra rozrywka i nic więcej, ale chyba właśnie tym miała być.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Filmy o skokach na banki, poprzedzających je skomplikowanych przygotowaniach oraz grze w kotka i myszkę z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones