Recenzja filmu

Wyszyński - zemsta czy przebaczenie (2021)
Tadeusz Syka
Ksawery Szlenkier
Małgorzata Kożuchowska

Ksiądz Superman

Film koncentruje się jedynie na działaniach tytułowego bohatera podczas powstania warszawskiego. Nie są tu wspomniane jego chlubniejsze czyny życiowe, tj. internowanie przez władze PRL, nominacja
Czy należy wybaczać wrogom? Czy mamy ich miłować? Czy można kłamać w obliczu zagrożenia życia swojego lub innych? Te i inne kwestie roztrząsa w trakcie swych wielogodzinnych kontemplacji Stefan Wyszyński, porucznik Wojska Polskiego i wykreowany przez reżysera filmu, Tadeusza Sykę, na Supermana polski ksiądz. Nie da się zaprzeczyć, że kardynał Wyszyński jest ważną personą w historii Polski, której niewątpliwie należy się film, lecz niestety musi minąć jeszcze trochę czasu, aż powstanie jego rzetelna biografia. Albowiem w tym przypadku mamy do czynienia z daleko idącą idealizacją postaci, której źródła doszukuję się nie tylko w samym scenariuszu, lecz również ze strony mecenasów tego obrazu.

Film koncentruje się jedynie na działaniach tytułowego bohatera podczas powstania warszawskiego. Nie są tu wspomniane jego chlubniejsze czyny życiowe, tj. internowanie przez władze PRL, nominacja na prymasa Polski, obchody tysiąclecia chrztu Polski, czy wreszcie kuratela nad Karolem Wojtyłą, późniejszym papieżem Janem Pawłem II. To są dokonania kard. Wyszyńskiego, o których mówi się na lekcjach historii, i dzięki którym definiujemy sobie tego człowieka. Nie są one wspomniane, ale to nie na nich mamy się koncentrować. Osią fabularną tego filmu jest powstanie warszawskie. Jak dowiadujemy się z kolejnych scen, Wyszyński był wtedy opiekunem duchowym szpitala dla chorych cywili i rebeliantów pod Warszawą. Udzielał rozgrzeszeń, pomagał pacjentom i personelowi, odprawiał msze dla powstańców wyruszających do walki i grzebał tych, którzy nie wracali z niej zwycięsko. Pozostawał w bliskim kontakcie z walczącymi, lekarzami, kurierami i zakonnicami pracującymi w szpitalu pod wodzą błogosławionej razem z nim niewidomej matki Elżbiety Róży Czackiej.

Ten film ma swoje zalety. Jest dobrze udźwiękowiony i kostiumy odpowiadają ówczesnym realiom. Z ról aktorskich na wyróżnienie zasługuje Małgorzata Kożuchowska wcielająca się w rolę matki Czackiej. Niestety, ciężko znaleźć tutaj jakiekolwiek inne wyróżniające się pozytywy. Scenariusz nie pcha fabuły do przodu, a gra aktorska Ksawerego Szlenkiera jest słaba. Grany przez niego kardynał Wyszyński jest nie tylko mało przekonujący, ale przede wszystkim wyidealizowany. Męczące są dla mnie sceny przeżywania okłamania Niemca, niesienia na rękach martwej kobiety w trakcie bombardowania i grania "ostatniego sprawiedliwego". Przede wszystkim jednak najgorszą rzeczą rzucającą się w oczy jest mentalna niezniszczalność Wyszyńskiego. Giną przyjaciele głównego bohatera, ludzie mu najbliżsi. Do tego jest też zmuszony być świadkiem rozstrzelania cywilów przez nazistów. Śmierć czai się wszędzie, przyszły kardynał jest mieszany z błotem, a mimo wszystko pozostaje niezachwiany w wierze. Absolutnie nie neguję tej wytrwałości, lecz on usilnie wmawia sobie, żeby miłować nieprzyjaciół. 

Chcąc trwać w przykazaniach boskich o miłowaniu bliźniego, Wyszyński zapomina o tym, że na wojnie nie ma miejsca na miłość. Na polu bitwy jest tylko nienawiść. Nie może nienawiść ścierać się z miłością, jak również nie można obdarzać nią nieprzyjaciela wrogo do nas nastawionego. W trakcie II wojny światowej wiele osób zadawało sobie pytanie: Gdzie jest Bóg? Czemu On na to pozwala? Na usta aż cisną się słowa Friedricha Nietzschego: "Bóg umarł". Na wojnie, tak jak w naturze, wygra najsilniejszy. Na wojenną nienawiść należy odpowiedzieć nienawiścią, bo inaczej wróg nas pożre. Nie należy również używać miłości do bliźniego jako swoistego rozgrzeszenia wobec bezwzględności ludzkiej, ponieważ nie każdy jest zdolny wybaczyć i nie wszystko da się wybaczyć. Dlatego podejście księdza Wyszyńskiego do świata jeszcze bardziej odrealnia go w naszych oczach. Nie ma ludzi mentalnie niezniszczalnych. Każdy ma swoją piętę Achillesa, miejsce, które zaboli, jak się w nie uderzy. Postawa głównego bohatera jest piękna, ale dla wielu ludzi nieosiągalna. Trwanie przyszłego prymasa Polski w wierze jeszcze mocniej uwidacznia nam bolesną prawdę o ludziach: każdego człowieka można złamać. Nie można w pełni znieczulić się na ból, okrucieństwo i niesprawiedliwość świata. Można do tego dążyć, można się trenować, szukać wsparcia, ale to nie zmienia faktu, że każdy z nas może upaść.

Matka Czacka w końcowej fazie powstania warszawskiego powiedziała głównemu bohaterowi, że został ocalony po coś, że Bóg ma wobec niego jakiś plan. Miała rację. Wyszyński stał się przywódcą duchowym w czasie ateistycznego komunizmu. Ludzie potrzebowali kogoś takiego jak on, człowieka o niezachwianej wierze kierującego ostatnią wolną instytucją w państwie. Mimo że film "Wyszyński - zemsta czy przebaczenie" nie skupia się akurat na tym momencie życia prymasa Polski, ukazuje nam inny, ale równie istotny, jego epizod. Niestety, niepotrzebna idealizacja zadziałała ze szkodą na efekt końcowy.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones