Relacja

NETIA OFF CAMERA: Dwie kobiety w różnym wieku

https://www.filmweb.pl/article/NETIA+OFF+CAMERA%3A+Dwie+kobiety+w+r%C3%B3%C5%BCnym+wieku-117254
Podczas krakowskiego Netia Off Camera możemy obejrzeć dwa udane filmowe portrety kobiet: litewskie "Lato Sangaile" w reżyserii Alanté Kavaïté (sekcja "Nadrabianie zaległości") oraz "Co przynosi przyszłość" Mii Hansen-Løve z Isabelle Hupert (sekcja "Odkrycia").

Sen o lataniu ("Lato Sangaile", reż. Alanté Kavaïté)

Sangaile to imię, które - jak tłumaczy sama bohaterka - oznacza "z siłą". Matka dziewczyny będzie jednak pierwszą do wytknięcia dysonansu między dumnym mianem a nieprzystającą do niego nosicielką. Istotnie, Sangaile nie sprawia wrażenia opoki; wydaje się zagubiona, wycofana. Nie wie, co chce studiować, a kiedy matka pyta ją, kim pragnie zostać, gdy dorośnie - nastolatkę stać jedynie na jałową ciętą ripostę: "zostanę prostytutką". Film litewskiej reżyserki Alanté Kavaïté to ujmujący zapis stanu ducha dojrzewającej dziewczyny: rozdartej między pacholęcą nieśmiałością a mierzeniem wysoko, ponad chmury; między odruchami autodestrukcji a wzruszeniami pierwszej miłości.


"Lato Sangaile" otwiera obraz kręcącego beczki i piruety samolotu. Ten widok przyciąga uwagę bohaterki, hipnotyzuje ją. Kiedy jednak nadarza jej się okazja lotu, Sangaile kapituluje, ucieka. Kavaïté precyzyjnie chwyta tu dualizm okresu dojrzewania, kiedy chcieć czegoś całym sobą i bać się czegoś śmiertelnie to dwie strony tego samego emocjonalnego równania. Sangaile żyje w strachu przed własnymi marzeniami, w cieniu matki, byłej tancerki, spędzającej letnie dni na ćwiczeniu asan w ogrodzie. Kiedy kobieta opowiada córce o swoich sukcesach zawodowych, nieprzypadkowo używa metafory unoszenia się nad ziemią. W filmie wciąż powraca symbolika lotu, ale u Kavaïté nie jest to tylko prosty znak wyzwolenia i spełnienia. Żyjąca w świecie marzeń dziewczyna ma też w sobie coś z Ikara. Igra bowiem ze śmiercią: kontempluje samobójstwo i mechanicznie, z dnia na dzień - niemal rutynowo - kaleczy się cyrklem.

Ten stan zawieszenia, w jakim znalazła się bohaterka, potęguje jeszcze czas i miejsce akcji. Sangaile spędza wakacje z rodziną poza miastem; dni płyną tu leniwie, a prawdziwe życie czai się gdzieś za horyzontem. Dla dziewczyny to okres samotnej melancholii - do czasu, gdy na miejscowym festynie poznaje energiczną Auste. Nowa koleżanka nie mogłaby bardziej różnić się od Sangaile: żyje bowiem pełną piersią, z uśmiechem na ustach i zawadiackim spojrzeniem - a to imprezując ze znajomymi, a to realizując się w swoich artystycznych pasjach. A jednak Auste jest zaintrygowana Sangaile, tak inną od niej samej. Między nastolatkami rodzi się napięcie, erotyczna fascynacja, może nawet miłość.

Całą recenzję Jakuba Popieleckiego znajdziecie TUTAJ.

Koniec świata ("Co przynosi przyszłość", reż. Mia Hansen-Løve)

Katastrofa jest sposobem na odzyskanie wolności. W świetnym "Co przynosi przyszłość" Mii Hansen-Løve nie ma ona wymiaru totalnego, nie wpływa na losy ludzkości, na nikim nie robi wrażenia. Dzieje się w zaciszu jednego domu. Dotyka jednej postaci. Jest sprawą indywidualną, intymną rewolucją. W ciągu kilku miesięcy Nathalie (Isabelle Huppert), nauczycielka filozofii po czterdziestce, musi uporać się z odejściem męża, psychotyczną matką i niekorzystnymi zmianami w pracy. Świat, który znała, stopniowo odchodzi w zapomnienie. Nathalie czeka zmierzenie się z rzeczywistością i zaakceptowanie jej taką, jaka jest. To trudne dla kobiety, która ciągle się gdzieś śpieszy, coś załatwia, o czymś czyta, z kimś rozmawia. Dla kobiety inteligentnej i bezpretensjonalnej, ale trochę nieczułej na potrzeby bliskich, zadziwiająco niewrażliwej na świat, zapatrzonej w siebie. Dla kobiety fascynującej, o której Hansen-Løve opowiada w piękny sposób.


Francuska reżyserka ma tendencję do nostalgicznego patrzenia w przeszłość, ale szuka też własnej drogi twórczej i z filmu na film udoskonala swój język opowiadania. W "Co przynosi przyszłość" nie ma już słabości, o jakich można było mówić w kontekście "Edenu", jej poprzedniej realizacji. W historii o DJ-u, który nie umie pogodzić się z ciągłymi zmianami na rynku muzycznym, Hansen-Løve popadała w lekką pretensję. Trudno jej było unieść ciężar ambicji swojego bohatera i opowiedzieć o przeżywaniu samotności w tłumie. W "Co przynosi przyszłość" zmusza swoją protagonistkę do konfrontacji z prawdą i gładko splata prozę życia z wykładaną przez Nathalie filozofią. Pasja jest kręgosłupem utrzymującym bohaterkę w pionie. Nie pozwala jej rozsypać się na kawałki, kiedy świat pada ofiarą bolesnych rekonfiguracji.

Od Nathalie odchodzi mężczyzna, z którym spędziła dwadzieścia pięć lat. Zostaje przy niej za to uciążliwa matka (Edith Scob), która ciągle domaga się uwagi. Kiedy umiera, towarzyszką życia Nathalie mimowolnie zostaje czarna Pandora, stary kot o może nazbyt symbolicznym imieniu. Im więcej nieszczęść spada na kobietę, tym jest jednak lepiej. Każde rozstanie wnosi do jej świata trochę ciszy i spokoju, o których marzyła od zawsze. Nathalie nie łapie się – niczym brzytwy – skrawków tego, co zostało z dawnych emocji i wzruszeń, jak robił to Paul Vallée w "Edenie". W czasie rozmowy z dawnym studentem kobieta przyznaje, że jest już za stara na radykalne gesty. Nie chce do nich wracać. Nie jest wierna młodzieńczym ideałom? Bynajmniej. Nie przestała myśleć samodzielnie, nie straciła tożsamości, którą budowała przez lata. Huppert w ciągu niespełna dwóch ekranowych godzin buduje ją na oczach widzów od zera. W sposób wielowymiarowy i wiarygodny w każdym calu.

Całą recenzję Anny Bielak przeczytacie TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones