Recenzja filmu

Yôkai hantâ: Hiruko (1991)
Shin'ya Tsukamoto
Hideo Murota
Naoto Takenaka

"Yokai Hanta - Hiruko", czyli dlaczego archeolog nie ma łatwego życia.

Odmienność filmów z różnych krajów jest tak wielka, że czasem naprawdę trudno się „przestawić”. Większość ludzi ogląda tylko produkcje pochodzące z USA i gdy zetknie się z filmami
Odmienność filmów z różnych krajów jest tak wielka, że czasem naprawdę trudno się „przestawić”. Większość ludzi ogląda tylko produkcje pochodzące z USA i gdy zetknie się z filmami pokazującymi inną kulturę i sposób myślenia to powstają problemy. Publiczność albo nie „czuje” tego obrazu albo po prostu jej się nie podoba. „Hiruko the Goblin” to kolejny film, który jest dość obcy naszej kulturze i trudny w odbiorze. Jest to kolejny już obraz po chociażby „Fantomie standardowego rozmiaru” czy „Tetsuo – Człowiek z żelaza” reżysera Shinya Tsukamoto. Entuzjaści wiedzą, że to jeden z przedstawicieli japońskiego kina, który naprawdę potrafi działać na psychikę człowieka. Jego filmy są trudne. Nie chodzi tutaj o jakieś skomplikowane scenariusze tylko o sam aspekt psychologiczny filmu. Wystarczy wspomnieć dwie części Tetsuo i już wiadomo, na czym polega geniusz tego reżysera. Dochodzi do tego fakt, iż w wielu przypadkach jest on reżyserem, scenarzystą, producentem i odtwórcą roli (często głównej postaci). Tym razem jednak ograniczył się tylko do scenariusza i reżyserii. „Hiruko the Goblin” opowiada historię pewnego mężczyzny (archeologa Takashi Yabe), który zaginął. Po tym jak odnalazł grobowiec tytułowego Hiruko (był to legendarny goblin, w którego mało, kto wierzył) rozpłynął się bez śladu. Jego syn, Masao Yabe wraz z towarzyszem postanawiają odkryć tajemnicze zniknięcie seniora Yabe i tym samym rozwikłać odwieczną zagadkę potwora Hiruko (to monstrum potrafiło znikać, a zabijało ludzi poprzez obcięcie im głowy). Jest również kilka wątków pobocznych, których na pewno nie przegapicie (np. niewyjaśnione zjawisko, jakim jest fakt, że po każdym morderstwie na plecach Masao powstają na kształt tatuaży – twarze ofiar). Uważam, że scenariusz jest dość ciekawy jednak sądzę, że samo jego wykonanie jest trochę na wyrost. W pewnym momencie panu Tsukamoto zbyt mocno puściła fantazja. Jakby na to nie patrzeć jest to japoński styl. Aktorzy też spisują się dość dobrze, chociaż te komediowe elementy trochę wypaczają obraz filmu i robią go jeszcze dziwniejszym. Muzyka w tym filmie jest ciekawa. Na ogół spokojna i melancholijna. Między scenami dekapitacji w sam raz dla zmęczonego umysłu. Z produkcjami azjatyckimi to jest tak, że przeważnie są one trudno dostępne dla innych krajów. Jest tak i w tym przypadku. Film wyprodukowano w 1990 roku i wtedy też ujrzał światło dzienne w kraju kwitnącej wiśni. W Polsce nie doczekaliśmy się tego obrazu w ogóle. Jedyną (legalną) możliwością zobaczenia tego filmu była obecność na trzeciej edycji festiwalu Era Nowe Horyzonty (w roku 2003) gdzie był wyświetlany jeszcze np. „Bullet Ballet”. Zapewne fani tego typu projektów widzieli już ten film. Dla tych, którzy go jeszcze nie widzieli, a zobaczyć go chcą nie pozostaje nic innego jak działać „poza prawem”. Mimo swojego trudnego klimatu film jest dość ciekawy, (choć przekombinowany) i można go obejrzeć. Bez rewelacji, a jednak polecam.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones