Recenzja serialu

I'm Alan Partridge (1997)
Dominic Brigstocke
Armando Iannucci
Felicity Montagu
Sally Phillips

Mr. Faux Pas

Rzecz będzie o jednej z najbardziej irytujących i megalomańskich postaci telewizyjnych, która obala tezę o bezdzietności Basila Fawlty'ego. "I'm Alan Partridge" - te słowa, jak wierzy
Rzecz będzie o jednej z najbardziej irytujących i megalomańskich postaci telewizyjnych, która obala tezę o bezdzietności Basila Fawlty'ego. "I'm Alan Partridge" - te słowa, jak wierzy zdegradowany do roli prowadzącego typową "zapchajdziurę" w radiostacji Norwich podupadły gwiazdor telewizyjny, potrafią otworzyć każde drzwi. Odtwórca roli Partridge'a i scenarzysta produkcji, Steve Coogan, stworzył kawał świetnej, klasycznie wyspiarskiej komedii, toczącej się w niczym niewyróżniających się wnętrzach z udziałem wybitnie nieatrakcyjnych postaci, odzianych w nieco trącące już myszką ubrania. Mimo niewartego uwagi tła, serial ma jednak wiele do zaoferowania. Zdjęcie Partridge'a mogłoby towarzyszyć słownikowej definicji wyrazu "nietakt". Jego niezręczny dla otoczenia ekshibicjonizm i przekonanie o dużym uroku osobistym oraz wiedzy dotyczącej rozmaitych dziedzin, by czy to przekonać mocodawców z ramienia BBC do powrotu na antenę, czy to zbudować sobie pewną pozycję wśród personelu hotelu, w którym zamieszkuje, czynią go prawdziwie zapamiętywalną postacią. Dodając do tego powstające u niego pod wpływem frustracji kryptogejowskie fantazje o wykonywaniu "lap dance", w którym główną rolę gra uroczy sweterek w kolorowe kwadraty i przeróżni ludzie, od których zależy jego dalsza kariera, można otrzymać nie do końca trzymający się kupy portret postaci. Dopełnią go zaiste denerwujący ton głosu reportera, najbardziej drażniący uszy po odbyciu przez niego wysiłku fizycznego (czy też uwolnieniu się z rąk dusiciela) oraz na wskroś obleśny wygląd. Partridge jest przyzwyczajony do pomiatania ludźmi, których to do tej roli starannie selekcjonuje - będąc jednak wrażliwym na krytykę postaci typu innego niż jego wierna jak pies asystentka Lynn, zamienia się w cień siebie i ucieka gdzie pieprz rośnie, żałośnie wymachując kończynami. Czy można jednak dziwić się, że człowiek organizujący audycje pod tytułem "Kto jest najlepszym władcą: władca pierścieni, władca much, czy władca tańca?", w życiu wymyśla sobie problemy podobnego kalibru? Osobiście nie dziwię się, że Steve'a Coogana stawia się w jednym rzędzie z Peterem Sellersem (w którego, nawiasem mówiąc, miał się wcielić w filmowej biografii).Widać, że aktor zna swoje mocne strony i potrafi być jednocześnie "na siłę" śmiesznym na poziomie rzeczywistości filmowej i naprawdę śmiesznym dla widza, co z pewnością wziął pod uwagę pisząc scenariusz. Świetna gra ciałem, przeistaczająca stosunkowo młodego aktora w czterdziestoparoletniego cwaniaka o nieco topornych ruchach, jest zdecydowanie różna od jego postaci, do której listy miłosne pisała seriami chociażby Courtney Love. Wizerunku bohatera dopełni mimika najwyższej próby, włączając bezrefleksyjne spojrzenie, w którym jednak odnajdziemy ślady poczucia wyższości i przekonania o własnej racji. Kolejnym plusem produkcji są kapitalne role żeńskie, poczynając od Amelii Bullmore w roli ukraińskiej utrzymanki Alana Sonji, która nie poszła na łatwiznę wybierając tanią wulgarność i pokazała charakter postaci (nad wyraz świetnie zresztą wychwytując akcent), poprzez Lynn Felicity Montagu, imponującą wyćwiczeniem mimiki niewolniczo poddaną Alanowi współpracowniczkę z genialnie na twarzy wypisanym zboleniem i frustracją, po służbowo zmuszoną do uśmiechania się Alanowi Barbarę Durkin w roli Susan, często pozwalającej sobie na kąśliwe uwagi pod adresem burackiego Partridge'a recepcjonistki. Pochwała należy się też Simonowi Greenall'owi za postać obdarzonego akcentem z Newcastle byłego komandosa, którego militarna, traumatyczna przeszłość nie mogła nie pozostawić śladu w psychice bohatera i jego zachowaniu. Pełen gry słów i aluzji filmowych (poczynając od tytułów odcinków, nawiązujących do innych produkcji, jak "To Kill a Mocking Alan","I Know What Alan Did Last Summer" czy "Alan Wide Shut") i niezapomnianych cytatów serial, wspomożony świetnymi charakterologicznie postaciami, nie mógł się nie udać. Mimo prostoty pod względem wizualnym, która niektórych może niestety odstraszyć, ci, którzy przetrwają pierwszy odcinek, raczej nie znajdą powodów do narzekań, a większość z pewnością dostrzeże brylant komedii zagrzebany w popiele, po którym radośnie skaczą "świnie z BBC", by użyć porównania, które mogłoby z powodzeniem wyjść z ust samego Alana P.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones