Recenzja filmu

Na samym dnie (1970)
Jerzy Skolimowski
Jerzy Skolimowski
Erika Wackernagel

Malarska głębia

Jerzy Skolimowski maluje fascynujący obraz rzeczywistości. Zachwycająca w nim jest szczerość, a co za tym idzie – naturalność. Uczucia wydają się prawdziwe, postacie – autentyczne, a ich
W bieżącym roku mija 53. rocznica powstania "Na samym dnie" w reżyserii Jerzego Skolimowskiego. Film ten obejrzałem po raz pierwszy kilka lat temu i już wtedy utkwił w mojej pamięci na dość długi czas. Po wczorajszym seansie natomiast odebrałem go zupełnie inaczej niż wcześniej; niezmienny pozostał jedynie zachwyt. Zjawiska społeczne, jakie porusza omawiane dzieło, pełnią równie istotną rolę, co aspekt uczuciowy, pomimo iż to on wkrada się na pierwszy plan.

Malarska dusza Skolimowskiego objawia się już na samym początku filmu. Ekran wypełniają czerwone barwy, które nadają mu zmysłowej estetyki. Nawet łaźnia, która przez cały film jest głównym miejscem akcji, to dzieło sztuki. Wygląd zaniedbanych, zniszczonych ścian pomieszczeń przykuwa uwagę, a także definiuje świat przedstawiony. Wszechobecny erotyzm zaburzają wątki poboczne. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że nierzadko co najmniej niesmaczne.


Główny bohater, Mike (John Moulder-BrownJohn Moulder-Brown), to nastolatek. Jego młody wiek, niewinny wygląd i zachowanie definiują go jako przedmiot w rękach dorosłych. Młodzieniec jest poniżany, wykorzystywany w celu zaspokajania określonych potrzeb, często naruszających jego strefę komfortu. Motywem przewodnim filmu jest jednakże relacja głównego bohatera z Susan (Jane AsherJane Asher). Mike zakochuje się w pracowniczce łaźni. Z upływem czasu miłość młodzieńca zaczyna przypominać obsesję. Piętnastolatek jest coraz bardziej zdesperowany, a wskutek tego – nieprzewidywalny. Odkrywa on mroczne sekrety ukochanej, czego następstwem jest stopniowy proces idealizacji osobowości kobiety w wyobraźni chłopaka. Pozornie niewinna relacja niesie za sobą coraz większe konsekwencje.

"Na samym dnie" skłania widza do refleksji na temat granicy pomiędzy miłością a nadmierną fascynacją będącą przyczyną szeroko pojmowanej przemocy. Młodzieńcza naiwność prowadzi do skrajnych zachowań. Pozbawione pragmatyzmu czyny Mike’a nie mają stabilnego gruntu. Z kolei w przypadku podejścia instruktora pływania (Karl Michael Vogler) do swoich nieletnich uczennic nie ma mowy o chociażby cieniu namiętności. Działania mężczyzny, który wykorzystuje ich nieświadomość, są przejawem molestowania seksualnego, co dobitnie podkreśla Susan w późniejszym etapie filmu.

Czerwone barwy, jak rozpoczynały, tak półtorej godziny później, wieńczą historię. Jerzy Skolimowski maluje fascynujący obraz rzeczywistości. Zachwycająca w nim jest szczerość, a co za tym idzie – naturalność. Uczucia wydają się prawdziwe, postacie – autentyczne, a ich działania – świadectwem świata wewnętrznego. Nie ma tu namiastki fałszu, bowiem kwitnąca pierwsza miłość, jej wzloty i upadki zostały przedstawione w sposób niezwykle ujmujący. "Na samym dnie" z pewnością królowałoby na mojej liście najważniejszych filmów poruszających tematykę młodości.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones