This is PapaBear to all squads!

Gra oferuje multum misji dla pojedynczego gracza, bardzo długą kampanię osadzoną w okresie Zimnej Wojny, opowiadającą o fikcyjnej agresji na wyspę Everon oraz bardzo prosty w obsłudze edytor,
Kiedy w 2002 i 2003 roku wielkie już marki, takie jak: "Call of Duty" i "Medal of Honor" czy "Battlefield", wstępowały na scenę wojennych FPS, zupełnie zdeklasowały poprzedników i odsunęły w cień wiele pozycji (w tym sławny "Return to Castle Wolfenstein", który po wielu latach doczekał się tylko jednej kontynuacji) wyznaczając nowe trendy. Jednak rok przed premierą MoHa, powstał jeden z najlepszych symulatorów pola bitwy, łączący klasyczny, oskryptowany FPS z elementami taktyki.



Małe czeskie studio (Bohemia Interactive) wyprodukowało "Operation Flashpoint Cold War Crisis", grę, która przeszła bez większego echa w świecie, ba, nawet w Europie. Jest to o tyle dziwne, że "OFP" to pierwsza, tak bardzo realistyczna produkcja, która nie jest kolejną grą z serii: idź z punktu A do punktu B, zabij n przeciwników i kontynuuj marsz do punktu C. Czesi postawili na realizm i to ultrarealizm, rezygnując z przyjętych do tej pory wzorców i schematów i to nie jedynie na poziomie fabularnym, ale również na poziomie technicznym. W tej grze nie ma "paska życia", arsenału skrytego za cyframi klawiatury numerycznej czy niewidzialnych barier ograniczających mapę. Jeśli dostaniemy kulkę, to po prostu giniemy i musimy załadować ostatni checkpoint lub zapis (który nawiasem mówiąc jest jeden), ewentualnie zostajemy zranieni, ale nawet wtedy nie istnieje opcja cudownego leczenia. Gdy jesteśmy ranni w nogi, chodzenie jest niemożliwe i musimy się czołgać, jeśli zostajemy zranieni w ręce, celowanie staje się trudniejsze i jedynym naszym ratunkiem jest medyk lub szpital polowy.

Zabierając sprzęt na misję, możemy wziąć jedynie jego określoną liczbę np. karabin szturmowy M16, 3 magazynki i 6 granatów, wszelkie dozbrajanie ponad stan sprawi, że będziemy musieli się pozbyć czegoś z naszego plecaka. I nawet w zbieraniu amunicji nie ma ułatwień w formie "przejdź po broni i podnieś ją", każdą sztukę amunicji będziemy musieli przenosić ręcznie, każdy granat, każdą flarę czy minę.
Gdy mamy do wypełnienia misję polegającą na zabiciu trzech wysokiej rangi oficerów Specnazu, nie ma mowy o podążaniu ściśle wytyczoną ścieżką do bazy, w której oficerowie mają spotkanie. To od nas zależy, gdzie i kiedy zaatakujemy i czy przedrzemy się szturmem przez patrole wroga, czy po cichutku zakradniemy się do bazy.

Wielkość świata oraz brak broni do walki zwarciu sprawiają, że potyczki sprowadzają się głównie do długotrwałego ostrzału z dużej odległości. Zupełnie jak na prawdziwej wojnie, zero cudacznych quick time eventów, w których rzucamy nożem do przeciwnika, łapiemy go i rzucamy się z nim w przepaść, a podczas spadania wykańczamy w locie resztę niemilusińskich. Tutaj na większość starć czeka się dość długo, a jeśli do nich dochodzi, to aby ustrzelić przeciwnika biegnącego kilkaset metrów od nas, musimy wypruć cały magazynek i nadal nie mamy pewności, czy jest martwy. Bynajmniej nie sprawia to, że rozgrywka staje się nudna i monotonna, czuć jednak, że nie jest to typowy wojenny FPS, dominują tu realia wojenne, a nie przygodowe, przez co gra wymaga o wiele więcej cierpliwości od graczy. W porównaniu z innymi grami tego typu, Flashpoint wydaje się ekstremalnym skokiem w sam środek pola bitwy, gdzie znikają sztuczne bariery między grą a rzeczywistym polem walki, jednak po kilku nocach spędzonych nad tą grą już nikt nie będzie chciał wracać do innych "strzelanek".



"OFP" proponuje nam olbrzymi świat, w którym poruszać się będziemy w czasie rzeczywistym, dlatego każda godzina spędzona przed komputerem, będzie równoznaczna z każdą godziną moknięcia w strugach deszczu na Kołgujewie, podczas czekania na przyjazd konwoju. Walkę będziemy prowadzić o zmroku, w samo południe, przy świetle zachodzącego słońca lub w mglisty, dżdżysty dzień.

Tu nie ma prostych rozwiązań, nie ma jednego podejścia czy możliwości ataku. Możemy uderzyć z powietrza, wody, lądu, zabić za pomocą pistoletu, granatów, granatników, przyjechać T-72, Uralem albo przylecieć AH-1, jedynym ograniczeniem jest tu pomysłowość gracza (i oczywiście możliwości danej misji). Szczególną uwagę należy zwrócić na samo użytkowanie broni oraz pojazdów, które jest kolejnym diamentem w skrzyni skarbów Czechów. Dźwięki wystrzałów, wygląd pojazdów, statystyki - to wszystko praktycznie nie odbiega od prawdziwych realiów.

Dzięki tym wszystkim szczegółom, udało się stworzyć wprost fenomenalny klimat pola bitwy, podgrzewany kapitalnymi dialogami radiowymi i niespodziewanymi zwrotami akcji.  Nie do opisania są momenty, w których do miasta, którego bronimy, wjeżdża T-80 (o którym zawiadamia nas jeden z naszych podwładnych kultowym meldunkiem radiowym: "T-80 twelve o'clock two hundred"), a my ranni, przemykamy z domu do domu, słuchając groźnego pomruku silnika czołgu i szukając zdobycznego granatnika RPG i modlimy się, aby starczyło nam rakiet.


 
Oprócz szeroko pojętego realizmu gra ma do dyspozycji prosty, aczkolwiek skuteczny tryb taktyczny, który sprawia, że dowodzenie staje się przyjemnością. Do dzisiaj nie spotkałem się z lepszym systemem wydawania rozkazów, który unika błądzenia po menu meldunków i rozkazów oraz skraca do minimum żmudne kręcenie rolką myszki w poszukiwaniu odpowiedniej komendy. Jak prosto można rozpętać piekło?  9,5,3,5 - nasi wojacy strzelają bez rozkazu do wszystkich celów, które będą w ich polu widzenia. Nie ma odstępstw od tej reguły nawet w przypadku, gdy dowodzimy pojazdami.

Gra oferuje multum misji dla pojedynczego gracza, bardzo długą kampanię osadzoną w okresie Zimnej Wojny, opowiadającą o fikcyjnej agresji na wyspę Everon oraz bardzo prosty w obsłudze edytor, który nawet laikom nie stworzy problemu przy tworzeniu nieskomplikowanych misji. A naprawdę, jest co tworzyć. Do wyboru mamy 4 wielkie wyspy, pełne kotlin, jarów, wąwozów, dolin, gór, lasów, miast, skalistych brzegów etc etc., olbrzymią ilość pojazdów i jednostek oraz cała gamę addonów i modyfikacji (ciekawostka: "Operation" to gra, do której zrobiono prawdopodobnie najwięcej fanowskich addonów i modyfikacji), które dają możliwość tworzenia własnych miast, nowych oddziałów oraz modyfikowania rzeźby terenu.

Niestety, nawet przy takich możliwościach edytora, nie jest nam dane nacieszyć się grą wieloosobową, która powinna być kwintesencją serii. Obecnie funkcjonuje ledwie kilkanaście serwerów, z reguły są to serwery rosyjskie, ukraińskie i czeskie. Wiele klanów tworzących mapy i modyfikacje przestało istnieć, a słynny tryb Mini Battlefield (protoplasta obecnych multi "Battlefielda" czy "Call of Duty") rozgrywany jest rzadko, zwykle stawia się na potyczki w ciasnych korytarzach pustynnych miasteczek w trybie Capture the Flag lub robienie misji kooperacyjnych. Jest to niestety kolejny smutny dowód na to, że seria została pogrzebana pod grupą warstwą kurzu i zbyt szybkiego postępu w dziedzinie tworzenia gier.



Zapewne "OFP" nigdy nie będzie miało startu do wielkich marek, które zostały wypromowane na przestrzeni lat, co najlepiej widać po miażdżących opiniach dotyczących luźnych kontynuacji serii: "Operation Flashpoint: Red River", które pozostają daleko w tyle za postępem w dziedzinie wojennych strzelanek i przynoszą niejako ujmę dla wirtuozerskiej pracy Czechów. Ich opus magnum zestarzało się w wielu aspektach, nadal denerwują bugi w oskryptowaniu, przenikanie się modeli postaci i pojazdów w najmniej spodziewanych momentach, pojazdy wybuchające po wpadnięciu do wody (?) oraz cała masa mniejszych lub większych błędów, które w dzisiejszych czasach są usuwane lub zmyślnie maskowane. Nie ujmuje to jednak w żaden sposób czeskiej perełce, która pozostaje dla mnie niedoścignionym wzorem, jak należy robić gry wojenne.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones